Kryzys migracyjny. Rosną obawy państw bałkańskich
25 stycznia 2016W Europie debatuje się obecnie nad pytaniem, jakie znaczenie ma naprawdę decyzja Austriaków o ustanowieniu limitu przyjmowanych uchodźców? To, co w Europie Zachodniej prowadzi na razie tylko do dyskusji, na szlaku bałkańskim wywołuje już niepokój.
W Słowenii, Chorwacji, Serbii i Macedonii pojawiły się już apokaliptyczne wizje, według których te właśnie państwa znajdują się między przysłowiowym młotem a kowadłem. Z jednej strony będą przyciskane przez zamykające granice państwa na północy kontynentu, a z drugiej przez masowo nacierające z południa masy uchodźców. Będą musiały pomieścić to, co znajdzie się w środku tej strefy. Czyli dziesiątki, setki tysięcy uchodźców. Scenariusz ten wywołuje spory niepokój w każdej z tych czterech republik.
Niezgodne z prawem, ale...
Odkąd Austria oficjalnie zapowiedziała ustanowienie górnego pułapu liczby uchodźców, kraje bałkańskie chcą przepuszczać przez swoje terytorium tylko tych migrantów, którzy deklarują chęć złożenia azylu w Niemczech lub Austrii. - Taka praktyka uderza wprawdzie w międzynarodowe konwencje, ale zdecydowaliśmy, że tak właśnie zrobimy - tłumaczył niedawno na konferencji prasowej chorwacki minister spraw wewnętrznych Ranko Ostojić. - Wszystko zależy od Niemiec. Chorwacja jest krajem tranzytowym i nie stanie się "hotspotem". Ten kryzys trzeba rozwiązać na zewnętrznej granicy między Grecją i Turcją - mówił Ostojić.
Co to konkretnie oznacza, słoweńska policja zademonstrowała już w ostatni czwartek (21.1.2016). Tymczasowo aresztowała ona dziesiątki uchodźców, którzy deklarowali inne cele niż Austria lub Niemcy. Paniczna reakcja krajów bałkańskich nie dziwi jednak ekspertów regionu. Pavle Kilibarda z Centrum Ochrony Praw Człowieka w Belgradzie tłumaczy, że wszystkie te kraje mają świadomość, iż łamią tym samym konwencję genewską. - Zachodnie Bałkany spoglądają na duże kraje UE. Jeżeli te łamią prawo międzynarodowe, jest to dla nich wygodna wymówka, aby samemu też je łamać. Na Bałkanach nikt nie chce być bardziej papieski niż sam papież - twierdzi Kilibarda w rozmowie z DW.
Przed niespełna tygodniem Macedonia zamknęła na 48 godzin granicę z Grecją pod pretekstem problemów na trasie kolejowej ze Słowenią, co Lublana jednak zdementowała. Nawet szef serbskiego rządu Aleksandar Vučić, uchodzący w regionie za największego fana polityki Angeli Merkel, wydaje się obecnie wahać i informuje, że Serbia może przejąć opiekę nad maksymalnie 5 tysiącami uchodźców. - Więcej nie wytrzyma nasza gospodarka - twierdzi Vučić.
Eksperci nie wykluczają, że wkrótce kraje bałkańskie zamkną granice.
Chcielibyśmy pomóc biednym uchodźcom, ale...
Polityczna sytuacja na Bałkanach nie poprawia perspektyw. Słoweńska opozycja z Janezem Janšą na czele ostro atakuje liberalny rząd i żąda, aby w przypadku zamknięcia granicy przez Austrię, Słowenia zrobiła to samo, bo wszystko inne zagraża egzystencji kraju. W Chorwacji właśnie zaczyna urzędowanie konserwatywna koalicja, która od miesięcy żąda restrykcyjnej polityki migracyjnej.
W Serbii i Macedonii - ubiegających się o członkostwo w UE - 24 kwietnia odbędą się prawdopodobnie przedterminowe wybory. Partie populistyczne nie chcą się tam teraz narażać na jakiekolwiek zarzuty związane ze wzrostem uchodźców, więc jest im na rękę, gdyby premierzy Aleksandar Vučić i Nikoła Gruewski zostali ponownie wybrani. - Elity polityczne na Bałkanach bardzo dokładnie wsłuchują się w głosy opinii publicznej - zauważa Kilibarda. - Ta chce być z jednej strony postrzegana jako tolerancyjna i mówi, że »biednym ludziom trzeba pomóc«, ale równocześnie dodaje, że uchodźcy nie powinni pozostać na Bałkanach, bo są one zbyt biedne, aby się teraz o kogoś troszczyć. Zdaniem Kilibardy, gdyby miało dojść do skrajnej sytuacji, Serbia prędzej postawi drut kolczasty na granicy, niż zdecyduje się przyjąć uchodźców, co znowu wywołałoby efekt domina w krajach sąsiedzkich.
Raj dla przemytników
Jak szybko sytuacja może się zmienić, widać było pod koniec listopada, gdy Słowenia, Chorwacja, Serbia i Macedonia nieoczekiwanie wpuszczały na swoje terytorium tylko uchodźców z regionów objętych wojną, czyli z Syrii, Iraku i Afganistanu, choć w Niemczech na azyl mogą liczyć również obywatele kilku innych państw.
Obecnie policja prowadzi wzmożone kontrole i coraz częściej znajduje w bagażnikach samochodów przemycanych uchodźców, zwłaszcza z innych krajów. Tak było ostatnio na granicy z Węgrami. Tam właśnie Serbowie próbowali przewieźć przez granicę w samochodach uchodźców z Turcji, Somalii, Nigerii, Indii oraz ze Sri Lanki.
Obserwatorzy krytykują, że niejasne zasady nakręcają przemyt ludźmi na Bałkanach. Dzięki temu, że uchodźcy do tej pory mogli przemieszczać się przez ten region bez większych problemów, a częściowo byli nawet transportowani na kolejną granicę, przemytnicy byli niepotrzebni. Jeżeli coś się zmieni, wówczas "humanitarny korytarz może się w ciągu nocy przekształcić w żyłę złota dla przemytników - napisał słoweński publicysta Uroš Esih na portalu "Večer" - Wtedy do europejskiej twierdzy przedostaną się tylko ci, których będzie na to stać".
Zapowiedzi dodatkowych biurokratycznych procedur, jak wyznaczenie limitu liczby uchodźców w Austrii sprawiają, że szklak bałkański przestaje być rutynową podróżą. Także z powodu niskich temperatur, które w nocy spadają do minus 10 stopni Celsjusza. Lekarze biją na alarm, że coraz więcej uchodźców cierpi na wychłodzenie organizmu. A przemytnicy zacierają już ręce.
Nemanja Rujević / Róża Romaniec