„ND“ o polskich kierowcach: „Zła płaca za dobrą jazdę“
27 października 2017W Światowy Dzień Godnej Pracy, 7 października, na parkingach przy autostradach w Niemczech można było spotkać ekipy niemieckich związkowców. W ramach akcji informacyjnej Niemieckie Zrzeszenie Związków Zawodowych (DGB) chciało zwrócić uwagę kierowców na ich prawa i „oszustwo płacowe" w branży transportowej. „Ofiarami są często kierowcy z Europy Wschodniej, którzy w międzyczasie załatwiają ponad jedną trzecią transportu towarów na niemieckich autostradach” – pisze lewicowy dziennnik „Neues Deutschland” (ND) w artykule „Zła płaca za dobrą jazdę”.
Większość tirów na autostradowych parkingach nosi znaki rejestracyjne z Polski, Litwy, Bułgarii. Kierowcy wożą towary dla niemieckich firm, ale zatrudnieni są w firmach w kraju. Właściwie ich płaca powinna być przynajmniej na poziomie płacy minimalnej w Niemczech, ale logistyczna rzeczywistość wygląda inaczej. „Zamiast płacy minimalnej otrzymują zazwyczaj stawkę dzienną i diety w wysokości 40 lub 50 euro. Problematyczne są ponadto warunki pracy” – stwierdza ND. Cytowany przez berliński dziennik Dominique John z projektu DGB „Uczciwa mobilność” („Faire Mobilität”) rozmawiał z blisko tysiącem wschodnioeuropejskich kierowców. – Obserwujemy niepokojącą tendencję – podsumował.
Życie na autostradzie
”Gros kierowców transportuje zachodnioeuropejskie towary w Europie Zachodniej i miesiącami, bez przerw, żyje w ciasnych kabinach ciężarówek na skraju autostrad. Służby celne «kabotażu» prawie nie kontrolują” – tłumaczy ND. Jak przypomina, teoretycznie według zasad unijnych ciężarówki zameldowane poza granicami Niemiec mogą przewozić tygodniowo trzy transporty towarów. W praktyce floty tirów polskich, rumuńskich czy bułgarskich przewoźników pozostają w Niemczech do pół roku, na zlecenie tamtejszych firm logistycznych, takich jak choćby Amazon. „Federalne Stowarzyszenie Transportu Towarów (BGL) apeluje do niemieckich firm, by nie uprawiały jeszcze większego dumpingu płacowego” – pisze berliński dziennik.
Wszelkim regułom wymykają się natomiast „Polen-Sprinter”. Lekkie samochody dostawcze i ciężarowe nie przekraczają 3,5 ton, ograniczenia prawne ich zatem nie obowiązują. – W ostatnich latach po Niemczech i Europie Zachodniej jeździ coraz więcej tych samochodów ze wschodnich krajów unijnych – cytuje ND rzecznika BGL. „Kierowcy żyjący w tzw. topsleeper, jednoosobowych kabinach sypialnych, tygodniami, jeżeli nie miesiącami żyją w daleka od swoich rodzin” – dodaje gazeta.
Strach przed utratą pracy
Przyjęte w tym tygodniu w Brukseli zmiany w dyrektywie o pracownikach delegowanych nie objęły kierowców. Dla nich KE ma inne plany. „UE zastanawia się wręcz, czy nie zalegalizować nielegalnych praktyk w transporcie. Dla rządów państw w Środkowej i Wschodniej Europie branża logistyczna jest ważnym źródłem podatków. A kierowcy boją się utraty pracy, gdyby ich usługi przestały być konkurencyjne” – stwierdza ND.
Jednocześnie uspokaja, że obawy kierowców są bezpodstawne, bo pracy jest aż nadto. Przesyłki kurierskie, koncerny logistyczne takie jak Hermes, DPD, DHL czy Kühne żebrzą o narybek. Niemieckie związki zawodowe uważają wyższe płace za sprawiedliwe, a Federalne Stowarzyszenie Transportu Towarów BGL proponuje kompromis, na który, jego zdaniem, mogłyby przystać też kraje na wschodzie UE – zamiast zgody na trzy transporty tygodniowo, pozwolenie na trzytygodniowe ciągi pracy na zachodzie UE. „Według BGL kompromis ten ma szansę przebicia się w Parlamencie Europejskim” – konstatuje „Neues Deutschland”.
Opr. Elżbieta Stasik