1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Komentarz: Wybory bez wyboru

20 września 2021

Prezydent Putin utrzymał swoje polityczne zaplecze w Dumie, izbie niższej rosyjskiego parlamentu. Jednak jego partia musiała w tym celu sięgnąć po wszelkie możliwe środki. KOMENTARZ

https://p.dw.com/p/40a2a
Russlands Präsident Putin
Zdjęcie: Mikhail Voskresensky/Pool Sputnik Kremlin/AP/dpa/picture alliance

Ileż to razy przed tymi wyborami mówiono i pisano, że wynik jest już przesądzony, że technolodzy władzy na Kremlu tylko bawią się cyframi za przecinkiem. Ta pewność tak wielu obserwatorów politycznych nie mogła jednak wyjaśnić wielkiej nerwowości, która była wyczuwalna w Moskwie przed wyborami. "Władza" – jak w Rosji nazywa się rząd – w ostatnich tygodniach nie szczędziła środków, by zabezpieczyć się przed niespodziankami.  

Z punktu widzenia Kremla w tej inscenizacji wyborczej nic nie mogło pójść źle. A co za tym idzie, scenariusz głosowania był pisany i dopracowywany od miesięcy. Setki polityków opozycji nie zostało dopuszczonych do kandydowania, głównie z błahych powodów. W Petersburgu wystawiono nawet fałszywych kandydatów, identycznie nazywających się sobowtórów popularnego polityka demokratycznej opozycji.

"Wpływy zagranicy"

To była farsa, ale gdzie indziej utrudnianie pracy opozycji było mniej śmieszne. Misja międzynarodowych obserwatorów oddelegowanych przez Organizację Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) została zablokowana. Wreszcie, niektórym niezależnym mediom i organizacjom społeczeństwa obywatelskiego nadano etykietę "zagranicznego agenta" – oficjalne piętno, które ma trzymać je z dala od życia politycznego. 

Centralna Komisja Wyborcza stwierdziła, że głosowanie ucierpiało w wyniku cyberataków z USA, Ukrainy i Niemiec – nie precyzując bliżej tego poważnego zarzutu. Neurotycznie rozdmuchany strach przed obcymi wpływami przekształcił się w rosyjską rację stanu, co po raz kolejny pokazały te wybory.

Odczuły to również dwa amerykańskie giganty technologiczne Google i Apple. Ich usługi cyfrowe umożliwiły organizacji Nawalnego dostęp do rekomendacji wyborczych. Organizacja Nawalnego jest w Rosji zakazana i klasyfikowana jako ekstremistyczna. Kreml najwyraźniej dostrzegł, że ten system, zwany "Smart Voting", jest tak trudny do pokonania, że wpadł w szał. Według doniesień mediów, rosyjskie władze bezpieczeństwa zagroziły aresztowaniem pracowników tych dwóch firm w Rosji, jeśli odniesienia do "Smart Voting" (ang. "inteligentnego głosowania") nie znikną z ich platform. Apple i Google ugięły się. "Smart Voting" to próba wyeliminowania z pola walki kandydatów partii rządzącej poprzez skierowanie wszystkich głosów okręgu wyborczego na najbardziej obiecującego kandydata opozycji – niezależnie od tego, do jakiej partii i kierunku politycznego należy.

 Christian Trippe, szef działu Europy Wschodniej DW
Autor komentarza Christian Trippe kieruje działem Europy Wschodniej DWZdjęcie: DW

"Demokracja sterowana"

Przez dobre dwie dekady Rosja postrzegała siebie jako "demokrację sterowaną". Główni doradcy prezydenta Putina wybrali kiedyś to demaskatorskie samookreślenie, aby uzasadnić przekształcenie młodej i niedokończonej wówczas rosyjskiej demokracji w system autorytarny. Kurs ten odniósł zatrważający sukces, ale w oczach jego pomysłodawców nie jest jeszcze punktem końcowym. Tak więc Kreml nie mógł osiągnąć wszystkich celów, do których dążył w tych wyborach.  

Bo mimo wszystkich ingerencji w kampanię wyborczą, a w niektórych przypadkach w liczenie głosów, dla ludzi władzy w Moskwie jest jasne, że wyborów nie da się sfałszować ani sierpem, ani młotem. Przykład sąsiedniej i bratniej Białorusi jest ostrzeżeniem dla technologów politycznych. Tam rządzący Łukaszenko posunął się za daleko, fałszując wybory latem ubiegłego roku; rezultatem były wielotygodniowe protesty na ulicach Mińska. A w Moskwie wielu pamięta falę protestów w kraju dziesięć lat temu. To też był odruch po wyborach, które przypuszczalnie zostały sfałszowane, a więc ukradzione obywatelom.

Demokratyczna fasada z autokratycznym rdzeniem

Celem była obrona dotychczasowej, niezwykle komfortowej większości partii władzy; i udało się to osiągnąć jedynie z trudem. "Jedna Rosja" zorganizowała to głosowanie jako rodzaj wotum zaufania. Minister spraw zagranicznych Ławrow i minister obrony Szojgu nadali kampanii swoją twarz. Jednak ich kandydatury prawdopodobnie nie doprowadzą do faktycznego objęcia mandatów przez tych dwóch polityków. Pokazuje to, jak małe znaczenie w strukturze państwa rosyjskiego ma parlament. 

Te wybory były dla rosyjskiej elity władzy swoistym testem wytrzymałościowym na zwarcie szeregów. Z ich punktu widzenia wszystko poszło gładko. Ale z punktu widzenia tych wszystkich, którzy poważnie pracują na rzecz alternatyw politycznych w Rosji, te wybory nie były wyborami. Był to raczej kolejny krok na drodze do państwa, którego demokratycznie wybielone fasady ledwie skrywają autokratyczny rdzeń.

Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>