Mur Berliński i enerdowska propaganda
13 sierpnia 2011Na moście Sandkrugbrücke panuje ożywiony ruch. Tysiące samochodów przekraczają na tym odcinku sztuczny kanał Szprewy. W tle widoczna jest szklana konstrukcja berlińskiego Dworca Głównego. Tu, gdzie dziś siedzibę ma Ministerstwo Gospodarki RFN, znajdowało się kiedyś przejście graniczne Ivalidenstrasse. W tym miejscu, 24 sierpnia 1961 roku, zginął 24-letni krawiec Günter Litfin. Był on pierwszą ofiarą enerdowskich pograniczników przy murze berlińskim. Dziś o jego śmierci przypomina mała tabliczka pamiątkowa.
"Prowokatorzy"
Jedenaście dni wcześniej NRD rozpoczęła zamykanie przejść granicznych między wschodnim a zachodnim Berlinem. Wiele osób ze wschodniego Berlina wykorzystywało je wcześniej do ucieczki na Zachód. Kto nielegalnie chciał przekroczyć granicę, teraz ryzykował życiem. Komunistyczny reżim nie pozostawiał co do tego żadnych wątpliwości. W państwowych mediach (innych nie było) coraz częściej pojawiały się relacje, w których pogranicznicy jednoznacznie deklarowali swoją gotowość do zastrzelenia wszystkich „prowokatorów” naruszających granicę NRD.
Wyciągnięto wnioski z wydarzeń 17 czerwca 1953 roku – oświadczyli przedstawiciele władzy. Wtedy, w osiem lat po zakończeniu II wojny światowej i na osiem lat przed zbudowaniem muru berlińskiego, tylko dzięki zbrojnej interwencji Armii Czerwonej enerdowskim komunistom udało się brutalnie zdławić protesty przeciwko nowej władzy. W mniemaniu komunistów protesty sterowane były z Zachodu. Lęk przed kolejną rewoltą nie opuszczał władz NRD. Budowa muru berlińskiego było późną reakcją na te protesty.
Skoki z okien
Zdjęcia zdezorientowanych i zrozpaczonych mieszkańców po obu stronach, początkowo prowizorycznych, umocnień granicznych obiegły cały świat. Granica przebiegała przecież dosłownie przez domy i podwórka. Niektórzy mieszkańcy w ostatniej chwili wybierali wolność, skacząc z okien. Ich mieszkania znajdowały się po wschodniej stronie, ale chodnik pod oknami już po zachodniej. Szczególnie dramatyczna sytuacja panowała na Bernauer Strasse. Enerdowskie władze zdecydowały się tam z czasem nawet na wysadzenie w powietrze całych kamienic, a nawet pobliskiego kościoła.
Dziś stoją tam fragmenty muru. W Miejscu Pamięci udokomentowane są próby ucieczki – zarówno te nieudane, jak i zakończone powodzeniem. Szczególnie w pierwszych miesiącach po wzniesieniu muru wielu osobom udawało się uciec na Zachód wykopanymi w tym celu tunelami. Szczególnie pomocni byli studenci z zachodniego Berlina pomagający w ten sposób kolegom i koleżankom ze wschodniego Berlina, z którymi przedtem studiowali razem na Wolnym Uniwersytecie Berlińskim.
Bezowocne apele
Politycy po zachodniej stronie muru zostali całkowicie zaskoczeni rozwojem sytuacji. Najwidoczniej wierzyli w zapewnienia ówczesnego szefa eneredowskiej partii i państwa Waltera Ulbrichta. Jeszcze 15 czerwca, a więc na dwa miesiące przed budową muru, oświadczył on publicznie: „Nikt nie ma zamiaru budować muru”. Gdy słowa komunisty okazały się kłamstwem, ówczesny burmistrz Berlina Zachodniego Willy Brandt zareagował jedynie moralnym apelem do żołnierzy drugiej stronie muru: „Pokażcie zachowanie godne człowieka, tam gdzie to tylko możliwe! Przede wszystkim nie strzelajcie do własnych rodaków!”. Przemówienie to transmitowane było przez megafony, tak by było słyszalne po drugiej stronie muru. Jego znaczenie było czysto symboliczne.
Białe krzyże pod Reichstagiem
Wraz z budową muru reżim w NRD osiągnął swój najważniejszy cel – zapobieżenie masowej ucieczce ludności na Zachód i tym samym osłabieniu komunistycznej gospodarki centralnie planowanej. Drastyczne uszczelnienie granicy było jednocześnie przyznaniem się enerdowskiego kierownictwa, że mieszkańców „państwa robotników i chłopów” można przymusić tylko siłą do pozostania w „komunistycznym raju”.
Gdy w 1989 roku Erich Honecker stwierdził, że mur berliński istnieć będzie jeszcze „za 50 czy nawet za 100 lat”, od strzałów pograniczników zginęło już co najmniej 130 osób. Jeszcze w lutym 1989 roku, na dziewięć miesięcy przed upadkiem muru, zastrzelono 20-letniego Chrisa Gueffroya. Według dzisiejszej wiedzy to ostatnia ofiara muru. Jego imię i nazwisko – podobnie jak imię i nazwisko pierwszej ofiary, Güntera Litfina – znajduje się na prostym białym krzyżu, który – jak wiele innych na brzegu Szprewy, koło Reichstagu – przypomina o ofiarach zbrodniczego reżimu.
Marcel Fürstenau / Bartosz Dudek
red. odp. Monika Skarżyńska