Magdeburg w żałobie. „Czuję tylko smutek i bezsilność”
22 grudnia 2024W tych trudnych godzinach, po ataku na jarmark bożonarodzeniowy, w którym zginęło kilka osób, a wiele zostało rannych, w raczej ateistycznym wschodnioniemieckim mieście Magdeburg, miejscem spotkań staje się chrześcijański kościół pod wezwaniem św. Jana. To najstarszy kościół parafialny w mieście; to tu około 500 lat temu kazania wygłaszał Marcin Luter.
Teraz nie odbywają się już w nim nabożeństwa, kościół został zdekonsekrowany. Ale po ataku ludzie spotykają się właśnie tu, przed dawnym kościołem, aby powspominać, zrozumieć, uporządkować. Wielu po prostu potrzebuje pocieszenia. Jest tu morze kwiatów i zniczy.
Terror staje się „gęsty i namacalny”
– Jestem oszołomiona. Terror w jakiś sposób zawsze był, abstrakcyjnie. Ale teraz jest bardzo gęsty i namacalny. Czuję tylko smutek i bezsilność – mówi reporterowi DW Jutta. Nie chce podawać swojego nazwiska. Mówi, że wielu jej przyjaciół to lekarze. – Wielu z nich pomagało wczoraj tam, gdzie mogli – dodaje.
Kościół św. Jana znajduje się zaledwie kilka metrów od jarmarku bożonarodzeniowego, który w piątek wieczorem zamienił się w scenę horroru.
Mężczyzna wjechał wynajętym samochodem w spokojnie stojących ludzi w centrum stolicy Saksonii-Anhalt. W ciągu kilku sekund dla setek osób wszystko się zmieniło. Doświadczyli terroru i nienawiści, kilka osób zginęło, wielu zostało poważnie rannych. Ten dzień zmienił również wszystko dla ich przyjaciół i znajomych, a także dla tych, którzy pomagali ofiarom. Dla całego Magdeburga.
Następnego ranka jarmark bożonarodzeniowy w mieście liczącym 240 tys. mieszkańców jest zamknięty. Tak już ma pozostać. Po centrum miasta jeździ kilka samochodów patrolowych. Ale galeria handlowa naprzeciwko, która w piątek wieczorem stała się miejscem schronienia dla wielu osób szukających pomocy, jest już ponownie otwarta. Na głównej drodze w pobliżu rynku odbywa się już zwykły ruch uliczny.
Politycy odwiedzają Magdeburg
Jednocześnie w mieście panuje dziwna cisza – stan szoku. W centrum miasta pracują reporterzy i kamerzyści z wielu krajów. Będą między innymi relacjonować to, co tego dnia powie kanclerz Niemiec.
Późnym przedpołudniem Olaf Scholz idzie uliczką, którą kilkanaście godzin wcześniej sprawca zamienił w miejsce zbrodni, jadąc tędy samochodem. Towarzyszy mu Reiner Haseloff (CDU), premier landu Saksonia-Anhalt. Obecna jest również niemiecka minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser, a także lider partii CDU/CSU i kandydat na kanclerza Friedrich Merz. Wszyscy w czerni. Składają białe róże przed drzwiami kościoła św. Jana i przez chwilę pozostają w ciszy. Potem idą dalej, spotykają się z pracownikami organizacji pomocowych i poszkodowanymi – bez kamer i reporterów. Następnie przejdą na rynek, który jest zagrodzony. Tutaj chcą dodać ludziom odwagi.
Nie wszystkim podoba się to, że przyjechali tu politycy; wielu uważa to za manewr w kampanii wyborczej. Przed barierkami dochodzi do protestów, których uczestnicy jasno dają to do zrozumienia.
Pierwszy przemawia premier Saksonii-Anhalt Reiner Haselhoff. Jest wyraźnie poruszony. Dziś chce być w żałobie, jak mówi, a „potem porozmawiamy o bezpieczeństwie”.
Pokazać jedność
Kanclerz mówi o „strasznym, szalonym akcie”. Kraj musi teraz zjednoczyć się w „solidarności”. Scholz, który nie jest znany z bycia szczególnie emocjonalnym, był wyraźnie poruszony rozmowami z poszkodowanymi i ratownikami. Ludzie „będą musieli zmagać się z tym wydarzeniem”, mówi, ale nie zostaną pozostawieni sami sobie. To nie „nienawiść” zwycięży, ale „wspólnota”. Pascal Kober, pełnomocnik rządu Niemiec ds. ofiar i ocalałych z przestępstw terrorystycznych, ma zająć się poszkodowanymi.
Mandy Bode wciąż jest w szoku. Opuściła jarmark bożonarodzeniowy zaledwie kilka minut przed atakiem. Podczas rozmowy z DW płacze. Przyszła w sobotę do kościoła św. Jana, aby „pokazać, że mieszkańcy Magdeburga są razem”. To, że przybyli tu też politycy, nie robi na niej wrażenia. – Fakt, że zginęli ludzie, idzie na konto tych polityków – mówi. Dla niej żal przeplata się z pytaniem: dlaczego?
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na facebooku! >>
Ekstremiści przed kościołem
Przed kościołem św. Jana ustawili się też zwolennicy skrajnej prawicy. Wykrzykują to, co myślą: „Deportować takich ludzi, teraz!”. Jeden z nich ma na nadgarstku opaskę z flagą Rzeszy Niemieckiej.
Osoby głęboko poruszone tragedią, jak Mandy Bode czy Jutta, nie godzą się na zawłaszczanie tego dnia przez ekstremistów. Zdecydowanie odpędzają protestujących spod kościoła.
Wieczorem wiele osób przychodzi na nabożeństwo ekumeniczne do magdeburskiej katedry. W intencji tych, którzy zostali zabici lub ranni na ciele i duszy.