Polska kultura i codzienność w powojennych Niemczech
2 października 2016Nikt dotychczas nie zajmował się tym tematem, podkreśla Jacek Barski, szef „Porta Polonica”. Centrum Dokumentacji Kultury i Historii Polaków w Niemczech jest współorganizatorem ekspozycji w muzeum LWL-Industriemuseum w Bochum - poświęconej niezwykle dynamicznej, pomysłowej i skutecznej działalności publicznej i kulturalnej Polaków latach 1945-1955 w Niemczech.
Wystawę przygotowano w dwóch językach, polskim i niemieckim. – Bardzo ważne było dla nas zaprezentowanie dokonań polskich dipisów także w ich ojczystym języku. Pielęgnacja języka polskiego była bowiem głównym celem podejmowanych przez nich wtedy działań – tłumaczy Barski.
Na terenie III Rzeszy Polacy znaleźli się z różnych powodów. Wywożono ich na roboty przymusowe, zamykano w obozach jenieckich, byli więźniami obozów koncentracyjnych. Znaleźli się tam też jako żołnierze, walczący w armiach sojuszniczych na froncie zachodnim.
W 1945 roku w czterech strefach okupacyjnych (sowieckiej, amerykańskiej, brytyjskiej i francuskiej) znajdowało się ok. 2 mln Polaków. Ich repatriację najszybciej zorganizowano w strefie sowieckiej. Ale przejęcie władzy w Polsce przez komunistów zniechęcało wielu z nich do powrotu w rodzinne strony. A ci, którzy pochodzili z kresów, nie mieli dokąd wracać.
Wskrzeszanie polskiej tożsamości
Polacy, którzy nie chcieli wracać do kraju - a było ich ok. 900 tys. - otrzymali status bezpaństwowców – displaced persons. Dipisi, jak ich potocznie nazywano, umieszczani byli najpierw w wyzwolonych dopiero co obozach koncentracyjnych – w miejscach, gdzie ich przez lata więziono i prześladowano, gdzie pozbawiano ich tożsamości. Jacek Barski opowiada, że traumatyczne przeżycia wojenne pozostawiły u wielu Polaków głębokie ślady. A świadomość, że przez jakiś czas nie będzie wolnej Polski, rodziła niepewność o dalsze losy. – Ta niepewność i brak poczucia bezpieczeństwa - bo przecież żyli wśród byłych wrogów - stały się dominującymi uczuciami, które wyparły radość Polaków z zakończenia wojny – opowiada szef „Porta Polonica”. W tym stanie ducha polscy dipisi „podjęli działania nad wskrzeszaniem swojej polskiej tożsamości”, co wspierał polski rząd emigracyjny w Londynie.
Obozowa codzienność dipisów
Wystawa w Bochum rozprawia się z najważniejszym stereotypem o polskich dipisach, funkcjonującym w niemieckiej pamięci zbiorowej – „bestii żądnych zemsty, organizujących krucjaty, okradających niemieckich bauerów”. - My chcieliśmy ten stereotyp skorygować. I udało nam się to – ocenia Barski. Mówi on, że przy przygotowaniach wystawy był osobiście zaskoczony poziomem kultury w tamtych czasach, także tej codziennej. Powrót polskich dipisów do normalności można prześledzić na wystawie na zdjęciach, ale i na przykładzie numerów polskiego magazynu mody. Ukazał się już w 1945 r. w dipisowskim obozie w Niederlangen.
Kluczową rolę w organizowaniu życia codziennego polskich dipisów odgrywało też polskie duszpasterstwo. Organizował je bp Józefa Gawlina pod protektoratem Watykanu i z pomocą polskich księży więzionych (ponad 800) w KL Dachau. Spektakularna dokumentacja o dziejach polskiego duszpasterstwa w Niemczech znajduje się w archiwum rektoratu Polskich Misji Katolickich w Hanowerze.
Kultura i oświata w obozach polskich dipisów
Jacek Barski opowiada o „wielkim głodzie słowa i kultury wśród polskich dipisów”. Od zera tworzyli oni infrastrukturę kulturalną i oświatową: żłobki, szkoły, wydawnictwa i drukarnie, zespoły muzyczne, orkiestry symfoniczne, grupy teatralne i taneczne, teatrzyki dziecięce, kluby sportowe, organizowali się w związki zawodowe twórców kultury. - Polacy byli wśród dipisów w Niemczech najlepiej zorganizowaną grupą narodową – mówi szef „Porta Polonica”. Zmuszała ich do tego też sytuacja. W przeciwieństwie do innych dipisów musieli bowiem dłużej zostać w Niemczech.
Już w 1946 roku odbyła się w Brunszwiku pierwsza wystawa 18 polskich artystek i artystów pt. „Polska na obczyźnie”, pokazywana też w innych miastach.
W wielu pracach polskich artystów z tamtego okresu chodziło o „uporanie się z doświadczeniami obozowymi i ukazanie ich wyobcowania na ziemi sprawców” – mówi Jacek Barski. W swoich karykaturach Stanisław Toegl szydzi na przykład z polityki reżimu hitlerowskiego i demaskuje ją jako „Hitleriada furiosa” i „Hitleriada makabra”. Doświadczenia więźnia obozu koncentracyjnego i później polskiego dipisa opisał w „Pamiętniku z Freimannu” Tadeusz Borowski, jeden z najważniejszych pisarzy polskich pokolenia wojennego.
Po 1950 roku znaczenie i zadania sztuki i kultury uległy zmianie – opowiada Barski. - Coraz bardziej w twórczości artystycznej zaczęła pojawiać się refleksja nad tożsamości własną i narodową, która w ośrodkach emigracyjnych trwa w różnych formach do dzisiaj.
Edukacja w obozach polskich dipisów
Oświata w obozach polskich dipisów była zorganizowana od zera i „niezwykle profesjonalnie” – podkreśla Barski. Wzorcem był przedwojenny system edukacji. Nauczanie wzięli w swoje ręce polscy nauczyciele - więźniowie niemieckich obozów. - Organizowali się w polskich ośrodkach obozowych, szczególnie na północnym zachodzie w Emslandzie, gdzie powstała polska enklawa. Nazywano ją „piątą polską strefą okupacyjną” –przypomina szef „Porta Polonica”. W słynnym liceum w Maczkowie (w Harem) nauczycielami byli znani później Polacy, jak Tadeusz Nowakowski. Pisarz i publicysta zaczął tam pisać w starym, niemieckim dzienniku klasowym swoją powieść o dipisach pt. „Obóz wszystkich świętych”. Z polskim świadectwem dojrzałości z tego liceum w Maczkowie, można było podjąć studia na całym świecie. – To bardzo motywowało do nauki, gdyż nie łatwo było zdać tę maturę. Poziom nauczania był bardzo wysoki – zaznacza Barski.
W obozach polskich dipisów kształcono też w wielu zawodach. Uczono też języków obcych, gdyż Polacy nie wiedzieli, co się z nimi stanie. Z reguły ich celem była dalsza emigracja, głównie do krajów anglosaskich.
Wystawę w Bochum o życiu codziennym i kulturalnym w obozach polskich dipisów, której pełny tytuł brzmi „Między niepewnością a nadzieją. Sztuka, kultura i codzienność displaced persons w Niemczech 1945-1955” można oglądać jeszcze w październiku, a w przyszłym roku także w Polsce. Do wystawy przygotowano katalogi w języku polskim i niemieckim. Ekspozycję wzbogaciły eksponaty organizacji emigranckich i archiwów w Niemczech, USA, Wlk. Brytanii, Holandii i Polsce.
Barbara Cöllen