To kolejny krok rządu PiS na drodze do koncentracji władzy. Po sparaliżowaniu Trybunału Konstytucyjnego, po przekształceniu mediów publicznych w instytucje rządowe i praktycznej likwidacji politycznej neutralności służby cywilnej, rządzący Polską sięgają po kolejne narzędzie, które może być wykorzystywane w wieloraki sposób – minister sprawiedliwości będzie w unii personalnej prokuratorem generalnym.
W znanym z ostatnich miesięcy stylu, nowelizacja ustawy została uchwalona w krótkim czasie, w nocy, i bez uwzględnienia wątpliwości zgłaszanych przez środowiska prawnicze. Cała opozycja głosowała przeciwko. Zwolennicy zmian w ustawie argumentują, że rozdzielenie obu funkcji w roku 2010 nie przełożyło się na lepszą pracę organów ścigania. Co więcej – połączenie stanowisk ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego jest z powodzeniem praktykowane w tak bez wątpienia demokratycznych państwach jak USA.
To prawda, choć to amerykańskie rozwiązanie jest w demokratycznym świecie rzadkością. W innych demokracjach z reguły prokuratorzy generalni przyporządkowani są albo do sądów najwyższych, albo – tak jest w Niemczech – podlegają ministrowi sprawiedliwości tylko pod względem organizacyjnym lub dyscyplinarnym. Ale bądźmy szczerzy – tam gdzie politycy mają wpływ na prokuraturę, tam pokusa by z niego skorzystać, jest szczególnie wielka.
Ostatni przykład tego typu pochodzi z Niemiec. We wrześniu 2015 roku niemiecki minister sprawiedliwości skorzystał ze swojego prawa nadzoru służbowego i ze skutkiem natychmiastowym wysłał ówczesnego federalnego prokuratora generalnego na wcześniejszą emeryturę. Powodem było wszczęcie postępowania przeciwko dwóm dziennikarzom, którzy mieli dopuścić się zdrady stanu ujawniając pewne poufne informacje. Reakcja prokuratury nie spodobała się ani politykom w Berlinie, ani – co zrozumiałe – mediom. Nadgorliwy prokurator generalny został po prostu wylany z hukiem.
Rzadko spotykane uprawnienia
Jeśli uwzględni się szerszy kontekst polskiej polityki ostatnich miesięcy to połączenie obu funkcji może niepokoić, szczególnie jeśli się uwzględni to, że polski minister sprawiedliwości-prokurator generalny wyposażony jest w uprawnienia, które są rzadko spotykane w krajach demokratycznych.
Będzie miał on bowiem nie tylko prerogatywy dyscyplinarne, ale będzie mógł też interweniować w samo postępowanie. Innymi słowy – będzie mógł decydować kogo oskarżyć, a jakie postępowanie umorzyć. Mamy tutaj najwidoczniej do czynienia z kolejną próbą niwelowania trójpodziału władz. To niepokojące.
Decydujące nie są jednak teoretyczne prerogatywy, lecz to, w jaki sposób będzie się je stosowało w praktyce. A praktyka z lat 2005-2007 nie napawa zbytnim optymizmem. Model państwa, w którym minister sprawiedliwości może wszcząć postępowanie przeciwko dowolnemu przeciwnikowi politycznemu i ręcznie nim sterować, jest trudny do zaakceptowania i – w ostatecznej konsekwencji - może obrócić się kiedyś także przeciwko tym, którzy go wprowadzają.
Bartosz Dudek