Jasne jest, że w ostatnim akcie ciężkiej prezydencji Niemiec w Radzie UE kanclerz Merkel nie chciała dopuścić do zburzenia jedności Unii pod jej przewodnictwem. Polityczny instynkt Angeli Merkel zawsze kazał jej trzymać stado razem i nie pozwolić czarnym owcom, by się oddaliły od grupy.
Udało jej się to i tym razem przy pomocy typowego europejskiego kompromisu, który nie jest dobry, ale też i nie jest naprawdę zły. Polskę i Węgry Merkel ustawiła znów w pionie.
Unijny sklep samoobsługowy?
Rezultatem tego kompromisu jest regulacja, która na razie nie będzie miała zastosowania. A przecież po latach zagorzałych dyskusji ws. tzw. mechanizmu praworządności miał powstać wreszcie prawdziwy oręż w walce z antydemokratycznymi tendencjami w rządach Polski i Węgier. Latem tego roku Holandia i inne kraje UE uzależniły swoją zgodę na wspólnie zaciągnięty megadług na rzecz Funduszu Odbudowy po pandemii od ostatecznego zamknięcia sklepu samoobsługowego dla antydemokratów.
Także oni sami zgodzili się teraz na taki kompromis, ponieważ bez budżetu UE stałaby się niezdolna do działania w czasach pandemii. Od lat już wielu zastanawiało się, dlaczego mają finansować ze swoich podatków skorumpowaną węgierska klikę Viktora Orbána.
Teraz, dzięki wetu, autokratom udało się w nowej regulacji implementować kilka prawnych hamulców, które na razie będą gwarantować im bezkarność. Ich triumfalne wycie dociera do wszystkich uszu.
Zawsze było wiadomo, że Orbána i podobnie jak on myślących polskich towarzyszy z PiS można było boleśnie uderzyć tylko po kieszeni. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydaje wciąż na nich wyroki, ale te są zwyczajnie przez nich ignorowane. Jedynym narzędziem, aby ich powstrzymać, jest faktycznie odebranie im pieniędzy unijnych.
Autokratyczne aberracje
Dlaczego musimy tolerować Viktora Orbána z jego propagandowymi kłamstwami, obelgami i antysemickimi atakami? On i także w coraz większym stopniu coraz autorytarniej poczynający sobie Polacy nadwyrężają UE, dotykając jej politycznych granic. Rozszerzenie UE na wschód w 2004 r. było postawieniem na wydawałoby się nieunikniony rozwój demokracji w nowych państwach członkowskich, ale ten zakład UE tylko częściowo wygrała.
Niemal wszędzie występują problemy związane z transformacją, korupcja szerzy się dalej, a walka o niezależne sądownictwo jeszcze nie jest wygrana. Jednak Polska i Węgry pozwalają sobie na jeszcze inne eskapady: ich rządy są na najlepszej drodze, aby stać się autokratycznymi reżimami. Znoszą wolną prasę, niezawisłe sądownictwo i systematycznie ograniczają prawa obywatelskie. W Warszawie obiektami ataków stały się kobiety i sieje się nienawiść do społeczności LGBT. W społeczeństwie rodzi to opór, ale na dramatycznym przykładzie Białorusi widać, jak trudny staje się protest, gdy policja ma rozkaz tłumić protesty siłą.
UE nie może tolerować takich krajów w swoich szeregach. Nie może im pobłażać, ponieważ niszczy w ten sposób swoje własne wspólne podstawy. Zakażenie krwi zaczyna się w jednym miejscu, ale rozprzestrzenia potem po całym organizmie. Liberalne demokracje i tak przeżywają trudne czasy i nie można pozwolić, by zaczęły rozkładać się od środka.
Niewłaściwa postawa
Kiedyś za dwa lata nowy mechanizm może faktycznie pozwolić na odebranie pieniędzy Orbánowi i partii Kaczyńskiego. A przecież Bruksela mogła wykorzystać już istniejące narzędzia i zagrozić odebraniem im prawa głosu. Ale udaremniło to tchórzostwo i niewłaściwa wewnętrzna postawa szefów europejskich rządów.
Oba kraje zyskały na czasie, aby przyspieszyć demontaż demokracji. Teraz będą one wielokrotnie upominane i pozywane przed sądy, ale ich to nie będzie kompletnie obchodzić. Dopóki UE na serio ich nie powstrzyma, Orbán i jemu podobni będą działać dalej jak do tej pory. Szykująca się polityczna katastrofa w końcu będzie trudna do opanowania. Kompromis w sprawie budżetu UE był może i konieczny - niestety był on politycznym błędem.