Koronawirus i protesty w Europie. Kto się za nimi kryje
11 grudnia 2021W obliczu szybko rosnącej liczby infekcji koronawirusem wiele europejskich krajów zaciągnęło hamulec bezpieczeństwa i wprowadziło zaostrzone środki zapobiegawcze, jak obowiązek noszenia masek nawet przez dzieci, częściowy lockdown lub obowiązek szczepienia dla określonych grup zawodowych. A to rozzłościło wielu. Od tygodni dziesiątki tysięcy znów wychodzą na ulice w całej Europie przeciwko nowym zasadom pandemicznym. Co ich właściwie do tego motywuje?
W których krajach zasady pandemiczne są teraz szczególnie rygorystyczne?
Szczególnie w Niemczech oraz krajach z nimi sąsiadujących nastroje wydają się wrzeć. Kilka przykładów z ostatnich dni: w stolicy Austrii - Wiedniu demonstrowało według policji około 40 tysięcy przeciwników częściowego lockdownu oraz zapowiedzianego obowiązku szczepień. W niektórych miejscach doszło do zamieszek.
Około 8 tysięcy protestujących w ubiegłym tygodniu przeszło w Brukseli przed biura instytucji Unii Europejskiej; niektórzy starli się z policją. Podczas protestów w Luksemburgu kilka osób sforsowało ogrodzenie jarmarku świątecznego, na który wejście mieli tylko zaszczepieni oraz przetestowani z wynikiem negatywnym.
W Holandii protesty eskalowały podobnie. W Hadze kilkaset osób parę tygodni temu podpaliło rowery, obrzuciło policję kamieniami lub innymi przedmiotami. W ciągu ostatnich dni proesty jednak przebiegły pokojowo.
Również w Niemczech zmobilizowali się przeciwnicy polityki koronakryzysowej. W wielu miastach doszło do protestów. W Saksonii, ze względu na zakaz masowych zgromadzeń, zorganizowano tak zwane spacery. Zdaniem ekspertów grupy te najwyraźniej były sterowane przez prawicowych ekstremistów. Tragiczną kulminacją ostatnio okazał się marsz z pochodniami przed prywatny dom saksońskiej minister zdrowia Petry Koepping w Grimma.
Od ewangelików po chuliganów. Kto właściwie demonstruje?
Zniechęceni do polityki, negacjoniści koronawirusa, ezoterycy, antyszczepionkowcy: sprzeciw wobec zaostrzonych zasad pandemicznych przyciąga najróżniejsze grupy. Profesor politologii Marc Hooghe z Katolickiego Uniwersytetu Loewen porównuje na antenie ZDF demosnstracje w Belgii z ruchem żółtych kamizelek we Francji. Widzi tam „kombinację wielu odmiennych grup społecznych, z których każda ma swoje powody”.
Podobnie wygląda to w Niemczech. – Jednoczy ich frustracja, nie tylko wobec polityki koronakryzysowej, ale też wobec demokracji, instytucji politycznych. Również w środowisku antropozoficznym istotna jest postawa antymodernistyczna – wyjaśnia w rozmowie z DW socjolog Johannes Kies z Uniwersytetu Siegen. – Wszędzie widzimy, że postacie z prawej strony sceny politycznej obejmują przywództwo, organizują się i mobilizują. I nie zmieniło się to od miesięcy. Narracja, że prawicowcy pozyskują dla siebie cały ten ruch jest bzdurą, oni byli tam od początku. I od początku nie stanowiło to dla nikogo problemu – dodaje Johannes Kies.
Na protestach w Wiedniu obecni byli członkowie skrajnie prawicowego „ruchu identytarystów” skupionego wokół Martina Sellnera, jak poinformowała telewizja ORF. Prawicowa partia FPÖ na swoich stronach internetowych nawołuje do demonstracji za pomocą tzw. „kalendarza protestów”, który – według zapewnień – jest „aktualizowany na bieżąco”. Dalsze wsparcie płynie również z arcykonserwatywnego katolickiego narożnika. Jednym z jego rzeczników jest aktywista Alexander Tschugguel, krytykujący ochronę klimatu i małżeństwo dla wszystkich oraz przedstawia się jako „obrońca życia”.
– Zawsze zależy to także od kontekstu i kultury politycznej w danym kraju – wyjaśnia Johannes Kiess. Na przykład w Holandii protestowali zarówno członkowie spektrum ewangelickiego, jak i chuligani. – To nie występuje w takiej formie w innych krajach.
Duże różnice występują także w obrębie jednego kraju: według badania Uniwersytetu w Bazylei, przeprowadzonego pod koniec listopada 2021 roku na zlecenie bliskiej Zielonym Fundacji Heinricha Boella, korzenie ruchu negacjonistów w południowo-zachodnich Niemczech tkwią bardziej w lewicowych środowiskach alternatywnych, podczas gdy we wschodnich Niemczech odsetek wyborców AfD jest znacznie wyższy.
O co chodzi protestującym?
– W zasadzie zawsze chodzi o dużo, dużo więcej niż koronawirus – uważa Johannes Kies. We Francji, na przykład, demonstracje były tylko powierzchownie związane z obostrzeniami pandemicznymi. – Właściwie zawsze chodziło też o Macrona i jego rodzaj polityki.
Również w Holandii protest był związany z krytyką polityki społecznej. – Nie należy lekceważyć tego, jak bardzo sytuacja jest łatwopalna i może wybuchnąć między innymi przez koronakryzys. W Saksonii bowiem chodziło głównie o brak demokracji i rozczarowanie polityką.
Axel Salheiser, współautor Monitora Turyngii, corocznego badania ludności, w wywiadzie dla DW mówi o „okazjach do mobilizacji”. – Prawicowi ekstremiści wykorzystali tę okazję, by szerzyć swoje antysystemowe narracje – tłumaczy protesty we wschodnich Niemczech.
Czy demonstracje będą się radykalizować?
– Sytuacja się zaostrza, trwa to już od miesięcy – ocenia Johannes Kies. Również uczestnicy Konferencji Ministrów Spraw Wewnętrznych uważają, że protesty co coraz radykalniejsze. Według ustaleń Urzędu Ochrony Konstytucji można przyjąć, że „obowiązkowe szczepienia jeszcze bardziej wzmocniłyby agresywną postawę ruchu koronasceptyków” – powiedział przewodniczący konferencji Thomas Strobl.
Socjolog Johannes Kiess zakłada więc, że w najbliższych tygodniach może dojść do „jeszcze większej przemocy”. – Trzeba było podjąć bardziej zdecydowane i wcześniejsze działania przeciwko nielegalnym demonstracjom, na przykład poprzez konsekwentniejsze karanie finansowe oraz rozpraszanie tłumu. Przyzwolenie trwało zbyt długo, zwłaszcza w Niemczech.
– Ale nawet jeśli pandemia wreszcie się skończy, protesty będą trwały – uważa Axel Salheiser. – Główne postacie, które napędzają radykalizację, są zainteresowane znalezieniem innego tematu do mobilizacji.
Na przykład przeciwko polityce klimatycznej. A to, według eksperta, jest już przygotowywane.