Obrońcy praw człowieka czy agenci Kremla?
10 grudnia 201568-letni emeryt Gennadij Toprak żyje w trzypokojowym mieszkaniu w centrum Rygi. W czasach komunizmu budynek przeszedł na własność państwa, po odzyskaniu przez Łotwę niepodległości wrócił do spadkobierców jego pierwotnych właścicieli. Ci chcą się pozbyć Topraka i sprzedać mieszkanie, skarży się emeryt. – Płacę 100-120 euro czynszu. Na więcej mnie nie stać – mówi. Właściwie powinien uiszczać 800 euro miesięcznie. Ponieważ nie płaci, jego długi urosły do 38 tys. euro. Toprakowi grozi eksmisja.
Pomocy oczekuje od Łotewskiego Komitetu Praw Człowieka. Komitet powstał w 1992 roku i jest jedną z ponad 40 finansowanych przez Rosję organizacji pozarządowych (NGO) w krajach bałtyckich. W latach 2012 – 2014 łotewski Komitet otrzymał ponad 200 tys. euro z „Funduszu na rzecz wspierania i ochrony rosyjskich rodaków za granicą“. Fundusz ten został powołany w 2012 roku przez agencję rosyjskiego MSZ: Rosyjską Federalną Agencję ds. Rodaków (Rossotrudniczestwo). Według informacji Bałtyckiego Centrum Dziennikarstwa Śledczego Re: Baltica, w ostatnich trzech latach na konta NGO w krajach bałtyckich wpłynęło co najmniej 1,5 mln euro.
Pomoc dla Rosjan
Łotewski Komitet Praw Człowieka prowadzi w Rydze małe biuro. Drzwi się nie zamykają. Pomocy szukają emeryci pobierający rosyjskie emerytury czy lokatorzy z problemami takimi, jakie ma Gennadij Toprak. – Przeważnie są to osoby rosyjskojęzyczne – mówi Natalia Jolkina, jedna z szefowych Komitetu. Codziennie dyżuruje czterech prawników i grupa tłumaczy, którzy pomagają w przygotowaniu skarg, w razie potrzeby także do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu.
Także w Estonii rosyjskojęzycznym mieszkańcom pomaga NGO – Centrum Praw Człowieka w Tallinie. Estońskie centrum jest też finansowane przez Rosję. Chwilowo zajmuje się nowymi przepisami, które mają obowiązywać taksówkarzy: by uzyskać w przyszłości licencję, mają się wykazać znajomością języka rosyjskiego. – Dla taksówkarzy w Narwie będzie to ogromny cios – tłumaczy dyrektor centrum Alexej Semjonow. Narwa leży w północno-wschodniej Estonii, na granicy z Rosją. 95 procent mieszkańców, to osoby rosyjskojęzyczne.
Naruszanie praw człowieka
Dyskryminacja rosyjskojęzycznych mieszkańców krajów bałtyckich jest częstym tematem konferencji i publikacji działających tam NGO. W Estonii i na Łotwie mają oni oficjalny status „nieobywateli”. Po odzyskaniu niepodległości obydwa te kraje odmówiły przyznania obywatelstwa osobom przybyłym po 1940 roku z innych republik sowieckich. Status nieobywateli mają także ich potomkowie. Nieobywatele nie mają prawa głosu i nie mogą pracować w administracji publicznej. NGO wskazują, że jest to naruszenie praw człowieka. – Wybory bez głosów nieobywateli są tylko sondażem opinii publicznej – krytykuje Władimir Busajew z Łotewskiego Komitetu Praw Człowieka.
Władze Łotwy i Estonii od dawna już mają na oku Komitet i inne organizacje pozarządowe. W dorocznym raporcie łotewskiej policji znalazła się uwaga, iż zadaniem finansowanych przez Rosję organizacji jest rozpowszechnianie „nieobiektywnych i sfałszowanych informacji” dotyczących spraw wewnętrznych Łotwy. Władze Łotwy i Estonii argumentują też, że naruszenie praw rosyjskich rodaków może być pretekstem do agresji Rosji.
Na Litwie „nieobywateli” nie ma. Po odzyskaniu niepodległości Litwa jako jedyny z krajów bałtyckich nadała obywatelstwo wszystkim osobom mieszkającym wówczas na jej terenie. Rosyjskojęzyczne NGO także jednak istnieją na Litwie. Koncentrują się jednak na „zwalczaniu faszyzmu”.
Odradzenie się nazizmu w krajach bałtyckich?
Władze Łotwy i Estonii utrzymują, że mówienie o odrodzeniu się na ich terenie nazizmu jest mitem podtrzymywanym przez NGO. Te z kolei zarzucają władzom, że wspierają ruchy faszystowskie. Kontrowersje budzi zwłaszcza doroczny marsz łotewskich weteranów oddziałów Waffen SS w Rydze. Wielu Łotyszy argumentuje, że byli to bojownicy o wolność walczący przeciwko komunistycznemu reżimowi ZSRR, rosyjskojęzyczni mieszkańcy uważają, że byli to nazistowscy kolaboratorzy.
Organizacje pozarządowe zaprzeczają, jakoby ich praca była sterowana z Moskwy. – Jestem antyfaszystką i jest to stanowisko wszystkich europejskich krajów – podkreśla założycielka łotewskiego Komitetu Praw Człowieka Tatiana Żdanok.
Niektórzy aktywiści NGO regularnie występują w rosyjskiej telewizji, wśród nich Alexander Gaponenko z łotewskiego ruchu „Kongres nieobywateli”. Przeciw niemu toczy się sprawa o nawoływanie do nienawiści na tle etnicznym. Gaponenko napisał na Facebooku, że amerykańskie czołgi stacjonujące na Łotwie służą do trzymania w ryzach rosyjskojęzycznej ludności i do ochrony nazistowskich marszów.
Ograniczony wpływ NGO
Mówienie o odradzaniu się nazizmu w państwach bałtyckich jest śmieszne, uważa Gatis Pelnens, łotewski politolog, ekspert ds. Rosji . – Ani nie ma zamieszek o ideologicznym podłożu, ani rozpowszechniania nacjonalistycznych idei – argumentuje Pelnens. Widzowie rosyjskiej telewizji mogą wprawdzie odnieść wrażenie, że Rosjanie są prześladowani w krajach bałtyckich, „ale na co dzień nie ma żadnych konfliktów”. Zdaniem Pelnensa do tego negatywnego obrazu dorzuca swoje polityka prowadzona wobec rosyjskojęzycznej ludności. I dobrze, że organizacje pozarządowe walczą o ich prawa.
Eksperci uważają też, że wpływ rosyjskojęzycznych NGO i tak jest ograniczony, i dla nikogo nie są one zagrożeniem. – Organizacje te same walczą dziś o przetrwanie. Dlatego dramatyzują czasami wydarzenia – tłumaczy Riina Kaljurand z Międzynarodowego Centrum Studiów Obronnych w Tallinie.
Alexandra Jolkina / Elżbieta Stasik