Koronawirus w Berlinie: znowu zapala się czerwone światło
5 czerwca 2020W ciągu zaledwie tygodnia tzw. współczynnik R (wskaźnik reprodukcji wirusa świadczący o jego zdolności do rozprzestrzeniania się w społeczeństwie) wzrósł w Berlinie kilkakrotnie. 28 maja wynosił jeszcze 0,36, a 3 czerwca już 1,32. Oznacza to, że obecnie jeden chory na COVID-19 znowu zaraża więcej niż jedną osobę, a wskaźnik reprodukcji przekroczył krytyczną wartość 1,2.
Tym samym jedno ze świateł w berlińskim systemie wczesnego ostrzegania zapaliło się na czerwono. Dwa inne pozostają w stosunkowo bezpiecznej, zielonej strefie: liczba nowych infekcji na 100 tys. mieszkańców utrzymuje się na poziomie 5,1 (żółte światło zapala się od 20 infekcji, czerwone od 30) a liczba pacjentów chorych na COVID-19 przebywających na oddziałach intensywnej terapii wynosi 3,4 proc. (czerwone światło od 25 proc.).
Współczynnik R skoczył w górę po słonecznym, zielonoświątkowym weekendzie. „Niektórzy w mieście stracili poczucie rzeczywistości”, stwierdził z ubolewaniem nadburmistrz Berlina, socjaldemokrata Michael Mueller.
Katastrofalne party
Poczucie rzeczywistości stracili najwyraźniej uczestnicy demonstracji w zielonoświątkowy weekend. Odbywała się pod hasłem „Na rzecz kultury – wszyscy w jednej łodzi” i miała być pokazem solidarności klubowej sceny Berlina. Zgodnie z mottem demonstracja odbywała się w pontonach na jednym z berlińskich kanałów i zgłosiło się na nią sto osób. Tyle jest dopuszczalne, nikt nie miał zastrzeżeń. Pojawiło się jednak nie sto, a jakieś półtora tysiąca osób, na wodzie tłoczyło się kilkaset pontonów, kolejne setki fanów techno bawiły się na wybrzeżu, o jakimkolwiek dystansie czy ochronie nosa i ust nie było mowy.
W nietypowy dla siebie sposób Mueller bardzo ostro skrytykował uczestników tego spontanicznego party. „Ich zachowanie jest nieodpowiedzialne i nie do zaakceptowania, forma ignorancji, która zagraża wielu ludziom”, stwierdził na łamach jednej ze stołecznych gazet zapowiadając, że: „będziemy uważnie obserwowali sytuację i wzmocnimy kontrole”.
Właściwie Berlin starał się ograniczyć do minimum wszelkiego rodzaju restrykcje i od wybuchu pandemii postawił przede wszystkim na poczucie odpowiedzialności mieszkańców. Ta liberalna polityka funkcjonowała i miasto ją preferuje. Mueller nadal apeluje do mieszkańców o utrzymywanie dystansu społecznego i przestrzeganie zasad higieny, odwołuje się do odpowiedzialności każdego berlińczyka, ale także ostrzega, że rozluźnienie zaostrzeń nie jest równoznaczne z powrotem do normalności. Pandemii nie można nie doceniać, lekkomyślność i ignorancja oznaczają wystawianie na ryzyko wszystkiego, co zostało dotąd osiągnięte w walce z koronawirusem „na wspólnej i rozsądnej drodze”, jaką poszło społeczeństwo i władze miasta.
Młode, mobilne miasto
Berliński wirusolog Jonas Schmidt-Chanasit z Instytutu Medycyny Tropikalnej im. Bernharda Nochta (BNIT) jest zaniepokojony raptownym skokiem współczynnika R. „Berlin jest młodym miastem z mobilnymi ludźmi”, tłumaczy odnosząc się do „pontonowego party”, ale jak dodaje: „decydujące mogą być także czynniki kulturowe, na przykład spotkania na koniec Ramadanu w ubiegłym tygodniu”.
I podobnie jak Michael Mueller wirusolog ostrzega przed lekkomyślnością. „Jeżeli dojdzie znowu do wybuchu epidemii, jest sprawą pozadyskusyjną, że ogniska zarażeń (na przykład szkoły czy restauracje) znowu zostaną zamknięte”, ostrzegł w berlińskim tabloidzie „BZ”.
„Berlin Welcome”
Tygodnie bardziej lub mniej dobrowolnej kwarantanny, jaką narzuciła sobie stolica Niemiec, Berlin wykorzystał do nietypowych posunięć. I tak powstała na przykład sieć tymczasowych ścieżek rowerowych. Powstaje ich nie tylko dużo, ale też błyskawicznie. Jednego tygodnia władze Berlina podejmują decyzję o wyznaczeniu kolejnych ścieżek, drugiego tygodnia ścieżki już są. Niemal z dnia na dzień dziesiątki tysięcy mieszkańców przesiadło się na rowery, niezadowolona jest tylko opozycyjna AfD, która domaga się zlikwidowania oznaczonych żółtymi pasami części ulic dla rowerów. „To sytuacja nie do zniesienia, że samowola polityczna zabrania kierowcom korzystania z ulic”, utyskuje Frank Scholtysek, ekspert ds. komunikacji AfD w berlińskim parlamencie i grozi skargą w sądzie.
Tymczasowe ścieżki rowerowe są nie tylko rozbudowywane, ale pozostaną najprawdopodobniej przynajmniej do końca roku.
Z kolei do listopada pozostanie czynne lotnisko Tegel. Wbrew zapowiedziom nie zostanie zamknięte przedwcześnie.
„Berlin jest – z dystansem – najlepszy”
Ekscesy, takie jak pontonowe party, irytują nie tylko władze Berlina, ale i mieszkańców, których większość w zdyscyplinowany sposób przestrzegała rygorów, by doprowadzić do spowolnienia rozwoju epidemii i stopniowego powrotu do w miarę normalnego życia. Turystyczny Berlin nagradza ich nową, dzienną kartą rabatową „Berlin WelcomeBackCard” za tylko 2,50 euro i prawie 50-procentowymi zniżkami do ponad 50 stołecznych atrakcji. Karta przeznaczona jest też dla jednodniowych turystów, ale chwilowo korzystają z niej przede wszystkim berlińczycy – bo też jest to jedna z niewielu okazji, żeby zajrzeć do muzeum, galerii, zoo czy na pchli targ jeszcze prawie bez turystów.
Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku! >>
Turyści zaczęli pojawiać się dopiero od końca maja, punktualnie z rozluźnianiem ograniczeń narzuconych koronawirusem. Od 25 maja otwarte są w Berlinie znowu hotele i pensjonaty, czynne są restauracje i bary, muzea i galerie, wznowione spacery z przewodnikiem, wycieczki po mieście autobusem i statkiem. Skończyły się jednak czasy spontanicznych wizyt np. w muzeum albo ogrodzie zoologicznym – do wszystkich trzeba się zgłosić online, co placówkom pozwala regulować liczbę odwiedzających, a goście unikają kolejek. Od 2 czerwca możliwe są też imprezy na wolnym powietrzu, czynne są wybrane baseny i plaże, 30 czerwca mają wznowić działalność kina.
Wszystko pod warunkiem przestrzegania podstawowych zasad: dystansu społecznego, noszenia maseczki w sklepach i środkach komunikacji publicznej.
Miasto witając turystów promuje się hasłem: „Aktualnie Berlin jest – z dystansem – najlepszy”.