Nowa Rosja narodziła się tuż przed Sylwestrem – 26 grudnia kończy 30 lat. Jej narodziny formalnie przypominały oderwanie się od Związku Radzieckiego. W rzeczywistości jednak byłe republiki radzieckie oderwały się od Moskwy i rosyjskiego jądra wielkiego imperium. Rozbiegły się w różnych kierunkach, a na mapie, rozciągając się od oceanu do oceanu, pozostała Rosja jako następczyni ZSRR.
Tymczasem jedna piąta młodych ludzi w dzisiejszej Rosji nawet nie wie, czym był ZSRR, albo przynajmniej nie jest pewna znaczenia tego skrótu. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że ZSRR był totalitarnym supermocarstwem o szaleńczych ambicjach imperialnych, globalną utopią komunistyczną, biedną ludnością, która zgrzeszyła przeciwko Bogu i nie miała ani wolności, ani kiełbasy, to może nie byłoby tak źle po prostu raz na zawsze zapomnieć o tej przeszłości z jej jednopartyjnym systemem i gułagiem. We Francji w latach 50. ubiegłego stulecia młodzież nie miała zbyt dobrej pamięci: „Hitler? Connais pas” („Hitler? Nie wiem”).
Rosyjskie pokusy po utracie pamięci
Są jednak – jak to się mówiło w Związku Radzieckim – dwie ogromne różnice.
Francja skierowała się ku demokracji i pospiesznie wymazała z codziennej pamięci nieszczęścia okupacji. W Rosji utrata pamięci historycznej grozi pokusą powrotu do chwalebnej historii, która nigdy w taki sposób nie istniała. Wystarczy ją tylko odpowiednio wyobrazić, a wtedy znów będziemy żyć w wyimaginowanym, silnym mocarstwie i znów wszyscy będą się nas bać i szanować, a my z kolei nie będziemy się bać nikogo.
Na początku lat 90. Rosja chciała po raz pierwszy zerwać ze swoją sowiecką przeszłością, ale zaplątała się w jej szaty i rozbiła się o ziemię. Wstrząs mózgu! Z jednej strony, demokratyczni lekarze próbowali ją wyleczyć, przepisując wszelkiego rodzaju europejskie lekarstwa, takie jak gospodarka rynkowa i system wielopartyjny. Z drugiej strony, bardzo szybko pojawili się narodowo-komunistyczni medycy z nostalgią za ZSRR.
Sam prezydent Jelcyn nie wiedział, co zrobić z wolnością, która spadła mu z nieba i wahał się między obu grupami. Kosztowało go to zdrowie, kraj dostał drugą wojnę czeczeńską, w 1993 roku ostrzelano prosowiecki parlament i zdarzyły się jeszcze inne rzeczy.
Fantastyczne lata wyzwolenia rosyjskiej kultury
Jako świadek tamtych czasów mogę powiedzieć, że oprócz tego wszystkiego były to także fantastyczne lata wyzwolenia naszej kultury, kiedy wreszcie wolno było czytać wszystko. Od dzieł Nabokowa po „Archipelag Gułag” Sołżenicyna. Można było zobaczyć wiele zakazanych wcześniej filmów. Kraj otworzył się – spełniło się marzenie Rosjan o podróżowaniu po świecie. Przynajmniej dla tych, którzy mieli pieniądze. Puste sklepy zapełniły się wszelkiego rodzaju towarami.
Och, to był czas nadziei! Ale była to również pożywka dla bandytów. Osłabione państwo nie mogło sobie poradzić z ich równoległym światem przestępczym. Puszka z gazem pieprzowym stała się symbolem samoobrony bezbronnej ludności przed różnymi bandami chuliganów.
Narodziny prezydenta Putina
I właśnie wtedy rząd zwrócił się do organizacji, która tak naprawdę nigdy nie przestała istnieć. Niezależnie od wszystkich przekształceń państwowych, KGB zachowała swoją pozycją za nową maską FSB i teraz oferowała swoje usługi demokratycznym władcom.
Efektem były narodziny prezydenta Putina. Chory, bezradny i przestraszony Jelcyn wybrał go jako godnego zaufania następcę, który uratuje jego i całą rodzinę od nędzy i więzienia. Trzeba to przyznać Putinowi – umiejętnie i twardą ręką zawrócił kraj i zaproponował mu nową drogę. A dokładniej: Rosja miała powstać z kolan. Choć ja wcale nie uważam, że Rosja podczas całego zamieszania w latach 90. była na kolanach czy nawet czołgała się na czworakach przed Zachodem. Kraj ten mógł i powinien był ponownie otworzyć okno na Europę, aby stać się w pełni demokratycznym państwem. Ale nie wystarczyło ani siły, ani intelektu, ani woli ludu.
To rzekome podnoszenie się Rosji z kolan było niczym innym jak tylko propagandowym sloganem. Początkowo chciała ona rzekomo dogonić i wyprzedzić poziom życia Portugalii – swoiste echo socjalistycznej konkurencji z kapitalistycznym celem. Ale to się nie udało. Zamiast tego kraj zaczął reagować na wojskowe hasła, wezwania do obrony zdradzonej przez Zachód ojczyzny, z której zabrano radzieckie republiki, a część z nich NATO schowało sobie do kieszeni.
Autokratyczny model twierdzy
Brak jakiejkolwiek orientacji politycznej mas, wzorowa praca ogólnokrajowych stacji telewizyjnych w obronie ojczyzny, precyzyjnie dostosowana do mentalności ludności, dokonały reszty. Rosja, która powstała z kolan lub nie, skierowała się ku własnemu modelowi autokratycznemu: twierdzy. W takiej fortecy można ukryć wszystko, co zbędne, a to, co konieczne, wyeksponować dla wroga na murach.
Zachód oczywiście nie od razu zrozumiał, dokąd zmierza Rosja. Putin go oszukał. Ogólnie rzecz biorąc, ten prezydent jest szczęściarzem. Wszystko działo się zgodnie z jego wolą. Nawet ceny ropy naftowej i gazu na rynkach światowych działały początkowo na jego korzyść. A jakimi osiągnięciami może pochwalić się Rosja, odkąd wkroczyła na nową drogę twierdzy? Och, jest ich wiele! Rosja stała się bardziej nieprzewidywalna. Jej zachodni partnerzy stracili grunt pod nogami.
Czego jeszcze możemy się spodziewać po tym kraju? Czego jeszcze! W 2014 r. doszło do najważniejszego wydarzenia ery Putina. Rosja zajęła Krym. Bez walki. Ku uciesze wielu mieszkańców Krymu, gwiżdżąc na umowy międzynarodowe. Zwycięstwo! Lud był wniebowzięty. Tańczył z radości na maskach samochodów. Zachód drgnął, ale było już za późno. Cóż, tak naprawdę wcale się nie wzdrygnął. Kolejnym krokiem było zrobienie z Kijowa wroga i – jak to ostatnio określiła Moskwa – pozwolić mu szamotać się na haczyku porozumienia pokojowego z Mińska, które podpisała również Ukraina, aby powstrzymać przynajmniej częściowo rozlew krwi w Donbasie. To kolejne zwycięstwo.
Nieprzewidywalność – poważna broń
I co jeszcze? Jeśli się rozejrzeć, można zauważyć, że nasza piękna ojczyzna nie do końca chce powstać z kolan. Jadąc dalej, wszędzie bieda, wszystko jakoś się odkleja, mury, domy, krzywe płoty, rdza – nie, tak się nie wstaje z kolan. Oczywiście, można wszystko zwalić na koronawirusa. Dobry pomysł, bo koronawirus nie obiecuje, że jutro będzie już po wszystkim. Oczywiście, nasze państwo bardzo się skompromitowało; z jakiegoś powodu ludzie nie chcą się szczepić, rząd nie znalazł klucza do serc swojego głównego elektoratu. Szczerze mówiąc, nie starał się też zbytnio.
Wróćmy do nieprzewidywalności. To jest poważna broń. Zachód trzęsie się. Zapomniał, jak się walczy na wojnie. My, Rosjanie, nie. I to jest największy as tych 30 lat Rosji. Kraj nie chce wprawdzie prowadzić wojny, ale jeśli trzeba będzie, to tak. I to jak! Ze wszystkich stron.
*Wiktor Jerofiejew (ur. 1947), rosyjski pisarz. W 1979 r. wykluczony z radzieckiego Związku Literatów. Międzynarodową sławę przyniosła mu powieści "Moskiewska piękność" z 1990 r. przetłumaczona na 27 języków. Mieszka w Moskwie i należy do krytyków polityki Władimira Putina.