Emmanuel Macron wydaje się być politycznym dzieckiem szczęścia – ma dobry instynkt, jest błyskotliwy i ma dobrych doradców. Jeszcze żaden francuski prezydent nie wystartował w tak oszałamiającym tempie: wybór składu rządu z różnych ugrupowań, pierwsze wystąpienia na arenie międzynarodowej, a teraz sukces w wyborach do Zgromadzenia Narodowego, który po prostu spadł mu z nieba. Mogłoby się wydawać, że Emmanuel Macron potrafi chodzić po wodzie.
Wielkie oczekiwania i niska frekwencja
A mimo to: jeśli wziąć pod uwagę wyniki w sondażach, spodziewano się o wiele więcej. Mówiono o ponad 400 miejscach w parlamencie, 2/3 większości i praktycznym wyeliminowaniu opozycji.
Ostatecznie do tego nie doszło: Emmanuel Macron uzyskał większość, która ułatwi mu rządzenie krajem. Przy czym sama ilość centrystów w jego rządzie może się stać głównym zarzewiem przyszłych sporów. Ale Francuzi nie dali mu całkowicie wolnej ręki.
Jeśli jednak połowa wyborców nie idzie na głosowanie, jest to sygnałem alarmowym – z jednej strony. Z drugiej strony w dniu wyborów pogoda była słoneczna i wszystkich ciągnęło na wyraj. Poza tym Francuzi mają już przesyt polityki. W końcu musieli już oddać swoje głosy w wyborach prezydenckich i parlamentarnych. A za każdym razem głosuje się w dwóch turach. Więc nie ma co się dziwić, że po silnych emocjach bardzo upersonalizowanych wyborów prezydenckich, odechciało im się kolejnych głosowań. Ponadto wyniki sondaży wyraźnie prognozowały zwycięstwo „macronistów”, co elektorat innych ugrupowań politycznych w ogóle zniechęciło do tego, aby udać się do urn.
Kolorowa ekipa w parlamencie
Jeszcze żaden rozdział we francuskiej polityce nie rozpoczynał się od tylu nowości, ale w związku z tym spory jest w tym wszystkim potencjał chaosu. Wśród ekipy Macrona znalazło się mnóstwo nowicjuszy i wielu posłów, którzy przeszli z innych klubów, więc nie jest wykluczone, że premierowi rządu będą uprzykrzać życie. Musi on ich jeszcze zdyscyplinować w ryzach jednego klubu poselskiego. A poza tym polityczny ruch „En Marche” musi przeobrazić się w partię. Nie obędzie się w tym procesie docierania się bez konfliktów i nie wykluczone, że klub utraci przy okazji kilka miejsc w parlamencie. W Paryżu dzieje się niesamowicie dużo, ale nie ma powodów do niepokoju. Jest to w takiej sytuacji raczej symptom normalności.
Początek twardej rzeczywistości
W ostatnią niedzielę wyborczą Emmanuel Macron mógł jeszcze fetować swoje zwycięstwo, ale w poniedziałek rozpoczęła się polityczna codzienność rządów. Młody prezydent musi przekonać Francuzów nie tyle do siebie, co do swoich planów i reform. A to już od zawsze było trudne, bo Francuzi są po prostu uparci.
Na tym przez ostatnie dziesięciolecia niejednokrotnie potknął się mniej lub bardziej każdy rząd. Wycofywały się ze swoich planów i reform pod presją protestów na ulicach i strajków powszechnych. Albo rozmydlali do niepoznania swoje zamiary, jak nieszczęsny poprzednik Macrona, Francois Hollande.
Emmanuel Macron nie może sobie pozwolić na wycofanie się rakiem z tej sytuacji. Utrzymanie reputacji i sukcesu lub ich utrata zależą od przebiegu modernizacji kraju i nakręcenia koniunktury. A to z kolei będzie zależeć od tego, czy uda mu się trwale powstrzymać swoich rodaków od wchodzenia na barykady, jeśli zabierze on im zabezpieczenia społeczne.
Prezydent musi nauczyć się trudnego balansowania między opiekuńczym państwem, tłumiącym inicjatywę i konkurencyjność, zimnym radykalizmem rynkowym, który we Francji nigdy nie zdobędzie poparcia większości.
Chodzi w gruncie rzeczy o społeczne, liberalne reformy, które są zwalczane jako dzieło szatana w tym samym stopniu przez nieustępliwą lewicę, socjalistów, którym ledwo udało się przeżyć politycznie oraz przez skrajnie prawicowy Front Narodowy. Jako oręż w tej walce widzą siebie bezkompromisowi związkowcy. Będzie to dla prezydenta pierwsza batalia. Już latem tego roku okaże się, czy uda mu się przerwać ten wciąż powtarzający się cykl niemożności zreformowania państwa.
Macron potrzebuje szybkich sukcesów
Po zwycięstwie wyborczym prezydent otrzymał kredyt zaufania. Ale jego czas nieubłaganie upływa, dlatego potrzebuje szybkich sukcesów, szczególnie na rynku pracy. Może pomocne mu będą obecne dobre nastroje we francuskiej gospodarce, w której najwidoczniej kończy się cykl długololetniej depresji gospodarczej. Nagle wszystkie pokolenia Francuzów wierzą, że z nich i ich kraju jeszcze coś będzie.
Emmanuel Macron koniecznie musi wykorzystać te nastroje do realizacji swoich konkretnych przedsięwzięć, przeobrazić społeczne nadzieje w szansę, żeby już jesienią pochwalić się pierwszymi efektami swoich działań.
W przeciwnym razie euforia wśród wyborców znów szybko przemieni się w rozczarowanie polityką i doprowadzi do nowej radykalizacjęipostaw. Prezydent i jego rząd muszą przynieść chlubę nazwie swego ruchu En Marche! i z kopyta ruszyć wielkim politycznym frontem do przodu.
Barbara Wesel / Barbara Cöllen