Koniec unijnego rozdzielnika uchodźców
26 września 2017Państwa UE uzgodniły jesienią 2015 r. plany podziału do 160 tys. uchodźców docierających przez morze do wybrzeży Grecji i Włoch do 26 września 2017 r. - w tym do 120 tys. w ramach obowiązkowej relokacji przegłosowanej przy sprzeciwie Czech, Rumunii, Słowacji i Węgier. Rząd Ewy Kopacz po długich wahaniach bardzo niechętnie poparł rozdzielnik (z grupą ok. 7 tys. uchodźców dla Polski). – Gdyby Warszawa była wtedy na „nie”, ówczesna luksemburska prezydencja w Radzie UE miałaby ciężki problem, czy przeprowadzać relokację poprzez głosowanie większościowe pomimo sprzeciwu tak sporego kraju. Ale zarazem padały wtedy w Unii sugestie, że solidarność co do sankcji wobec Rosji nie jest bez związku z solidarnością co do relokacji – wspomina zachodni dyplomata zaangażowany w ówczesne rokowania.
Rozdzielnik zostanie wykorzystany co najwyżej w jednej czwartej. Do tego tygodnia między kraje Unii rozdzielono ok. 29 tys. uchodźców. A Komisja Europejska szacuje, że teraz w Grecji i Włoszech przebywa jeszcze około 10 tys. migrantów z dużymi szansami na objęcie relokacją. – Uważamy relokację za sukces, jak na dane nam okoliczności – przekonuje jednak Margaritis Schinas, główny rzecznik Komisji Europejskiej.
Rozdzielnik mniej potrzebny
Rozdzielnik początkowo bardzo kulał, bo Włosi i przede wszystkim Grecy nie radzili sobie z jego obsługą administracyjną – pobieraniem odcisków palców, potwierdzaniem tożsamości, prześwietlaniem kandydatów do relokacji. Ale ważniejsze, że potrzeby relokacyjne okazały się o wiele mniejsze od prognozowanych w momencie głosowania Rady UE nad rozdzielnikiem. Forsowana przez kanclerz Angelę Merkel umowa UE z Turcją z marca 2016 r. zmniejszyła aż o 97 proc. ruch na szlaku bałkańskim – z Turcji do Grecji przez Morze Egejskie, a potem lądem na północ Europy, a w zasadzie do Niemiec. Natomiast stanowcza większość Afrykańczyków przeprawiających się w ostatnim roku z wybrzeży Libii do Włoch, to migranci ekonomiczni. Nie kwalifikują się zatem do relokacji, bo jej wstępnym kryterium jest „ewidentna potrzeba ochrony międzynarodowej”.
– System podziału uchodźców między kraje Unii będzie działać dopóki nie zostaną rozdzieleni wszyscy, którzy do 26 września dotrą do Grecji i Włoch – tłumaczy Komisja Europejska. Ale plany przedłużenia obecnej relokacji, które jeszcze parę miesięcy temu podnoszono m.in. we Włoszech, trafiły do szuflady. - Nie ma apetytu na powtarzanie doświadczenia z obowiązkową relokacją w UE - mówi Pierre Vimont, ekspert brukselskiego Centrum Carnegie. Dlatego projekt stałego rozdzielnika skrojonego pod przyszłe kryzysy migracyjne, który Komisja Europejska zgłosiła w 2016 r., też jest na bocznym torze.
– Kolejne prezydencje w Radzie UE nie osiągnęły i nie osiągną w tej kwestii żadnego postępu, jeśli sprawa nie zostanie rozstrzygnięta na poziomie przywódców na szczycie UE – mówi Vimont. A obecnie na to się nie zanosi. W Unii dominuje teraz przekonanie, że koszty polityczne rozdzielnika (podziały UE, pożywka dla populizmów w Polsce czy Węgrzech) zdecydowanie przewyższyły korzyści humanitarne (relokację do 40 tys. ludzi).
Teraz dobrowolne przesiedlenia
Głównym promotorem nowego stałego rozdzielnika były Niemcy, ale – zdaniem naszych rozmówców w Brukseli – nowy rząd Merkel nie będzie miał serca do tego projektu. Unijnym priorytetem stało się bowiem uszczelnianie granic, usprawnianie deportacji migrantów bez widoków na azyl, a także dogadywanie się z krajami Afryki subsaharyjskiej, by zwalczały przemyt ludzi na szlaku do Libii. Ta nie ma jednego rządu, ale Rzym na własną rękę opłaca podobną współpracę z rozmaitymi watażkami i władzami lokalnymi na wybrzeżu libijskim. Ponadto Bruksela stawia na przesiedlenia do UE bezpośrednio z obozów dla uchodźców na Bliskim Wschodzie, ale to program dobrowolny. Kraje Unii od jesieni 2015 r. przesiedliły ponad 20 tys. uchodźców (Polska nikogo), w tym 9 tys. Syryjczyków z obozów w Turcji.
Komisja Europejska wszczęła w czerwcu br. postępowania dyscyplinujące wobec Polski, Węgier i Czech z powodu sabotowania rozdzielnika. Ale nawet koniec programu relokacji nie będzie przeszkodą w ewentualnej skardze na te trzy kraje do Trybunału Sprawiedliwości UE za łamanie unijnego prawa.
Tomasz Bielecki, Bruksela