Komentarz: Chiny mają ograniczony wpływ na Putina
11 października 2022Na odwet Kremla za zniszczenie Mostu Krymskiego nie trzeba było długo czekać. W wyniku rosyjskiego ostrzału rakietowego Kijowa zginęło prawdopodobnie osiem osób. Były to pierwsze rakiety wystrzelone w kierunku ukraińskiej stolicy od czerwca br. Rosyjski satrapa obiecał zemstę i słowa dotrzymał. Stawia to w innym świetle zagrożenie, które wisi w powietrzu: groźbę Rosji, że wygra wojnę poprzez atak nuklearny na Ukrainę.
Kto ma kontakt z Putinem?
Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden powiedział o aktualnej sytuacji, że od czasu kryzysu kubańskiego w 1962 r. świat jeszcze nigdy nie był tak blisko atomowego armagedonu. Z drugiej strony Pentagon skomentował jego wystąpienie, mówiąc, że nie ma obecnie żadnych nowych danych wywiadowczych i amerykańskie wojsko nie postawi swojej broni w stan gotowości bojowej.
W obecnej układance potrzebni są przede wszystkim międzynarodowi gracze, którzy mają dostęp do rosyjskiego prezydenta i mogą go przekonać, że uderzenie jądrowe miałoby dla Rosji katastrofalne skutki. Na myśl przychodzą Chiny i Indie, dwa najludniejsze narody na ziemi, które wciąż utrzymują relacje z kremlowskim podżegaczem wojennym. Indie do tej pory korzystały z dostaw rosyjskiej ropy i nie pozycjonowały się przeciwko Putinowi na arenie międzynarodowej. Przywódca Chin Xi Jinping w ostatnich tygodniach nieco zdystansował się od Putina. Nuklearne groźby Putina prawdopodobnie wzmocniły procesy oddalania się Delhi i Pekinu od Moskwy.
Magazyn "Politico" poinformował, że Stany Zjednoczeone próbują wpłynąć na partnerów, którzy sąsiadują z Rosją oraz na Indie. Waszyngton ma nadzieję, że te państwa mogą wpłynąć na rosyjskiego władcę, że ekonomiczne i dyplomatyczne konsekwencje uderzenia nuklearnego byłyby ogromne. Administracja Bidena, poza mocno apokaliptyczną retoryką samego prezydenta, wciąż zdaje się zakładać, że potencjalne uderzenie nuklearne zostałoby przeprowadzone przy użyciu broni taktycznej, której destrukcyjne efekty dotknęłyby terenów bezpośrednio sąsiadujących z miejscem uderzenia, ale nie zagrażałoby terytorium NATO. Eksperci zwracają jednak uwagę, że takie taktyczne uderzenie nie pokonałoby ukraińskiej armii. Uderzenie "małą" taktyczną bronią jądrową miałoby zatem jedynie symboliczny efekt: Jeśli nie poddacie się teraz, użyjemy dużego kalibru.
Nadzieja w Chinach
NATO liczy też, że rządzący Chinami Xi zdoła przekonać swojego przyjaciela Putina do wycofania się z nuklearnych gróźb. Dla państw Azji Środkowej, które w czasach Związku Sowieckiego były okupowane przez Rosję i w których Pekin chce teraz rozszerzać swoje wpływy, wojna w Ukrainie musi przywoływać dawne wspomnienia z czasów sowieckich. Chiny nie potrzebują niepokojów w swoim najbliższym otoczeniu. W samym Kazachstanie Komunistyczna Partia Chin, poprzez swoją machinę wpływu, jaką jest inicjatywa “Jeden pas i jedna droga”, wydała na stacje i tory kolejowe ok. 19 mld dolarów. Marzeniem Pekinu jest budowa handlowej trasy kolejowej w kierunku Europy. Nie da się tego zrobić bez udziału byłych republik sowieckich.
W każdym razie chińskie media państwowe otrzymały zielone światło do otwartej krytyki częściowej mobilizacji w Rosji i nuklearnych gróźb Putina. To nowość, bo do tej pory tuby propagandowe Partii Komunistycznej używały tego samego języka co Kreml i nazywały wojnę „specjalną operacją wojskową”. Komentator partyjnej gazety "Global Times" stwierdził, że nuklearne groźby Putina zagrażają pokojowi na świecie. „Jeśli pan Putin wierzy, że może wygrać wojnę tylko poprzez użycie taktycznej broni jądrowej, to on i jego rząd upadną” – napisano w tekście, zgodnie z tłumaczeniem Asia News.
Pekińskie media nie skrytykowały również wprost próby aneksji części ukraińskiego terytorium w drodze sfałszowanych referendów. Putin potrzebuje ich do uzasadnienia uderzenia nuklearnego, ponieważ każda próba odbicia przez Ukrainę własnego terytorium byłaby teraz postrzegana przez Kreml jako atak na własne terytorium. A w takim przypadku Rosja zastrzega sobie prawo „do obrony”. Minister spraw zagranicznych Chin Wang Yi powiedział jednak pod koniec września, przy okazji sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ, że każdy kraj zasługuje na szacunek dla swojej suwerenności. Zostało to zinterpretowane jako krytyka rosyjskiej okupacji.
Dyplomatyczny nacisk ze strony Delhi?
W ubiegłym tygodniu Narendra Modi i Wołodymyr Zełenski, prezydenci Indii i Ukrainy, przeprowadzili rozmowę telefoniczną. Oświadczenia obu stron po tej rozmowie sugerują, że Delhi chce się włączyć do gry jako mediator między Rosją a Ukrainą. Modi miał powiedzieć, że militarne rozwiązanie konfliktu nie istnieje i że obie strony powinny negocjować. Zełenski miał odrzucić tę propozycję powołując się na sfałszowane referenda przeprowadzone przez Rosję m.in. w Donbasie. W obliczu aneksji i siłowego oderwania części Ukrainy, negocjacje są niemożliwe - powiedział. Ukraina nie odstąpi Putinowi żadnego terytorium.
Modi i Putin ostatni raz spotkali się 16 września br. przy okazji szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy, formatu współpracy państw Azji Środkowej pod przewodnictwem Pekinu. Podczas krótkiego spotkania prezydent Indii powiedział Putinowi, że obecne czasy nie są już epoką wojen. Za tę wypowiedź zebrał pochwały od przywódców państw demokratycznych. Jednocześnie indyjskie starania nie zdołały odwieść rosyjskiego władcy od jego wojennych planów.
Dalsze pokładanie nadziei w Pekinie jest błędem. Obecnie w stolicy Chin trwają gorączkowe przygotowania do rozpoczynającego się 16 października XX Zjazdu Partii, na którym Xi ma ponownie zostać ogłoszony przewodniczącym Chińskiej Republiki Ludowej. Relacje między Xi i Putinem nie są partnerskie. Wzajemne wsparcie, Putina dla kwestii Tajwanu, a Xi dla rosyjskiej inwazji na Ukrainę, działało do tej pory tylko dlatego, że nie dochodziło do krzyżowania się interesów obu dyktatorów. Sytuacja może jednak ulec zmianie. Ponieważ Chiny odmówiły Rosji dostarczenia broni w obawie przed zachodnimi sankcjami, niewykluczone, że w przypadku przeprowadzenia ataku nuklearnego Kreml będzie obarczał Pekin współodpowiedzialnością.