To prawdziwy upadek. Kordonami policji i żandarmerii rządzący w Bukareszcie chcą pokazać światu, kto dyktuje w Rumunii warunki! Blisko 100 tys. ludzi przyszło na Plac Zwycięstwa przed siedzibę rządu, by demonstrować przeciwko korupcji i samowoli, a na rzecz funkcjonującego państwa prawa i niezależnego sądownictwa. Wielu z tych ludzi ściągnęło z całej Europy, by na swojej ojczystej ziemi domagać się poszanowania wartości, które poznali w swoich nowych krajach zamieszkania.
Był to płomienny apel na rzecz demokracji i normalności w kraju, któremu grozi uduszenie się w mackach kleprokratów i nepotyzmu obejmującego cały kraj. Premiera na skalę europejską: dziesiątki tysięcy obywateli kraju żyjący i pracują za granicą, przyjechali na urlop do domu, by razem z rodziną, przyjaciółmi i znajowymi pokazać, że nie zapomnieli ojczyzny. Rumuni z kraju i z zagranicy chcieli wspólnie pokazać: trzeba zatrzymać upadek Rumunii!
Brutalna odpowiedź
Rząd odpowiedział brutalnie. Z powodu pojedynczych grup chuliganów i prowokatorów, którzy wmieszali się w tłum pokojowo protestujących, policja na chybił trafił użyła przeciwko demonstrantom gazu łzawiącego, armatek wodnych i pałek. Przeciwko rodzinom z dziećmi, ludziom w podeszłym wieku, dziennikarzom. Przeciwko zwykłym ludziom, którzy nie chcieli przestać wierzyć, że jednak żyją w funkcjonującej demokracji. W domu. Nie gdzieś poza granicami kraju, gdzie pracują albo studiują. I żyją, bo w swojej starej ojczyźnie nie widzieli już dla siebie żadnych perspektyw.
Żywo odżywają w pamięci sceny z Placu Niebiańskiego Spokoju i placu Taksim. I mineriady w Bukareszcie w czerwcu 1990. Wówczas, po obaleniu dyktatury Ceauşescu postkomunistyczni oportuniści wezwali do stolicy tysiące górników, by umocnili ich nową/starą władzę. Ich zadaniem było zmuszenie do milczenia wszystkich politycznych, liberalnych przeciwników – przede wszystkim polityków opozycji, studentów i intelektualistów. Z nadzwyczajną brutalnością spełnili swoją rolę.
Teraz podobne zadanie mieli policjanci i żandarmi, atakujący pokojowo demonstrujących ludzi. Niewyobrażalne w demokracji! Dla lepszego zrozumienia jeszcze raz: nie była to akcja skierowana w ultralewicowych czy ultraprawicowych, gotowych do użycia przemocy demonstrantów, pojawiających się przy różnych, szczególnych okazjach. Znamy to z całej Europy. Było to wypowiedzenie wojny własnemu narodowi! Bez wątpienia odpowiedzialny jest rząd. I Liviu Dragnea, wpływowy szef rządzących socjaldemokratów. Ponieważ został skazany za oszustwa wyborcze, nie może zostać premierem, za to jako przewodniczący parlamentu kontroluje każdy krok gabinetu rządowego. Wielu ministrów i innych, piastujących wysokie stanowiska polityków – także minister spraw wewnętrznych – pochodzą z regionu, w którym Dragnea był prefektem okręgu – lokalnym baronem. Lojalni na wieczność, są całkowicie oddani swojemu „mistrzowi”. Pod płaszczykiem demokracji parlamentarnej krok po kroku przejęli kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości i instytucjami państwowymi.
Czas położyć temu kres! Demokracja wygląda inaczej! Trzeba położyć szlaban przebudowie kraju przez Dragneę i jego kamarylę. Odpowiedzialni za brutalną interwencję policji tego pamiętnego 10 sierpnia muszą stanąć przed sądem. Liberalny prezydent Klaus Iohannis ma do dyspozycji wszystkie, zgodne z konstytucją instrumenty, by nareszcie uwolnić swój kraj z rąk kleptokratów. Ma zapewnione wsparcie większości Rumunów w kraju i za granicą. W imponujący sposób dowiodło tego ponad 100 tys. demonstrantów w Bukareszcie i innych miastach Rumunii.