Migracja: Bad Kreuznach, przeciążone miasto
20 listopada 2023Nie ma chyba lepszego sposobu na opisanie obecnych nastrojów w Niemczech, jeśli chodzi o migrację, niż to, co wydarzyło się w ostatnich minutach comiesięcznego spotkania radnych w Bad Kreuznach. Tamtejsi politycy w miarę spokojnie dyskutowali o rozbudowie lokalnego transportu publicznego w 160-tysięcznym powiecie, dopóki nastroje nie uległy nagłej zmianie. Wiadomość, że kraj związkowy Nadrenia-Palatynat planuje w tym rejonie zbiorowe kwatery dla 300 uchodźców, wywołała gorącą dyskusję. W jej ogniu znalazła się starosta Bettina Dickes z CDU.
Jak powiedziała: „To, co tutaj burmistrz właśnie jasno stwierdził: Jesteśmy przepełnieni, nie możemy już przyjąć nikogo więcej, sama stale powtarzam. Doświadczamy tego w przypadku wszystkich starostów w całych Niemczech i ze wszystkich partii, bez różnicy. Odzwierciedla to także nastrój panujący na ulicach. Nie ksenofobię, ale strach, że nadmiernie się obciążamy”.
W Niemczech jest 294 starostów. W ostatnich dniach Bettina Dickes stała się ich rzecznikiem w kwestii przyjmowania i integracji uchodźców. W telewizyjnym talk show „Markus Lanz” nie przebierała w słowach, mówiąc o wygórowanych wymaganiach wobec gmin. Jej wołanie o pomoc ze strony berlińskich polityków rozprzestrzeniło się niczym wirus we wszystkich mediach. Bettina Dickes powiedziała, że przyszło do niej 500 e-maili i żaden z nich nie był negatywny.
– Nie mamy wolnych mieszkań. Nie mamy szans na integrację, ponieważ nie ma u nas ludzi, którzy mogliby się zintegrować oraz dlatego, że mieszkają oni w obiektach zbiorowego zakwaterowania. Nie mamy perspektyw na przyszłość dla ludzi, którzy tu są. Na tym tle mój przekaz jest jasny: Coś musi się zmienić!.
Niemcy chcą ograniczyć imigrację
Rząd odpowiedział już na to całym pakietem środków mających na celu ograniczenie migracji do Niemiec i sprawienie, by była możliwie jak najmniej atrakcyjna. Obejmują przedłużenie kontroli granicznych, trudniejsze łączenie rodzin i obniżki świadczeń dla osób ubiegających się o azyl.
Ponadto więcej osób powinno opuścić Niemcy na mocy umów repatriacyjnych, a kanclerz Scholz chce „wreszcie deportować na masową skalę tych, którzy nie mają prawa przebywać w Niemczech”. Osiem lat po legendarnym stwierdzeniu Angeli Merkel „Damy sobie radę”, ton niemieckiej dyskusji o migracji nie mógł stać się bardziej odmienny. Bettina Dickes również zauważyła zmianę nastrojów wśród ludności. I zaistniałe błędne koło.
– W przedziale wiekowym od 16 do 25 lat ponad 85 procent uchodźców to mężczyźni. Jeśli nawet uda nam się znaleźć dla nich mieszkania, to tylko wyjątkowo dla całych rodzin. Ale poprzez ich zbiorowe kwaterowanie tworzymy wyspę uchodźców w środku naszego społeczeństwa. A poparcie społeczeństwa do tworzenia takich kwater stale spada i to gwałtownie – zaznacza.
Wyzwanie dla lokalnych polityków
Gdy Bettina Dickes dowiedziała się o planach rządu Nadrenii-Palatynatu dotyczących zbiorowych kwater dla 300 uchodźców w małym miasteczku Seiberbach liczącym raptem 1300 mieszkańców, sięgnęła po słuchawkę telefonu.
Jej rozmówcą był Michael Cyfka z CDU, burmistrz jednej z sześciu gmin związkowych w Bad Kreuznach. To właśnie tacy lokalni politycy, jak on, znajdują się na samym dole łańcucha komunikacji i podczas spotkań z mieszkańcami to oni pełnią rolę buforu, odpowiadając na pytania i zderzając się z ich złością i obawami w dyskusji na temat migracji.
– W pierwszej chwili pomyślałem, że to żart, gdy zadzwoniła do mnie starosta. Oczywiście to nas trochę zbiło z tropu, dlatego że w tej chwili jesteśmy w bardzo niekomfortowej sytuacji. W naszej gminie nastroje są rozgrzane do czerwoności – mówi Michael Cyfka.
Właśnie obchodzi on dziesiątą rocznicę pracy na stanowisku burmistrza w Langenlonsheim-Stromberg i nie ma już zbyt wiele czasu. Ale mimo to jest teraz ponownie potrzebny do komunikacji kryzysowej na spotkaniach z obywatelami i jako menadżer ds. niedoborów mieszkaniowych. Już w 2015 roku niestrudzenie dzwonił do ludzi z pytaniem o wolne lokum i zagadywał w tej sprawie uczestników wiejskich imprez, o których wiedział, że są właścicielami budynku z mieszkaniami do wynajęcia.
Główny problem to brak wolnych mieszkań
Krótko po rozpoczęciu rosyjskiej wojny napastniczej na Ukrainę w 2022 roku, on i Urząd Opieki Społecznej zamówili przez internet na wszelki wypadek 50 łóżek polowych dla ukraińskich uchodźców. Teraz może się zdarzyć, że ktoś do niego zadzwoni w czwartek, bo w piątek autobusem przyjedzie pięciu uchodźców. A jeśli zajdzie taka potrzeba, będzie musiał najpierw zakwaterować ich w hotelu. Zawsze zapewniał swojej społeczności więcej mieszkań, niż było potrzebnych. Teraz mówi, że też jest już na skraju wytrzymałości.
– Nie potrafię wyczarować mieszkań. Wielu obywateli mówi mi też, że wynajmą mieszkanie, ale tylko pod warunkiem, że przywiozę im Ukraińców. Co więcej, taka gotowość wyraźnie się zmniejszyła. I dlatego od dawna nie rozmawiamy w gminach o integracji, tylko o noclegach.
Niemcy w lepszej sytuacji niż w 2015 roku
Jeśli ktoś wie cokolwiek na temat przyjmowania i integracji uchodźców w Bad Kreuznach, jest to Jan Kammerer, działacz organizacji charytatywnej Arbeiter-Samariter-Bund (ASB), która utrzymuje kwaterę zbiorową w starej szkole. Przebywa w niej obecnie 55 uchodźców, głównie z Syrii, Afganistanu i Turcji. Jan Kammerer, który pracuje w ASB od 20 lat, a obecnie jest dyrektorem zarządzającym w jednej z lokalnych placówek, uważa obecną debatę na temat przeciążonych gmin za przesadną.
– Jeśli porównam dzisiejszą sytuację z tą z 2015 roku, wtedy mieliśmy dużo więcej problemów z zakwaterowaniem uchodźców. Jeśli pod względem obciążenia byliśmy wtedy na 10 miejscu w skali od 1 do 10, teraz jesteśmy na miejscu 6 lub 7. Jesteśmy teraz przed, a nie po fali kulminacyjnej ich napływu, a w Niemczech toczy się na ten temat zatruta debata.
Jan Kammerer był wówczas jedną z pierwszych osób, które pomagały uchodźcom. Pamięta, że osiem lat temu musiał stanąć na głowie, aby zdobyć poduszki z IKEA i załadować do autobusu butelki z wodą pitną czy wyręczać urzędników z urzędu zdrowia, którzy nie mieli pojęcia, co zrobić z uchodźcami.
Dziś zbiorowe kwatery na jego terenie mają umowę z lekarzem rodzinnym i własną firmą cateringową, mają też pracownika socjalnego, którzy troszczy się o uchodźców przez całą dobę, łącznie z lekcjami języka niemieckiego. Przede wszystkim jednak do ośrodków zbiorowego zakwaterowania przybywają teraz urzędnicy z placówek pośrednictwa pracy, aby już na wczesnym etapie umożliwić uchodźcom kontakt z lokalnymi firmami w sprawie ich szkolenia zawodowego lub znalezienia pracy.
Dyskusja o deportacji, a nie o integracji
Ogólnokrajowa ankieta internetowa przeprowadzona niedawno przez Grupę ds. Badań nad Polityką Migracyjną na Uniwersytecie w Hildesheim wykazała, że 40 procent gmin uważa, że „są w trybie nadzwyczajnym”, jeśli chodzi o przyjmowanie i zakwaterowanie uchodźców, a 60 procent określiło swoją sytuację jako „trudną, ale nadal taką, z którą można się uporać”. Jan Kammerer zwraca uwagę, że z tego badania wynika, iż starostowie i burmistrzowie gorzej oceniają sytuację w gminach niż pracownicy wyspecjalizowanych wydziałów.
Jan Kammerer uważa, że debata w sprawie polityki migracyjnej zmierza w całkowicie złym kierunku. – Większość ludzi tutaj ma uzasadniony status ochronny, dlatego powinniśmy integrować uchodźców poprzez pracę, zamiast organizować długie debaty w Berlinie na temat tego, jak możemy ich odesłać do kraju pochodzenia – podkreśla. Krytykuje też fakt, że winą za ogólny niedobór mieszkań w Niemczech obwinia się migrantów.