Krach wokół siłowni jądrowych
30 sierpnia 2010Długo trwało, zanim Angela Merkel zdecydowała się powiedzieć konkretnie, jak długo, jej zdaniem, mają być jeszcze czynne siłownie jądrowe w Niemczech. W końcu wyborcy dowiedzieli się: „Z fachowego punktu widzenia 10 do 15 lat jest rozsądnym rozwiązaniem”, powiedziała w wywiadzie udzielonym w niedzielę (29.08) pierwszemu programowi niemieckiej telewizji, ARD. Do takiego wniosku doszli autorzy zleconej przez rząd a przedstawionej właśnie ekspertyzy.
Bezpieczeństwo energetyczne, ceny i klimat
Zdaniem autorów ekspertyzy, przedłużenie czasu eksploatacji siłowni jądrowych o kilkanaście lat jest koniecznością, argumentuje kanclerz Merkel. Wymaga tego bezpieczeństwo energetyczne, ponadto decyzja taka zapewnia niskie ceny energii elektrycznej i jest zarazem wkładem w ochronę środowiska, prowadzi bowiem do zmniejszenia emisji CO2. Za taką opcją opowiada się też szef FDP, wicekanclerz Guido Westerwelle: „W dyskusji mowa była o 10 – 15 latach i z góry twierdzę, że decyzja będzie dotyczyć okresu tego rzędu”, powiedział w drugim programie niemieckiej telewizji, ZDF.
Kanclerz Merkel skonkretyzowała też, że decyzja o przedłużeniu czasu eksploatacji siłowni jądrowych musi zapaść, w razie potrzeby, także bez zgody Rady Federalnej (Bundesrat). A to dlatego, że CDU/CSU i FDP nie mają większości głosów w przedstawicielstwie krajów związkowych. Co nie znaczy oczywiście, że decyzja może zapaść bez respektowania prawa.
Miliardy na bezpieczeństwo
Podstawowym warunkiem jest wyjaśnienie, w jaki sposób ma być zapewnione bezpieczeństwo pracy siłowni jądrowych, w przypadku przedłużenia ich eksploatacji, podkreśla Angela Merkel. Minister ochrony środowiska, Norbert Röttgen (CDU) planuje gwarancje bezpieczeństwa rzędu miliardów euro. Według dzisiejszych (30.08) informacji gazety „Handelsblatt”, w wypadku przedłużenia eksploatacji o 12 lat minister oczekuje od koncernów energetycznych inwestycji na rzecz bezpieczeństwa opiewających na ponad 20 miliardów euro.
Ekspertyza a lobby atomowe
Ostateczną decyzję o przyszłości siłowni jądrowych koalicja rządowa chce podjąć do końca września. W ubiegłym tygodniu Angela Merkel odbyła „podróż energetyczną” po Niemczech. Zwiedziła najróżniejsze typy elektrowni, od elektrowni wodnych, po siłownie jądrowe. Zaprezentowana jej na koniec podróży ekspertyza w przyszłym tygodniu ma być opublikowana.
Właśnie tę ekspertyzę ostro krytykują przeciwnicy energii atomowej, przede wszystkim krytycznie oceniają wybór jej autorów. Ekspertyzę przygotował na zlecenie rządu Instytut Gospodarki i Energii Uniwersytetu w Kolonii, jak donoszą niemieckie media - dotowany przez koncerny energetyczne Eon i RWE. „Rząd jest skłonny chwytać się tricków, byle tylko pozyskać znowu akceptację dla energii jądrowej”, uważa specjalista ds. energii Greenpeace, Anree Böhling.
Partia Die Linke domaga się wręcz, żeby ekspertyzę, zleconą w końcu za pieniądze podatników, wziął pod lupę najwyższy organ kontroli finansowej – Federalna Izba Obrachunkowa (Bundesrechnungshof). „Rzekome wnioski zawarte w ekspertyzie najwyraźniej dawno były już znane”, mówi przewodnicząca partii Gesine Lötzsch. A szefowa partii Zieloni, Claudia Roth zapowiada „gorącą jesień”, jeżeli faktycznie rząd nie miałby dotrzymać obietnic wycofania się z energii atomowej.
„Podżegacz”, „potwór”
Politykę energetyczną rządu ostro krytykuje też przewodniczący SPD, Sigmar Gabriel. Oświadczenie Angeli Merkel udowadnia, że „nie chodzi o koncepcję polityki energetycznej, tylko o twardą politykę atomowego lobby”, powiedział szef socjaldemokratów. „Przedłużając o ponad połowę czas eksploatacji siłowni jądrowych, kanclerz sprzedaje bezpieczeństwo społeczeństwa”, dodał. Na to dictum sekretarz generalny partii Angeli Merkel, Hermann Gröhe nazwał szefa opozycyjnej SPD „podżegaczem“. Co skontrowała z kolei sekretarz generalna SPD, Andrea Nahles zarzucając koledze z chadecji, że posługuje się „słownictwem potworów”.
Podczas, gdy co bardziej krewcy politycy obrzucają się błotem, SPD grozi konkretami – jeżeli rządząca koalicja faktycznie będzie próbowała przeforsować swoją koncepcję omijając Bundesrat, sprawa skończy się postępowaniem przed Trybunalem Konstytucyjnym, stwierdził Sigmar Gabriel.
Dirk Eckert (afp, dpa, rtr) / Elżbieta Stasik
Red. odp.:Barbara Cöllen