Kopenhaga: "Góra urodziła mysz"
19 grudnia 2009W posiedzeniu grupy, która w nocy z piątku na sobotę (18/19.12) wynegocjowała kompromis, brała również udział kanclerz Niemiec Angela Merkel. Kopenhagę opuściła przed zakończeniem konferencji z „mieszanymi uczuciami”:
„Rokowania były ekstremalnie ciężkie i chcę podkreślić z naciskiem, że rezultat przyjęłam z mieszanymi uczuciami” – powiedziała kanclerz – „Musieliśmy rozstrzygnąć, czy przerywamy całą procedurę, czy bierzemy to, co możliwe i nad czym możemy pracować dalej. Podjęcie tej decyzji przyszło mi bardzo trudno. Ale doszłam do wniosku, że jeżeli byśmy teraz przerwali, stracilibyśmy lata. Dlatego powiedzieliśmy: „Zgadzamy się na ten rezultat, ponieważ chcemy ten proces kontynuować”.
Ekolodzy są rozczarowani
Z rozczarowaniem zareagowali przedstawiciele organizacji ochrony środowiska i organizacji pomocy. Dla byłego szefa programu ochrony środowiska ONZ Klausa Toepfera przyjęty minimalny kompromis jest równoznaczny z fiaskiem. Klaus Toepfer wezwał do globalnego działania: „Musimy sobie uświadomić, że nie możemy zacząć redukcji emisji CO2 dopiero w chwili, kiedy wspólnie podpiszemy umowę”.
„Wartość podpisanego dokumentu polega jedynie na tym, że dzięki niemu udało się uniknąć całkowitej klęski i nie zostały zatrzaśnięte drzwi przed dalszymi negocjacjami” – uważa Ottmar Edenhofer z Instytutu Badań Skutków Zmian Klimatycznych w Poczdamie.
Zawiodła Unia Europejska
Do tej pory UE zawsze podejmowała inicjatywę w walce ze zmianami klimatycznymi. Tak było na konferencji na Bali, tak było jeszcze w Kioto, tym razem zawiodła - uważa wiceprzewodnicząca frakcji parlamentarnej „Zielonych” w Bundestagu Baerbel Hoehn. Efekt szczytu jest dla niej „ogromnym rozczarowaniem”, przede wszystkim brak ograniczenia do 2050 roku redukcji C02 do 50 procent. Jej zdaniem, zawiedzeni muszą być nawet ci, którzy spodziewali się minimalnych efektów szczytu: „Można powiedzieć, że góra urodziła mysz”, powiedziała w rozgłośni „Deutschlandfunk”.
Do fiaska szczytu przyczyniło się, zdaniem Baerbel Hoehn, niezadowalające przewodnictwo duńskich gospodarzy, zwłaszcza „mało dyplomatyczna postawa” przewodniczącego szczytu, premiera Danii Larsa Lokke Rasmussena.
Do rozstrzygającego przełomu, mimo wszystko mogłoby dojść, gdyby Europa i kraje nowo uprzemysłowione takie jak Brazylia, Południowa Afryka czy Meksyk spróbowały chociaż podjąć inicjatywę, uważa polityk „Zielonych”.
Usprawnienia wymagają same negocjacje
Eurodeputowany Jo Leinen (SPD), przewodniczący komisji ochrony środowiska i szef delegacji Parlamentu Europejskiego w Kopenhadze podaje w wątpliwość metody pracy oenzetowskich konferencji: „Bardzo szybko potrzebne jest usprawnienie sposobów podejmowania decyzji na konferencjach odbywających się w ramach ONZ” – powiedział. Odpowiedzialnością za fiasko Jo Leinen obarcza USA i Chiny: „Deklaracje USA na temat do redukcji CO2 były niewystarczające, Chiny do końca broniły się przed podpisaniem międzynarodowych zobowiązań”.
Także zdaniem Thomasa Kleina-Brockhoffa z ośrodka badawczego German Marshall Fund w Berlinie fiasko szczytu leży w zbyt kompleksowej materii negocjacji i oenzetowskiej zasadzie konsensu.
"Kopenhaga była za duża na osiągnięcie tak dużych celów" - podsumowuje Westdeutsche Allgemeine Zeitung - 40 tysięcy uczestników robi konferencję, której decyzje zapaść mają jednogłośnie. Prawie niewykonalne (...) Szczyty klimatyczne ONZ będą musiały wynaleźć się od nowa".
dpa, APD / Elżbieta Stasik
red.odp. Małgorzata Matzke