Komentarz: Czekając na lepsze czasy
27 maja 2017Wszystko jedno, czy Donald Trump nazwał Niemcy "złymi" czy "bardzo złymi", jest okazja do odwetu: za pozwoleniem, Panie Prezydencie, jest Pan idiotą. Przy tej absurdalnej mieszance insynuacji i złej woli, z którą Trump atakował niemiecki eksport i przemysł samochodowy, obraźliwa jest przede wszystkim głupota. Czy Trump naprawdę chce rozpocząć wojnę handlową z Unią Europejską? Do dzieła, Panie Prezydencie. Najpóźniej, kiedy pojawią się cła karne na produkty wielkiej amerykańskiej firmy komputerowej, głupota ta sięgnęłaby końca.
Szczyt to nie godzina lekcyjna
Dla Angeli Merkel i innych szczyt w Taorminie był prawdziwym sprawdzianem cierpliwości. Jako najstarsza stażem uczestniczka kanclerz miała za zadanie wziąć Trumpa w karby, kiedy ten poruszał się jak słoń w porcelanie międzynarodowej polityki. Czyniła to z bezgraniczną cierpliwością nauczycielki szkoły podstawowej, która pochyla się nad upartym i opóźnionym w rozwoju dzieckiem. Prezydent USA nie może pojąć m.in., że zmiany klimatyczne są poważnym zagrożeniem, a paryskie porozumienie klimatyczne - koniecznością.
Sześć pozostałych państw grupy wyjaśniło to Trumpowi szczegółowo. Potem jego doradca głosił z uznaniem, że prezydent wiele się w Taorminie nauczył. Traktowanie spotkania na szczycie najbardziej uprzemysłowionych państw świata jako korepetycji dla nieświadomego i niezainteresowanego potentata na rynku nieruchomości, jest bezczelnością. Tylko jedną z wielu, jeśli obserwuje się stosunek Trumpa do międzynarodowych partnerów. Niestety, człowiek ten jest mimochodem prezydentem USA i dlatego nie można stracić panowania nad sobą.
G7 uratowane - na razie
Popularne powiedzenie głosi, że głupota zwycięża. I w tym wypadku wydaje się to prawdą, zważywszy na prostacką, egocentryczną i agresywną podróż Trumpa do Europy. Człowiek ten jest wyzwaniem dla wszystkich dorosłych partnerów G7. Ale oni przeforsowali swoje racje i uratowali klub G7, przynajmniej do następnego spotkania.
Dyplomaci wiedzą, jak ważne są takie formaty, rytuały i regularne spotkania w podniosłej atmosferze i z pięknymi widokami. Spotkania te to polityczny show-biznes, ale zmuszają też szefów rządów do dyscypliny. Muszą potwierdzać wspólne cele grupy lub zdecydować, czy ją opuszczą. Tej konsekwencji przestraszył się nawet krnąbrny prezydent USA. Ktoś musiał wykorzystać jego krótkie momenty uwagi i uświadomić mu, że "Ameryka przede wszystkim” prowadzi do izolacji Ameryki. I że byłoby przedwczesnym rozbijanie tego sojuszu państw zachodnich złym humorem i brakiem zainteresowania.
Minimalna zgoda zamiast postępu
Wiele powiedziano i napisano już o charakterze Trumpa, jego intelektualnych deficytach, wychowaniu, wiedzy, przyzwoitości i wszystkim innym, charakterystycznym dla istot ludzkich. Jego występy w UE w Brukseli, w NATO czy na szczycie G7 tylko potwierdziły to, co od dawna już wiedzieliśmy o prezydencie USA. Myli on migrację z turystyką, uważa ochronę klimatu za zmowę, szkodzi sojuszowi obronnemu NATO i upokarza szefów rządów innych krajów. Na końcu udaremnił wypracowanie na szczycie istotnych rezultatów czy nawet postępów. Odnosi się wrażenie, że sprawia mu przyjemność wodzenie partnerów z G7 po arenie cyrkowej.
W USA mówi się: lepiej mieć przeciwnika w namiocie, sikającego na zewnątrz, niż przed namiotem, sikającego do środka. Złą wiadomością jest to, że Donald Trump także załatwia się we własnym namiocie. To wywołuje odór, który musimy na razie wytrzymać. Tak długo jak wyborcy czy system polityczny w USA nie wyzwolą nas od tego prezydenta. Czekamy na lepsze czasy!
Barbara Wesel / tł. Katarzyna Domagała