„Kobiety komponują wspaniałe utwory, ale do szuflady”
8 marca 2024DW: Zamówione przez Antona Diabellego 50 wariacji walca, sfinalizowane wydaniem w 1824 roku zbioru kompozycji, gdzie dodatkowo osobno wydane 33 utwory są autorstwa Ludwiga van Beethovena, to historia muzyki. Jak powstał pomysł dopisania dalszego ciągu, czyli uzupełnienia edycji o dzieła 50 współczesnych kompozytorek?
Claudia Bigos*: Wszystko zaczęło się od 250. rocznicy urodzin Beethovena. Natknęłam się wówczas na wspomniany zbiór wariacji walca Antona Diabiellego z 1824 roku i 33 wariacje opus 120 Beethovena, opublikowane rok wcześniej. Postanowiliśmy przestudiować i zagrać te utwory w ramach koncertu uczennic i uczniów szkół muzycznych w Brunszwiku, ale projekt przerwała nam pandemia koronawirusa. Mnie samej publikacja Diabellego nie dawała jednak spokoju, nie ma tam bowiem wśród kompozytorów ani jednej kobiety. Zaczęłam się zastanawiać, czy dla równowagi nie należałoby zamówić dziś 50 wariacji do tego samego walca wyłącznie u kompozytorek? Jesienią 2020 roku zamieściłam takie ogłoszenie w fachowej prasie. Aby zrealizować projekt uruchomiłam wszystkie znane mi kontakty i nawiązałam mnóstwo nowych.
Czy nieobecność kompozytorek w edycji Diabellego nie jest może uwarunkowana ewentualnym powiązaniem zamówienia z honorarium? Kobietom, zwłaszcza z wyższych kręgów społecznych, nie wypadało wówczas parać się pracą zarobkową.
- Nie, zdecydowanie nie! Projekt Diabellego funkcjonował wówczas – podobnie jak i u mnie – na zasadzie przyjacielskiej przysługi. Jedynym kompozytorem, który zapytał o honorarium i je też otrzymał, był Ludwig van Beethoven. Ale dostarczył on aż 33 kompozycji. Należą one do ostatnich jego utworów fortepianowych i są porównywalne w znaczeniu z „Wariacjami Goldbergowskimi” J. S. Bacha. Już dziesięć lat wcześniej Beethoven przebywał w Wiedniu, ciesząc się tam olbrzymim uznaniem i popularnością. Diabelli doskonale wiedział, że jeśli opublikuje dzieło Beethovena, to będzie miał prawdziwego asa w rękawie. Kobiet Diabelli o kompozycje nie zapytał, gdyż generalnie twórczością kobiet wówczas się nie interesowano. Tymczasem w Wiedniu, który był promieniującym na całą Europę centrum muzyki, można było wówczas spotkać szereg kompozytorek. Wystarczy dziś zajrzeć do leksykonów.
Od prawie czterech dziesięcioleci mieszka pani w Niemczech, biorąc udział w niemieckim życiu muzycznym. Czy zmienia się świadomość dotycząca wkładu kobiet w rozwój muzyki?
- Już od ponad 30 lat jestem też nauczycielką gry na fortepianie, Podczas studiów muzykologii na Uniwersytecie w Getyndze na przełomie lat 80. i 90. raczej nie zetknęłam się z tematyką kompozytorek. Ten temat pojawił się dla mnie wtedy tylko raz – kiedy muzykolożka i pisarka Eva Weissweiler opublikowała w 1991 roku biografię Clary Schumann. Książka natychmiast spotkała się z miażdżącą krytyką moich profesorów muzykologii. Muszę tu coś wyznać: w moim dzieciństwie i młodości w latach 70. i 80. w Polsce, w szkole muzycznej wykonywaliśmy utwory kompozytorów i licznych kompozytorek, w ogóle się nad tym nie zastanawiając. Tymczasem dziś, analizując programy filharmonii i festiwali, nie znajduję tam prawie żadnych nazwisk kompozytorek! Tylko 2 proc. utworów wykonywanych dziś w salach koncertowych na świecie zostało skomponowane przez kobiety! Rzeczywiście dużo więcej mówi się teraz o konieczności uwzględniania wkładu kobiet. Ukazują się książki i leksykony z biografiami kompozytorek, ale nadal niewiele to zmienia. Kobiety komponują wspaniałe utwory, nierzadko całe symfonie i oratoria, ale prawie nigdzie się ich nie wykonuje. Czyli komponują do szuflady i to już od 800 lat? To stanowczo musi się zmienić! Utwory kobiet to bogactwo kulturowe, mające prawo do prezentacji na światowych estradach.
Jak w tej sytuacji wyglądały pani poszukiwania kompozytorek do projektu „Diabelli Recomposed”?
- Rzeczywiście to było trudne. Jedna z koleżanek, Marie Awadis, jest kompozytorką. Jest dobrze usieciowana w środowisku i życzliwie polecała mnie dalej. Zadziałało to na zasadzie domina. Warunki udziału w projekcie były właściwie takie same, jak u Diabellego. Należało napisać wariacje na temat jego walca o długości dokładnie 32 taktów. Różnica polegała jedynie na tym, że kompozycje mogły się opierać zarówno na tonalności, jak i atonalności. Przede wszystkim miały się wpisywać w stylistykę danej kompozytorki. Prędko zaczęły nadchodzić pierwsze odpowiedzi – dużo więcej odmów aniżeli zgód. Porozsyłałam listy do znanych osobistości ze świata muzyki. Osoby te odpisywały, że nie mają czasu, kalendarz im nie pozwala, nie są zainteresowane. Ale w którymś momencie zebrałam jednak pierwsze 15 kompozycji i od tej chwili wiedziałam, że przedsięwzięcie się powiedzie. Nigdy bym nie pomyślała, że będzie mnie to kosztowało aż trzy lata życia! Ale warto było!
Gdzie udało się pani znaleźć wsparcie dla projektu?
- Taki projekt kompozytorski ma sens jedynie wtedy, jeśli możliwa jest edycja nut i publiczny koncert. I to było największą przeszkodą do pokonania – trzeba było znaleźć środki przede wszystkim na edycję. Fundacje a priori nie wchodziły w rachubę, gdyż nuty po wydaniu miały trafić do sprzedaży. Aż cztery fundacje z Brunszwiku, którym jestem niesłychanie wdzięczna, wsparły sam koncert oraz druk ekskluzywnego programu. Aby sfinalizować edycję poszukiwałam patronatu dla każdej z kompozytorek. Ponownie zamieściłam ogłoszenia w prasie. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo ten projekt polaryzuje. Wiele osób od razu decydowało się na patronat. Jednak byli też ludzie, którzy mówili mi wprost, że feminizm w muzyce ich nie interesuje. Poszukiwania zakończyły się sukcesem: 50 patronów i patronek pilotowało druk utworów 50 kompozytorek.
Nawiązała pani współpracę z wydawnictwem Furore Edition w Kassel, od 40 lat specjalizującym się wyłącznie w muzyce komponowanej przez kobiety...
- To wspaniałe wydawnictwo znałam już wcześniej. Zaopatrywałam się w jego nuty i otrzymywałam czasem ulotki. Bardzo się ucieszyłam, kiedy szefowa wydawnictwa, Renate Matthei, od razu dostrzegła potencjał tego projektu. Także prezeska Teatru Państwowego w Brunszwiku, Dagmar Schlingmann, była bardzo na projekt otwarta. Koncert „Diabelli Recomposed” 50 prawykonań wariacji walca Diabellego, napisanych przez 50 kompozytorek z 22 krajów odbył się w listopadzie 2023 roku. To był ogromny sukces! Wyprzedane bilety, niekończące się owacje, duże echo medialne. Jestem przeszczęśliwa, że w roli interpretatorek wystąpiły pianistki z klasy fortepianu prof. Ewy Kupiec z Wyższej Szkoły Muzyki, Teatru i Filmu w Hanowerze. Sama prof. Kupiec jest niezwykle ceniona w Niemczech i na świecie za jej wkład w wykonania muzyki współczesnej. Podczas naszej rozmowy nieśmiało poprosiłam o oddelegowanie do projektu pięciu pianistek. Pani profesor zapytała tylko: dlaczego pięć? Oddeleguję dziesięć! To wniesie więcej różnorodności do koncertu! Jej klasa fortepianu jest bardzo międzynarodowa. To nie tylko idealnie współgra z projektem, w którym kompozytorki pochodzą z tak wielu różnych krajów, lecz generalnie odzwierciedla ducha naszych czasów. Jesteśmy dziś tak wielojęzyczni i tak bardzo międzynarodowi! To jest wspaniałe i to uskrzydla!
Jak można opisać kompozycje z wydanego przez panią zbioru „Diabelli Recomposed”?
- Kompozycje zostały nadesłane z 22 krajów – od Niemiec po Australię. Z Polski włączyła się w projekt kompozytorka Asia Dojnikowska. Napisałam także do kompozytorek w innych krajach, jak Islandia, Japonia czy Turcja, ale otrzymałam odmowy – nie byłam bowiem w stanie płacić honorarium. Wiele kompozytorek ma swoich menadżerów, którzy okazywali się być skuteczną zaporą. Najmłodsza kompozytorka w „Diabelli Recomposed” przysłała utwór napisany w wieku 12 lat – tyle samo miał Franz Liszt, komponując dla Diabellego swoją wariację. Najstarsza kompozytorka w moim projekcie – Siegrid Ernst – miała 92 lata. W nadesłanych utworach słychać różnorodne wpływy. Khadija Zeynalova, która pochodzi z Azerbejdżanu, dała swej melodii taki charakter przypominający tango albo nawet orientalne elementy folklorystyczne, że to jest niesamowite! Albo Conchi Muna z Hiszpanii, która posłużyła się rytmem paso doble i całość jej wariacji stała się poprzez to niezwykle radosna. Wszyscy oczekiwali, że otrzymamy bardzo awangardowe, fragmentaryczne kompozycje, bardzo trudne do wykonania. Tymczasem dostałam wiele kompozycji w stylu tzw. neoklasyki, konkretnie neoromantyzmu. Utwory o przejrzystej strukturze i przyjemnych dźwiękach, rzeczywiście odnoszące się do tematyzowanego walca. To była prawdziwa niespodzianka. Takiej właśnie muzyki ludzie teraz pragną słuchać i takie są teraz trendy. Przysyłano też utwory bardzo nowoczesne, co mnie równie zachwycało. Przykładem może być klastrowy utwór chińskiej kompozytorki Ying Wang. Pod koniec swej wariacji pobudza fantazję słuchaczy, nakazując machnięciem ręki powtórzenie utworu symbolicznym dźwiękiem.
Wydana przez panią edycja nut została przez „Neue Musikzeitung” opisana w superlatywach, a sam projekt „Diabelli Recomposed” żyje nadal...
- Edycję 50 kompozycji przedstawimy niebawem na Targach Książki w Lipsku, podczas koncertu przeplatanego rozmową. Planowany jest pod koniec roku koncert utworów „Diabelli Recomposed” w mojej rodzimej szkole muzycznej w Bytomiu. Natomiast pianista Werner Bärtschi ze Szwajcarii w lutym 2026 roku na festiwalu „Klavierissimo” w okolicach Zurychu zamierza przedstawić kompozycje z wszystkich trzech tomików. I to jest dokładnie to, czego bym sobie życzyła w przyszłości – aby przykładowo obok Beethovena w programach koncertów w oczywisty sposób pojawiały się utwory kompozytorek. Są one bowiem skarbem, który należy najpierw odkryć, aby móc go docenić.
*Claudia Bigos – muzykolożka, pedagożka i romanistka. Pochodzi z Bytomia. W Niemczech mieszka od 1985 r. Ukończyła studia na Uniwersytecie w Getyndze. Mieszka w Brunszwiku, gdzie naucza gry na fortepianie i realizuje m.in. projekty dotyczące kompozytorek. W 2023 roku w wydawnictwie Furore Verlag (Furore Edition 10415) w Kassel ukazał się zbiór kompozycji pt. „Diabelli Recomposed. 50 Variationen von Komponistinnen weltweit für Klavier”, wydany przez Claudię Bigos.