Kobiece kino – Festiwal w Kolonii i Dortmundzie
11 kwietnia 2013„Przecież kamera jest dla ciebie zbyt ciężka”- stwierdzenie to Sophie Maintigneux słyszała niejednokrotnie w latach 80-tych i 90-tych. Niemiecko-francuska operatorka, która nakręciła m.in. filmy: „Zielony promień” oraz „Wojnę kobiet” walczy od lat o równouprawnienie w swym zawodzie. Te antykobiece stwierdzenia zniknęły już z planu filmowego, lecz nadal trudno mówić o równych szansach w zawodzie operatora filmowego. „Wciąż zbyt mało kobiet stoi za kamerą”- twierdzi Sophie Maintigneux.
W Niemczech to zaledwie 10 procent. Podobnie wygląda sytuacja z reżyserkami. ”Filmy kobiece są niewystarczająco reprezentowane na festiwalach filmowych. Na przykład w Cannes są pokolenia filmowców, wśród których nie ma ani jednej reżyser”- tłumaczy austriacka filmowiec Barbara Albert. Jej najnowszy film „Ci, którzy żyją” (Die Lebenden) bierze udział w konkursie w ramach Międzynarodowego Kobiecego Festiwalu Filmów w Dortmundzie i Kolonii trwającego jeszcze do 14.04.2013. Dla Barbary Albert festiwal ten jest ‘polityczną koniecznością', ponieważ ‘filmy kręcone przez kobiety gorzej się sprzedają i są mniej komercyjnie oceniane'. W aktualnej edycji festiwalu startuje 100 filmów z 30 krajów. Dla wielu twórczyń to jedyna możliwość, by pokazać swoje prace. Program przewiduje też seminaria i warsztaty.
Równouprawnienie w branży fimowej
Sophie Maintigneux wykłada również w Wyższej Szkole Mediów w Kolonii. Swoim studentkom, które uczy techniki filmowej, radzi przede wszystkim, by się nie bały. Na kolońskiej uczelni sytuacja kobiet operatorek filmowych wyraźnie się poprawiła i są one coraz częściej doceniane przez opinię publiczną. Dwie ostatnie niemieckie nagrody filmowe, jeśli chodzi o kamerę, otrzymały kobiety. „Fakt, że Kathryn Bigelow dostała Oscara za reżyserię w filmie „W pułapce wojny” w 2008 r. jest prawie rewolucją”- uważa reżyser Barbara Albert. Przełom w karierze austriackiej filmowiec nastąpił w 1999 roku dzięki filmowi „Nordrand”, który nagrodzono na licznych międzynarodowych festiwalach, m.in. w Wenecji. Także Sophie Maintigneux wystartowała z karierą po tym, jak jej film „Zielony promień” otrzymał w Wenecji Złotego Niedźwiedzia. Obie twórczynie są zgodne co do tego, że festiwale filmowe są dla kobiet świetną trampoliną do kariery, jednak kobiety powinny częściej brać w nich udział.
Kobieta operator
Tymczasem nikła obecność kobiet na festiwalach filmowych nie jest jedynym problemem. Zdaniem Barbary Albert, która walczy o parytety w branży filmowej, kobiety, właśnie dlatego, że jest ich mało muszą być w tym co robią, dużo lepsze.
Poza tym powinny być bardziej pewne siebie. „Być reżyserem filmu oznacza nie tylko prowadzenie zespołu, lecz jest równoznaczne z ponoszeniem odpowiedzialności. Wiele kobiet obawia się, że nie da rady” - tłumaczy Sophie Maintigneux.
Możliwości dla kobiet w branży filmowej są coraz większe również na scenie międzynarodowej. Młode twórczynie filmowe w Niemczech borykają się jednak z typowym dla kobiet dylematem: kariera czy dzieci? "W naszym zawodzie dużo się podróżuje i obowiązuje nienormowany czas pracy. A dzienne pensum wynosi niejednokrotnie 12 godzin”- wyjaśnia Sophie Maintigneux a Barbara Albert uważa, że pogodzenie zawodu z rodziną jest w Niemczech praktycznie niemożliwe.
Ale dla obu jednakowe traktowanie, bez względu na płeć, nie jest kwestią estetyki filmowej, lecz równouprawnienia. „Kobiety pracujące z kamerą nie mają innego spojrzenia, tylko znajdują się w mniejszości - mówi reżyserka Sophie Maintigneux.
Marie Todeskino/Aleksandra Jarecka
red.odp.: Elżbieta Stasik