251010 Legalisierung Deutschland
25 października 2010Głośno zrobiło się znów wokół marihuany, gdy Partia Lewicy w czasie kampanii wyborczej do Landtagu Nadrenii Północnej-Westfalii zażądała jej legalizacji w myśl hasła "Prawo do rauszu".
A przecież ten sam postulat, choć w bardziej rzeczowej formie, zawiera od dziesięciu lat program partii Zielonych. Poza tym już w latach 90-tych późniejszy "żelazny" minister spraw wewnętrznych Otto Schily zaproponował dekryminalizację zażywania marihuany. Było to żądanie, do którego po przejęciu teki socjaldemokratycznego ministra nigdy więcej nie powrócił.
Gregor Gysi jest za
Działania zmierzające do dekryminalizacji blisko dwóch milionów niemieckich palaczy marihuany wzorem Holandii, czy Czech, znajdują się od dłuższego czasu w zastoju. Tylko Zieloni i Partia Lewicy raz po raz stają w obronie konsumentów tego narkotyku. Szef klubu parlamentarnego partii Die Linke, Gregor Gysi, uważa, że jest to miękki narkotyk (taki, który nie powoduje biologicznego uzależnienia, przyp. red.), który ani nie jest łagodniejszy ani też groźniejszy od alkoholu; że "jeśli chodzi o marihuanę potrzebujemy po pierwsze jednoznacznych przepisów, chroniących dzieci i młodzież. A jeśli chodzi o dorosłych, handel powinno się zalegalizować i to z dwóch powodów: po pierwsze, żeby wyprzeć przestępczość związaną ze zdobywaniem marihuany a po drugie, żeby położyć kres zarabianiu na kroci na konopiach".
Co to znaczy mała ilość?
Palenie marihuany nie jest w Niemczech zabronione, za to uprawa konopi, posiadanie i handel tym narkotykiem, tak. W przypadku posiadania małych ilości na własny użytek, Federalny Trybunał Konstytucyjny zaleca rezygnację ze ścigania karnego, jeżeli właściciel nie stoi akurat przed szkołą, czy w inny sposób nie zagraża społeczeństwu. Po dziś dzień kraje związkowe nie ustaliły, co należy rozumieć pod pojęciem "małych ilości". W Berlinie jest to do 15 gramów, w Monachium 6 gramów. Władze w Bawarii ostrzegają przed konsumpcją marihuany i szczególnie surowo podchodzą do palaczy.
Przeciwnicy surowego ustawodawstwa
Dyrektor Raphael Gaßmann z Centrali ds. Uzależnień wątpi, czy takie ostre podejście ma sens.
"Kto obiecuje sobie po surowym ustawodawstwie - obojętnie czy w Niemczech czy też w innych krajach - że konsumpcja spadnie, ten, co wiemy z doświadczenia, jest w błędzie. Jak wynika z wszystkich porównywalnych prac badawczych, nie ma żadnego poważnego dowodu na to, by ściganie karne palaczy marihuany drastycznie zwiększyło, bądź zmniejszyło konsumpcję."
Jedynym następstwem jest inkrymiacja wielu ludzi, często prowadząca do utraty przez nich pracy. Polityk Partii Lewicy Gregor Gysi podobnie argumentuje: "Chciałbym to zalegalizować, ponieważ ściganie karne nic nie daje. Wpływa jedynie na wzrost przestępczości".
Niemcy są za, a może przeciw
W społeczeństwie podejście do marihuany jest dość ambiwalentne. W przeprowadzonej w tym roku ankiecie Niemieckiego Związku Producentów Konopi (Deutscher Hanfverband) wprawdzie niemal większość respondentów opowiedziała się za zliberalizowaniem podejścia do konsumentów marihuany i haszyszu, ale tylko niecałe 25 procent jest za legalizacją upraw i konsumpcji oraz za rynkiem regulowanym przez państwo.
Tylko małe wyjście na przeciw
Legalizacja upraw konopi jest również dla Angeliki Graf, ekspertki ds. narkotyków frakcji parlamentarnej SPD, fałszywym sygnałem. "Wystarczy przyjrzeć się walce z legalnymi narkotykami jak alkohol i tytoń", mówi.
Nawiasem mówiąc nikt nie liczy na to, że za rządów koalicji centrowo-liberalnej dojdzie do liberalizacji przepisów o posiadaniu i konsumpcji marihuany. Koalicja uzgodniła jedynie, że lekarze w Niemczech będą mogli w przyszłości podawać ciężko chorym środki przeciwbólowe, zawierające marihuanę, bez konieczności zwracania się za każdym razem o specjalne zezwolenie.
Bernd Gräßler / Iwona Metzner
Red. odp.: Małgorzata Matzke