Koronakryzys. Kto jeszcze słucha Angeli Merkel?
22 marca 2021Co dzień rano to samo niespokojne spojrzenie na najnowszy wskaźnik nowych zachorowań na koronawirusa. Rośnie czy maleje? Od tego zależy, czy ludzie będą mogli się spotykać, czy dzieci pójdą do szkoły, czy po lekcjach będą mogły się ze sobą bawić, czy pójdziemy na czyjeś wesele albo do fryzjera i wiele, wiele innych spraw.
Lockdown do kwietnia
- Każdego dnia widzimy, że ten wskaźnik rośnie, i to coraz szybciej - ostrzegła kanclerz Angela Merkel. Na dzisiejszej (22.03.2021) naradzie z premierami landów zapewne zechce wycofać się z poluzowanych ograniczeń obowiązujących w ciągu dwóch ostatnich tygodni.
Za takim rozwiązaniem opowiada się także część socjaldemokratycznych premierów krajów związkowych. Przedłużenie lockdownu do kwietnia jest coraz bardziej prawdopodobne.
Kanclerz może tylko proponować
Angela Merkel jest zwolenniczką twardego kursu w koronakryzysie. Gdy na początku lutego stało się jasne, że brytyjska, bardziej zaraźliwa odmiana koronawirusa szybko rozprzestrzenia się także w Niemczech, podczas narady z premierami krajów związkowych pani kanclerz udało się obniżyć wskaźnik incydencji do 35. W praktyce oznaczało to uzależnienie znoszenia restrykcji od jego utrzymania się przez dwa tygodnie na tym poziomie i podjęcie dalszych decyzji co do sprawdzenia, czy takie poluzowanie przepisów nie prowadzi do ponownego wzrostu liczby nowych zakażen.
Reakcja społeczeństwa na takie postawienie sprawy była tak gwałtowna, że niektórzy premierzy krajów związkowych zaczęli się szybko wycofywać ze wspólnych decyzji.
"Nie możemy co chwila ustanawiać nowych wartości granicznych, które utrudniają ludziom powrót do normalnego życia" - zżymał się premier Nadrenii Północnej-Westfalii Armin Laschet, który sam głosował za takim wskaźnikiem.
Merkel traci swoją rolę przywódczą
Armin Laschet jest nowym przewodniczącym CDU i możliwym kandydatem chadeków na urząd kanclerza. Jasne jest, że w tej sytuacji musi zadbać o swój wizerunek i profil polityczny. Przede wszystkim musi odróżnić się od premiera Bawarii i przewodniczącego siostrzanej CSU Markusa Soedera, który też ma apetyt na to stanowisko.
Markus Soeder, podobnie jak Angela Merkel, w walce z pandemią opowiada się za utrzymaniem twardego kursu. Gdy Laschet mówi: "Popularne stanowisko w walce z pandemią polega na zakazaniu wszystkiego, zachowaniu niewzruszonej postawy bez względu na rozwój sytuacji i traktowaniu obywateli jak dzieci pozbawionych własnego rozumu", nie ma na myśli tylko kanclerz Merkel, tylko przede wszystkim premiera Bawarii jako swego rywala w walce o fotel kanclerza Niemiec.
W tym sporze Angela Merkel odgrywa podrzędną rolę. Nie będzie kandydować we wrześniowych wyborach do Bundestagu, co poważnie ogranicza jej wpływ na bieg spraw. Zamiast niej w centrum uwagi znajdują się obecnie Laschet i Soeder. O czym myślą, czym się zajmują i na co się w końcu zdecydują - na to wszystko zwracają dziś uwagę nie tylko członkowie CDU i CSU, ale także wszyscy obywatele Republiki Federalnej. Angela Merkel dziś należy już do przeszłości, a o przyszłości kraju zadecyduje jeden z tej dwójki: Laschet albo Soeder.
Nie orientujmy się na całe Niemcy
O tym, który z nich wygra, zadecyduje w dużym stopniu ich wkład w walkę z pandemią koronawirusa. Ich sukcesy w tej walce u siebie, w swoim landzie, przełożą się na wpływ na ogólnoniemiecką strategię w koronakryzysie. Ale czy taka strategia w ogóle istnieje? Szesnastu premierów niemieckich krajów związkowych ma na uwadze przede wszystkim swoje własne interesy polityczne, a nie dobro całego kraju. Ich sytuację ułatwia to, że w strategii szczepień władze federalne nie mają żadnych uprawnień. Kanclerz Merkel może im coś proponować, ale nie może niczego nakazać.
Poza tym w walce z pandemią władze federalne nie mają się czym pochwalić i stanowią kiepski wzór do naśladowania. Działają zbyt wolno, czynią za mało i za późno i odnosi się to zarówno do maseczek ochronnych, aplikacji na smartfony, jak i do całej kampanii szczepień ochronnych ludności. Ich sytuacji nie poprawia fakt, że część posłów do Bundestagu z ramienia CDU i CSU uwikłana jest w aferę z zamawianiem maseczek w firmach, które im za to zapłaciły.
Wyprzedane bilety lotnicze na Majorkę
W 2021 roku w Niemczech odbędą się nie tylko wybory do Bundestagu, ale także wybory do kilku landtagów i wybory samorządowe. W dwóch landach mamy je już za sobą. Ale kto ma je jeszcze przed sobą, ten nie słucha wirusologów i epidemiologów, tylko baczy na sposób, w jaki aktualną sytuację oceniają jego przyszli wyborcy.
Ci wyborcy zaś mają powyżej uszu ograniczeń związanych z pandemią. Chcą jak najszybszego powrotu do normalnego życia. Tęsknią za słońcem i urlopowym wypoczynkiem, za spotkaniami z przyjaciółmi i znajomymi, za nieograniczonym życiem, do jakiego przywykli latami. Jak silne są te tęsknoty, o tym świadczy przykład sprzed paru dni. Gdy Majorka, ulubiony cel ich urlopowych podróży, przestała być obszarem ryzyka, w ciągu paru chwil wykupili wszystkie dostępne bilety lotnicze w tym kierunku, nie zważając na ich cenę.
Kto z własnej woli pociągnie za hamulec?
Coraz silniejsze żądanie rozluźnienia restrykcji odbiło się na postanowieniach szczytu w sprawie koronakryzysu 3 marca. Jego wynikiem była strategia stopniowego otwarcia w pięciu krokach, powiązana jednak z uruchomieniem hamulca bezpieczeństwa, gdy wskaźnik incydencji przekroczy pułap 100 nowych zakażeń na sto tysięcy mieszkańców w ciągu tygodnia. Wtedy wszystkie dotychczasowe poluzowania przepisów muszą zostać odwołane.
Podczas ówczesnego szczytu trudno było mówić o jednomyślności. Wkrótce po nim rząd Brandenburgii postanowił, że uruchomi taki hamulec dopiero wtedy, gdy wskaźnik zachorowalności przekroczy 200. A premier Nadrenii Północnej-Westfalii Armin Laschet powiedział, że taki hamulec nie jest żadnym automatyzmem, tylko wszystko zależy od bieżącej sytuacji w danym regionie. Innymi słowy, w jednym powiecie mogą obowiązywać jakieś ograniczenia, a w innym nie.
Decyzje, które nie są żadnymi decyzjami
Wiele miast, które wskutek rosnącej szybko liczby nowych zakażeń koronawirusem wyraziło chęć ponownego zamknięcia szkół i przedszkoli, doczekało się krytycznych uwag ze strony rządu Nadrenii Północnej-Westfalii w Duesseldorfie.
"Jaką wartość mają rokowania, gdy za ich ustaleniami nie następują żadne czyny?" - spytał zdenerwowany starosta powiatu Dueren Wolfgang Spelthahn.
Teraz Instytut Roberta Kocha ostrzega, że na Wielkanoc może być więcej przypadków zarażenia sie koronawirusem niż na Boże Narodzenie. Mimo to premierzy Meklemburgii-Pomorza Przedniego i Saksonii-Anhalt chcą otworzyć na Wielkanoc domki letniskowe i mieszkania dla turystów planujących wielkanocny urlop w tym landzie. Władze Nadrenii-Palatynatu z kolei chcą przyciągnąć do siebie gości dzięki otwarciu restauracyjnych ogródków.
Trzecia fala pandemii trwa
Brandenburgia przyznała po cichu, że gotowa jest pociągnąć za hamulec bezpieczeństwa. W Hamburgu, gdzie przez trzy kolejne dni wskaźnik incydencji utrzymywał sie powyżej 100, ponownie zamknięto restauracje. W Dueren w Nadrenii Północnej-Westfalii częściowo zamknięto szkoły, ale w Dortmundzie i Duisburgu pozostały one otwarte.
Większość ludzi ma dość takich przepychanek i ciągłych zmian decyzji. Pytają, dlaczego mają się do nich dostosować, jeśli sami politycy mają je za nic?
- To dobrze, że zdecydowaliśmy się na hamulec bezpieczeństwa, z którego w razie potrzeby będziemy zawsze mogli zrobić użytek - powiedziała kanclerz Merkel. I dodała, że "świadczy on o rzetelności i wiarygodności naszej pracy".
Nie wszyscy mieszkańcy Niemiec podzielają tę opinię. Czy podczas dzisiejszej narady z premierami krajów związkowych większość z nich podzieli stanowisko kanclerz Merkel? Na pewno poprze ją Markus Soeder z Bawarii. Jak i premier Turyngii Bodo Ramelow, ponieważ w jego landzie wskaźnik incydencji osiągnął zatrważająco wysoki poziom. Ale co będzie z innymi?
Kandydat na kanclerza z ramienia SPD Olaf Scholz ostrzegł w wywiadzie prasowym przed pokusą masowych wycieczek urlopowych w okresie Wielkanocy. W jego przekonaniu może to zaciążyć negatywnie "na letnim urlopie dla nas wszystkich". Można mieć nadzieję, że jego opinia padnie na podatny grunt.
Jak wynika z badań ankietowych instytutu Infratest-dimap, odestek osób uważających, że obecne ograniczenia nie są wystarczająco surowe wzrósł o 12 procent do poziomu 32 procent. Tylko co czwarty ankietowany był zdania, że są one za wysokie i przez to nieodpowiednie do sytuacji.