Komentarz: Ofiarą zamachu z Nicei jest też rząd Hollande'a
15 lipca 2016Zamach z Nicei precyzyjnie odpowiadał instrukcjom tzw. Państwa Islamskiego: „Bądźcie samotnymi wilkami i dokonujcie u siebie zamachów”. Już dwa lata temu organizacja terrorystyczna zalecała swoim zwolennikom takie działania w pojedynkę w Europie. Bronią w tego typu atakach mogą być zwykłe ciężarówki albo inne przedmioty codziennego użytku. Mordercza skuteczność takiej metody aż nadto widoczna jest w Nicei: wtargnięcie wynajętą ciężarówką w świętujący tłum jest rodzajem masowego morderstwa, któremu niezwykle trudno zapobiec. Mimo to rząd Francoisa Hollande'a jest pod presją, służby bezpieczeństwa nie były bowiem w stanie wykryć wcześniej zamachowca i najwyraźniej nie mają wystarczającego rozeznania w środowisku islamistycznym.
Trudna próba
Zamach w Nicei jest trzecim z kolei straszliwym zamachem terrorystycznym we Francji na przestrzeni półtora roku. Do tego dochodzą pojedyncze zabójstwa, jak choćby policjantów. Francuzi reagowali do tej pory na zagrożenie terrorystyczne z godnym podziwu spokojem i zdecydowaniem. Duch oporu Francuzów był ogromny jeszcze po masakrze w klubie Bataclan i w paryskich restauracjach. „Nie pozwolimy zniszczyć naszego sposobu życia” – podkreślali w większości. Jak długo jednak w obliczu najnowszego krwawego dramatu w Nicei może utrzymać się takie imponujące opanowanie? Republikański duch Francuzów, ich wierność państwu i ich solidarność w obliczu kryzysu zostają wystawione na ciężką próbę.
Dla prezydenta Hollande'a ten ponowny zamach oznacza koniec jego kariery politycznej. Ubiegłej zimy zareagował wprawdzie ostro, próbując ograniczyć zagrożenie zaostrzeniem prawa i wprowadzeniem stanu wyjątkowego. Zaniedbał jednak zreformowanie zagmatwanych struktur służb bezpieczeństwa, zaniedbał też utworzenie skutecznie działającego biura operacji antyterrorystycznych. Po atakach w Paryżu okazało się, że mimo wszystkich ostrzeżeń popełniono błędy, zignorowano wskazówki a podejrzani nie zostali na czas zatrzymani. Między żandarmerią, policją, MSW i służbami wywiadu nie ma powiązań - istnieje najwyraźniej czarna dziura. Hollande powinien był się przebić stawiając się ponad wszelkiego rodzaju biurokratycznymi przepychankami i podporządkować wszystkie służby bezpieczeństwa jednemu, centralnemu organowi. Rodziny ofiar z Bataclan wniosły sprawę do sądu zarzucając rządowi możliwe zaniedbania. Być może prezydent Hollande jest jeszcze w stanie wykorzystać obecny kryzys do przeprowadzenia koniecznych zmian. Powinien jednak zrezygnować z zamiaru ponownego kandydowania w przyszłorocznych wyborach. Zagrożeniem politycznym jest teraz Front Narodowy. Nie są bezpodstawne obawy, że ten kolejny zamach wpędzi w jego ramiona zdezorientowanych wyborców.
Konieczna współpraca z muzułmanami
Jakiekolwiek kroki podejmie teraz francuski rząd – potrzebuje pomocy gmin muzułmańskich. Nie chodzi o to, by wskazywać na nie palcem i zrzucać na nie odpowiedzialność. Ale także zamachowiec z Nicei miał rodzinę, przyjaciół, sąsiadów. I nikt niczego nie zauważył? Nikt niczego nie podejrzewał? Konieczna jest i to pilnie zmiana nastawień – bo przecież także sprawca był Francuzem. Zagrożenie terrorystyczne pochodzi z własnego podwórka, a nie z zewnątrz.
Najwyższy czas, by skończyć ze źle pojętą solidarnością wobec „braci w wierze”. Terroryzm zagraża wszystkim we Francji, nie ma nic wspólnego z walką „my przeciwko nim”, ponieważ zaważy także nad przyszłością i bezpieczeństwem muzułmanów w zachodnich społeczeństwach. Najgorszym, co może się teraz stać, byłoby podburzanie przeciwko sobie Francuzów: niewierzących, chrześcijan i muzułmanów. Rzecznicy i imamowie muzułmańskich gmin muszą nareszcie zrobić wszystko, by położyć kres w ich meczetach i w Internecie aktywności kaznodziejów siejących nienawiść. To jest ich obowiązkiem, tak jak jest to obowiązkiem francuskiego państwa.
Barbara Wesel
tł. Elżbieta Stasik /