Inne episkopaty patrzą na niemieckich biskupów
10 stycznia 2013Ta decyzja pozostawia po sobie zgliszcza. Biskupi i najbardziej znany w Niemczech kryminolog rozstają się w atmosferze kłótni. Tym samym rozpoczęty przed dwoma laty projekt, który miał na celu rozprawienie się z jednym z najczarniejszych rozdziałów w życiu współczesnego Kościoła, spalił w tej formie na panewce. Dyrektor Instytutu Kryminalistyki w Dolnej Saksonii, Christian Pfeiffer, mówi o cenzurze i braku naukowego podejścia ze strony Kościoła. Biskupi z kolei krytykują jego "działania komunikacyjne" i mówią o zniszczeniu podstaw zaufania. Hierarchowie chcą kontynuować projekt, ale z innym partnerem.
To będzie trudne, bowiem każdy ekspert, który podejmie się tego zadania, będzie musiał dotrzymywać naukowych standardów. Nie może być cenzury, czy poleceń, co można opublikować a co nie. A biskupi muszą stawić czoła niewygodnym pytaniom. Czy rzeczywiście wszystkie 27 diecezji chce rozprawienia się ze skandalami w tej formie? Czy były i są wśród nich przeciwstawne sobie frakcje? Czy przewodniczący Episkopatu arcybiskup Robert Zollitsch nie potrafił przekonać swoich współbraci?
Sam Pfeiffer, dla którego zlecenie Episkopatu było czymś w rodzaju ukoronowania jego kariery, zaznaczał, że Kościół katolicki nie jest dla niego kozłem ofiarnym. Podkreślał, że przemoc, w tym przemoc seksualna, o wiele bardziej rozprzestrzeniona jest w rodzinach niż na plebaniach. A w porównaniu z innymi wyznaniami większe problemy widział po stronie kościołów protestanckich niż Kościoła katolickiego. Pfeiffer chciał naukowo zweryfikować niektóre stereotypy, rozpowszechnione także wśród naukowców. Jest on też przekonany, że zjawisko wykorzystywania seksualnego podopiecznych przez osoby związane z Kościołem (nie tylko księży) w ciągu ostatnich dwóch dekad stało się rzadsze.
Krok wstecz
Dla Kościoła katolickiego w Niemczech zerwanie współpracy z Christianem Pfeifferem jest krokiem wstecz. Co więcej - chodzi nie tylko o zadośćuczynienie ofiarom. Chodzi o społeczny wizerunek Kościoła w trzy lata po ujawnieniu licznych przypadków wykorzystywania seksualnego w czasach powojennych. Chodzi o zaufanie.
Od 2011 roku przedstawiciele Kościoła podkreślali, że zlecone badania będą najobszerniejszą rozprawą z wykorzystywaniem seksualnym w Kościele powszechnym. Niemieccy biskupi chcieli też świadomie przyczynić się do rozprawy ze skandalami w środowisku kościelnym w innych krajach. Dopiero co, w grudniu 2012 roku, pełnomocnik Episkopatu ds. przemocy seksualnej, bp Stephan Ackermann, przedstawił publicznie pracę studyjną dotyczącą profilu "księży-sprawców", co odbiło się światowym echem. Poza tym to właśnie niemieccy naukowcy zorganizowali międzynarodową grupę ekspercką, która pracuje nad stosownymi zmianami w kształceniu kleryków, księży i duszpasterzy. Zarówno niemieckie diecezje jak i wspólnoty zakonne udzielają się na tym polu - i to nie tylko finansowo.
To wszystko koresponduje z debatą na temat wyjaśnienia zjawiska przemocy seksualnej w Kościele i zapobiegania jej na przyszłość. Były żądania ofiar, była presja społeczna, a przede wszystkim - wiarygodne - oburzenie biskupów. To zachęcało, by rozprawić się z tym problemem. To, co teraz zrobią biskupi - albo nie zrobią - będzie wzorem dla wielu innych krajów, w których Kościół nie ma szczerej woli, by stawić czoła tej wstydliwej tematyce. Także tego rodzaju odpowiedzialność spoczywa na niemieckich biskupach. Muszą ją przejąć - działając zdecydowanie, przejrzyście i sumiennie.