Na tropie polskich detektywów w Berlinie
30 kwietnia 2012W ostatnie Boże Narodzenie 16-letnia Monika wyjechała ze Szczecina do Dortmundu. Rodzicom zostawiła list. Napisała, że jedzie do Niemiec do pracy i do szkoły. Pracę rzeczywiście miała – w hotelowej pralni.
„Ale takie historie mają swój dalszy ciąg. Zawsze taki sam” – opowiada detektyw Jacek Orzechowski – „Po kilku dniach takie dziewczyny tracą pracę. Są nieletnie, nie mają dokumentów, nie mają do kogo zwrócić się o pomoc. Wówczas pojawia się „wujek dobra rada” i proponuje im inną pracę. Ale już nie w pralni, lecz w agencji towarzyskiej”.
Ibrahim znika w tłumie
To jedna z wielu spraw, w których ludzie Orzechowskiego poruszali się między Polską a Niemcami. Jacek Orzechowski – były policjant, który od 20 lat prowadzi w Szczecinie agencję „Euro-Detektiv”, przed rokiem uruchomił jej biuro w Berlinie. „Liczyliśmy na zysk, zamożnych klientów, inne tematy” – tłumaczy. To jedyne takie polskie biuro w stolicy Niemiec.
W Polsce jego firma zajmowała się głównie zdradami małżeńskimi. To były dość „malownicze” historie – przyznaje detektyw. Nagi kochanek uciekający po rynnie, mąż zdradzający żonę z innym mężczyzną ... W Niemczech najwięcej zleceń dotyczy spraw gospodarczych i ubezpieczeniowych: sprawdzenie kontrahentów, ustalanie ich majątku, poszukiwanie majątku wierzycieli, sprawdzanie klientów firm ubezpieczeniowych.
Dlatego praca współczesnego detektywa to nie tylko tradycyjnie kojarzone z tą profesją śledzenie i podsłuchiwanie. To również żmudne przeszukiwanie tysięcy dokumentów w internecie – mówi Ibrahim Olejnik, pracownik biura „Euro-Detektiv”.
Olejnik, którego rodzice pochodzą z Polski i północnej Afryki, ma arabską urodę. „Polacy nie podejrzewają, że rozumiem po polsku. A Arabowie czy Turcy – że pracuję dla polskiego biura” – mówi. To jego mocna strona w tym zawodzie. Kiedy ktoś się zorientuje, że jest obserwowany, detektyw znika.
Krzysztof ma nosa
Zdaniem Olejnika, praca detektywa nie jest niebezpieczna. „Nie realizujemy spraw kryminalnych” – mówi Jacek Orzechowski – „Nie angażujemy się w sprawy związane z narkotykami czy działaniem grup przestępczych. Nie mamy takich uprawnień, a poza tym to są sprawy dla miejscowej policji”. Ludzie Orzechowskiego nie mają broni, bo jak tłumaczy szef, nie jest to potrzebne.
W ogóle jego pracownicy nie przypominają detektywów znanych z ekranów telewizyjnych – barczystych facetów w ciemnych okularach i kamizelkach kuloodpornych. „Taki wizerunek w mediach to zasługa Krzysztofa Rutkowskiego” – śmieje się Jacek Orzechowski. Jak podkreśla, detektyw nie powinien rzucać się w oczy ani wyróżniać w tłumie. Anonimowość to podstawa sukcesu.
Orzechowski dobrze zna Rutkowskiego. Przed laty prowadził w Szczecinie jego biuro. „Krzychu ma prawdziwego detektywistycznego nosa, niesamowitą energię, jeśli trzeba, działa natychmiast” – mówi Orzechowski o najbardziej kontrowersyjnym polskim detektywie. Jak dodaje, nie chce oceniać jego występów w mediach ani tego czy postępuje zgodnie z etyką zawodową.
Monika wraca do domu
Bo detektywi mają swój niepisany kodeks. Jeśli pracują dla konkretnego klienta, to nie podejmują spraw przeciwko niemu. Informacji uzyskanych w czasie pracy nie powinni wykorzystywać przeciwko swojemu zleceniodawcy. „Miałem z tym problem” – przyznaje Ibrahim Olejnik – „Kiedyś dostaliśmy zlecenie od kobiety. W toku śledztwa okazało się, że to nie ona ma racje, lecz jej mąż. Ale ponieważ pracowałem dla niej, moje prywatne zdanie się nie liczyło”.
Do berlińskiego biura „Euro-Detektiv” najczęściej trafiają Polacy. Ale jak mówi Anna Fajt, która w agencji jest osobą pierwszego kontaktu, przychodzą też Rosjanie, Turcy, Arabowie, nawet Niemcy. Zlecenia napływają też od niemieckich kancelarii adwokackich, na przykład wtedy, kiedy potrzeba materiału dowodowego na poczet spraw sądowych.
W sumie do biura w Berlinie wpłynęło w ciągu roku kilkanaście zleceń. To może nie dużo, ale agencja realizuje też sprawy przyjmowane w dwóch innych biurach – w Szczecinie i Dublinie. Czasem te również wymagają zaangażowania ludzi i sprzętu na terenie Niemiec.
Tak jak sprawa 16-letniej Moniki. „Wiedzieliśmy, kto nakłonił ją do wyjazdu. Mieliśmy pełne dossier człowieka, który w podobny sposób zwabiał do Niemiec inne dziewczyny” – opowiada Jacek Orzechowski. Dlatego odnalezienie nastolatki nie było trudne. Jeszcze przed końcem roku detektywi przywieźli ją z powrotem do Szczecina.
Jacek ogląda „Detektywów”
„Wierzę w ludzi, w relacje między nimi, w miłość i zaufanie” – deklaruje Orzechowski - człowiek, który w swojej pracy najczęściej ma do czynienia z ich brakiem. „Zlecenia, które mamy, traktujemy jako incydentalne przypadki. Bo przecież nie wszyscy są źli, nie wszyscy się oszukują, albo się zdradzają, albo porywają sobie dzieci” – mówi.
Ale nawet po pracy ciężko mu się od tych spraw oderwać. „Tak, oglądam „Detektywów” – śmieje się Jacek Orzechowski. Jak mówi, ten popularny program telewizyjny stosunkowo najlepiej oddaje pracę prawdziwych detektywów. Najlepiej, to znaczy w 50, najwyżej 60 procentach. „No, ale w telewizji trzeba trochę wody polać” – dodaje detektyw.
Maciej Wiśniewski
red.odp.: Małgorzata Matzke