Ludmiła Ulicka: „Konsekwencje wojny będą straszne”. WYWIAD
3 kwietnia 2022DW: Jak się pani czuje i kiedy dokładnie przyjechała pani do Berlina?
- Jestem tu od 9 marca. I właściwie czuję się całkiem nieźle. Jednak wyjazd z kraju oznacza dla mnie, że teraz muszę nauczyć się żyć w zupełnie innych warunkach. W jakiś sposób jest to odrodzenie się do nowego życia. Wszystkie nawyki, codzienne czynności muszą się zmienić i działać inaczej.
Czytałam, że to pani syn był siłą napędową tej przeprowadzki do Berlina. Dlaczego zdecydowała się pani na tak długi wyjazd z rodzinnej Moskwy? Chodziło o bezpieczeństwo?
- Nie czułam się zagrożona, więc nie mogłam też zrozumieć decyzji mojego syna. Ale mu się podporządkowałam, bo uważam, że on wie więcej o dzisiejszym życiu niż ja. Ja z kolei pamiętam, jak wydostałam moich synów z kraju, gdy byli w wieku poborowym i musieli wstąpić do wojska. Było to podczas wojny w Afganistanie. W tym czasie wysłałam moich chłopców do USA. A teraz sama jestem w Berlinie.
Zawsze miała pani krytyczny stosunek do władzy w Związku Radzieckim, a później w Rosji. W wielu wywiadach podkreślała pani, że jest to cecha typowa dla wielu rosyjskich intelektualistów. Czy to rzeczywiście prawda? Ponieważ w wywiadzie z pani ukraińskim kolegą pisarzem Andriejem Kurkowem przeczytałam, że jest wręcz przeciwnie. Uważa on, że rosyjscy pisarze i intelektualiści, których spotkał, do dziś mają mentalność sowiecką. A może trafił na niewłaściwych ludzi?
- Trudno jest mi odpowiedzieć na to pytanie. Kurkow ma swój punkt widzenia, ja mam swój. W moim szerokim kręgu znajomych - nie mówię teraz nawet o przyjaciołach, ale o mojej grupie, o licznych osobach, które znam - nie spotkałam ani jednej osoby, która poparłaby wojnę Putina. Ani jednej.
Dlaczego jednak rosyjscy intelektualiści znajdują tak mało posłuchu wśród ludności w całym społeczeństwie?
- Intelektualiści, inteligencja - jak mówi się w Rosji - nie mają dużego wpływu na społeczeństwo rosyjskie. Głos inteligencji słychać bardzo słabo. Prawie wszystkie środki masowego przekazu, które służyły im za platformę komunikacji, zostały zablokowane. Głosy protestu są obecne, ale mało kto je słyszy.
Już 100 lat temu przez Rosję przetoczyła się ogromna fala emigracji elit kulturalnych. Czy historia się powtarza?
- Dla mnie jest to szczególnie interesująca sytuacja. Rosyjski Berlin w 1922 roku był niezwykle ciekawym zjawiskiem kulturowym. Pamiętam powieść „ZOO. Listy nie o miłości” Wiktora Szkłowskiego. Dziś, dokładnie 100 lat później, można by napisać tekst pod tytułem „ZOO 2”. To jest ekscytujące.
Wraz z wieloma innymi autorami podpisała się pani pod listem rosyjskich intelektualistów przeciwko wojnie w Ukrainie. Jest to raczej przesłanie skierowane na zewnątrz, aby pokazać, że są inni Rosjanie, czy też jest to przekaz na użytek wewnętrzny?
- W Rosji istnieje długa tradycja pisania listów protestacyjnych. Zazwyczaj są one dedykowane władzy, rządom. Czasem teksty są dobre, czasem skromne. Ale rezultat jest identyczny: takie listy niczego nie osiągają w polityce. Ponieważ władza w Rosji nie jest przyzwyczajona do liczenia się ze społeczeństwem, ani nawet do dostrzegania go. Tak było zawsze i tak jest do dziś. Intelektualiści piszą takie listy przede wszystkim po to, aby zachować własną godność, a także, aby pokazać światu, że nie wszyscy w Rosji popierają decyzje władz.
Pani bohaterki literackie to przede wszystkim kobiety silne, solidarne, niezależne, pełne energii, życiowe i praktyczne, bohaterki dnia codziennego - że tak powiem. Gdzie są one dziś, w obecnej rzeczywistości?
- Rosja jest w zasadzie krajem, w którym kobiety mają przewagę - wszędzie poza władzą. To znaczy: Jeśli tę wojnę można powstrzymać, to tylko przy pomocy kobiet. Jeśli nie uda się tego zrobić, będzie to oznaczać, że rządzący nie dbają o to, co myślą i czego chcą kobiety.
Jakie są konsekwencje wojny w Ukrainie dla społeczeństwa rosyjskiego?
- Konsekwencje będą straszne, to jasne. Obawiam się, że ta wojna zatruje stosunki między naszymi narodami na co najmniej dwa następne pokolenia, a może nawet dłużej. To jest wielka trauma. Nie mówię już nawet o gospodarce. Rzecz w tym, że oba narody - Rosjanie i Ukraińcy - są ze sobą ściśle powiązane. Jest wiele mieszanych rodzin ukraińsko-rosyjskich, dzieci o mieszanych tożsamościach. Dawniej w takich rodzinach mówiło się zwykle po rosyjsku, teraz będzie odwrotnie. Rosja, czy jej się to podoba, czy nie, wzmacnia teraz Ukraińców politycznie jako naród. Jest to również rezultat tej wojny. Moje myśli są teraz przede wszystkim z matkami żołnierzy, zarówno rosyjskich, jak i ukraińskich. Ponieważ wraz z ich synami utraciliśmy to, co najważniejsze: młode życie.
Rosyjscy artyści, którzy nie opowiadają się jednoznacznie przeciwko wojnie i Putinowi, są obecnie izolowani na arenie międzynarodowej. Czy jest to słuszne? Czy artyści muszą zajmować stanowisko polityczne, gdy widzi się, co dzieje się w Rosji z tymi, którzy sprzeciwiają się reżimowi?
- Jestem zdania, że każdy artysta, tak jak każdy inny człowiek, ma prawo do własnych poglądów, także w polityce. Artysta powinien być oceniany wyłącznie na podstawie swojej pracy, a nie politycznych wypowiedzi czy postaw. W tym kontekście chciałabym przypomnieć Richarda Wagnera i jego poglądy.
Wielu artystów opuszcza Rosję, wielu przyjeżdża do Niemiec. Jak możemy im pomóc?
- Bardzo ważne jest, aby ludzie tu, na Zachodzie, zrozumieli, że stosunek do wojny w Rosji nie jest wcale tak jednoznaczny, jak rząd chce to przedstawiać. Duża część społeczeństwa, zarówno zwykli ludzie, jak i klasy wykształcone, brzydzi się wojną i chętnie wyszłaby przeciwko niej na ulice, gdyby nie było to tak niebezpieczne.
Jest pani przede wszystkim wielką pisarką i pragnie, aby tak ją postrzegano. Ale obecnie mniej pytana jest pani o twórczość literacką, a bardziej o sytuację w Rosji i wojnę w Ukrainie. Stała się pani niejako ambasadorką drugiej Rosji. Czy odpowiada pani taka rola?
- Nie, w ogóle nie jestem zadowolona z tej roli. Wręcz przeciwnie, wolałbym pozostać obserwatorką, bo taką rolę definiuję dla siebie jako pisarka. Życie zdecydowało jednak, że jest inaczej.
Rozmawiała Sabine Kieselbach
*Ludmiła Ulicka - wybitna rosyjska pisarka, scenarzystka filmowa i telewizyjna, a także działaczka na rzecz praw człowieka, mieszka obecnie w Berlinie. Podobnie jak wielu innych rosyjskich twórców kultury, 79-latka opuściła Rosję, nie wiedząc, czy kiedykolwiek będzie mogła do niej wrócić. Analizując przeszłość i teraźniejszość społeczeństwa rosyjskiego, pisarka jest jednym z najostrzejszych krytyków współczesnej Rosji. Jej powieści i opowiadania odzwierciedlają tragedię XX wieku, epokę tyranii i ludobójstwa. Ludmiła Ulicka także jako jedna z pierwszych głośno krytykowała rosyjską agresję na Ukrainę.