Konflikt w Donbasie: brak perspektyw na pokój
15 stycznia 2015Te zdjęcia szokują Ukrainę. Śnieg jest czerwony od krwi. W czasie ostrzału w pobliżu wschodnioukraińskiego miasteczka Wołnowacha we wtorek (13.01.15) zginęło co najmniej dwunastu cywilów: pięciu mężczyzn i siedem kobiet. Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko winą za to obarczył prorosyjskich separatystów. Nazwał ich "terrorystami" i "ludźmi bez serca". Zarówno separatyści jak i Kreml winą za masakrę obarczyli z kolei Ukraińców. - To kolejna zbrodnia dokonana przez ukraińskie wojsko - oświadczył w środę (14.01.15) rzecznik moskiewskiego MSZ.
Incydent ten miał miejsce tylko dzień po tym, jak w Berlinie fiaskiem zakończyły się rozmowy na temat długotrwałego pokoju na wschodnie Ukrainy. Szefowie MSZ Ukrainy, Rosji, Niemiec i Francji nie znaleźli wspólnego języka. Z tego powodu odwołano zaplanowane na czwartek (15.01.15) spotkanie na szczycie szefów państw i rządów tych czterech krajów w stolicy Kazachstanu Astanie.
Coraz więcej ofiar pomimo rozejmu
W czasie rozmów Berlinie chodziło o wcielenie w życie tak zwanego protokołu z Mińska. We wrześniu rząd Ukrainy i prorosyjscy separatyści ustalili rodzaj planu pokojowego dla opanowanych przez separatystów regionów Doniecka i Ługańska. Nie wykonano ani jednego z dwunastu punktów porozumienia, które doszło do skutku zarówno przy udziale Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) jak i Rosji. Wprawdzie nie ma już wielkich ofensyw jak latem, ale w wielu miejscach walki trwają nadal. Prawie codziennie umierają zarówno żołnierze, jak i cywile, tak jak właśnie w Wołnowacha. Łączna liczba ofiar śmiertelnych od początku 2014 wynosi według danych ONZ około 5000.
Podczas gdy w Berlinie szefowie MSZ zajęci byli negocjacjami, separatyści wzmocnili ostrzał oddziałów ukraińskich broniących od ośmiu miesięcy lotniska w Doniecku. W czasie tego ostrzału zawaliła się ostatecznie znana z licznych fotografii zrujnowana doszczętnie wieża kontrolna lotniska.
Dyplomacja w drzazgach
W stanie ruiny są także stosunki dyplomatyczne. Od początku konfliktu Zachód, a przede wszystkim Niemcy i Polska, starają się o polityczne rozwiązanie. Prowadzone były niezliczone rozmowy w różnych konstelacjach i formatach. Były wideokonferencje, telefony i bezpośrednie rozmowy, jak ostatnio w Berlinie, ale nadal nie udało się wypracować kompromisu.
Obie strony konfliktu wskazują na porozumienie z Mińska, ale są to tylko czcze słowa. Rząd w Kijowie zarzuca separatystom i Rosji, że nie chcą oni spełnić kilku najważniejszych postanowień. I tak granica rosyjsko-ukraińska jest nadal otwarta na odcinku 200 km. Według Ukraińców, poprzez tę wyrwę od miesięcy do regionów objętych faktyczną secesją napływa sprzęt i bojownicy z Rosji. Rosja temu zaprzecza, przyznaje jednak, że do Ukrainy napływają "ochotnicy". Także OBWE donosi o rosnącej liczbie noszących mundury kobiet i mężczyzn, przekraczających granicę Rosji i wschodniej Ukrainy.
Wbrew postanowieniom z Mińska separatyści przeprowadzili na początku listopada "wybory" na opanowanych przez nich terenach. W reakcji na to Kijów zawiesił obowiązywanie ustawy o autonomii regionów wschodniej Ukrainy i zastopował transfer płac i emerytur. Jedynym punktem porozumienia, przy którym można mówić o postępach, jest wymiana jeńców. Ale i tutaj ustalenia nie zostały zrealizowane do końca. Mowa jest bowiem o setkach nadal przetrzymywanych jeńców.
Separatyści chcą niepodległości
Z punktu widzenia separatystów najpoważniejszym problemem przy negocjacjach jest linia demarkacyjna. Mówił o tym w wywiadzie dla rosyjskiej agencji prasowej "Interfax" przedstawiciel tzw. "Republiki Ługańskiej" Władysław Dejnego. W Mińsku strony konfliktu ustaliły ustanowienie 30-kilometrowej "strefy bezpieczeństwa", z której przeciwnicy mają wycofać ciężką broń. Jak dotąd ten zapis porozumienia zrealizowano tylko częściowo. Separatystom udało się nawet rozszerzyć opanowaną przez siebie strefę. Kijów obstaje przy ustalonej linii demarkacyjnej.
Innym problemem jest życzenie separatystów, by - jak sformułował to Dejnego - zostać uznanym przez Kijów za "niepodległą jednostkę polityczną". Najpierw Kijów nie chciał w ogóle utrzymywać żadnych kontaktów z separatystami, by ich w ten sposób nie dowartościowywać. Jednak w Mińsku separatyści i Rosja przeforsowali swoje stanowisko. Przy jednym stole usiedli przedstawiciele Ukrainy i tzw. "republik ludowych". Teraz chcą jeszcze więcej - politycznej niepodległości. Rosja od dawna na to wskazuje. Jednak dla Kijowa ten punkt nie podlega dyskusji.
Brak perspektyw na zbliżenie
Ukraińscy eksperci powątpiewają, czy separatyści rzeczywiście chcą pokoju. - Najwyraźniej próbują zwiększać napięcie - powiedział DW prof. Oleksjij Haran, politolog z Kijowa, który właśnie wrócił ze wschodniej Ukrainy. - Rosja nie jest zainteresowana pokojem - podkreśla też inny ekspert z Kijowa, Bohdan Jaramenko. Eksperci i politycy w Rosji twierdzą to samo w odniesieniu do Ukrainy i Zachodu. Najwyraźniej brak perspektyw na zbliżenie.
Roman Gonczarenko / Bartosz Dudek