Nie taki Wagner straszny. Wywiad z Tomaszem Koniecznym
3 sierpnia 2018Deutsche Welle: W przejściu podziemnym dworca w Norymberdze widziałam całą wystawę sieciowej księgarni poświęconą operze i Wagnerowi. To jeden z dowodów na to, że Bayreuth odgrywa w Niemczech wyjątkową, nie tylko kulturalną rolę.
Tomasz Konieczny: Bayreuth jest miejscem, gdzie kultywuje się muzykę Wagnera. Poza uniwersytetem nie ma tu właściwie nic więcej. Przyjeżdżają tu melomani, zafascynowani muzyką Wagnera, ale także Ci, którzy chcą zobaczyć jak to wszystko funkcjonuje, w teatrze zaprojektowanym dokładnie tak, jak tego chciał kompozytor. Akustyka jest nie z tego świata.
Jak Ty czujesz się Bayreuth? Tuż po debiucie.
Długo czekałem na debiut na Zielonym Wzgórzu i był on bardzo ważny w przebiegu mojej kariery. Jestem zadowolony, że to się udało. Współpraca z amerykańskim reżyserem Yuvalem Sharonem była bardzo udana. To niezwykle sympatyczny, otwarty człowiek. I muzycznie jest to fantastyczny spektakl, prowadzony przez najwybitniejszego obecnie dyrygenta wagnerowskiego na świecie – Christiana Thielemanna. Mam propozycje na kolejne lata, może niekoniecznie te, które najbardziej chciałbym otrzymać. Będę wszystko uważnie analizował i podejmował odpowiednie decyzje.
Bayreuth odgrywało i dziś wciąż odgrywa polityczną rolę.
Dla każdego kraju, w którym ceni się kulturę i szanuje jej dorobek, tego rodzaju wydarzenia są bardzo istotne. Bayreuth to najważniejszy niemiecki festiwal, jedyny taki na świecie. Politycy rzeczywiście pojawiają się na spektaklach. Co więcej po nich, są chętni do rozmów, bardzo zadowoleni, chcą z nami rozmawiać, fotografować się. Premierą nie popsuliśmy humoru Angeli Merkel. Jestem ciekawy, czy popsulibyśmy polskim politykom. Ale niestety nikt się nie pojawił.
A szkoda, bo sytuacja była wyjątkowa. Dwóch Polaków w głównych rolach, poza Tobą w roli Telarmunda, Piotr Beczała – jako tytułowy Lohengrin, który dołączył do obsady w ostatniej chwili.
To rzeczywiście wyjątkowa konstelacja. Sytuacja stworzyła się poniekąd sama, bo zrezygnował Roberto Alagna. Ale, między nami mówiąc, Piotr chyba coś przeczuwał, bo był już do Bayreuth zapraszany wcześniej. Jestem bardzo szczęśliwy, że jesteśmy tutaj we dwóch. Jesteśmy dumni, wciąż podkreślamy nasze polskie pochodzenie. Szkoda tylko, że władze nie chcą z nami dzielić tej radości.
Rozmawiałeś z Angelą Merkel?
Pytałem Panią Kanclerz co sądzi o obecnej sytuacji politycznej i muszę powiedzieć, że z dużym spokojem wypowiadała się na ten temat.
Chodziło o Donalda Trumpa?
Nie tylko. Powiedziałbym wręcz, że o sprawy dużo bliższe nam, Polakom. I uspokoiło mnie, że pani Angela Merkel jest spokojna, jeśli chodzi o te sprawy. To niezwykły polityk, gdyby nie to, że jest kobietą, powiedziałbym, że jest jednym z ostatnich mężów stanu w naszym świecie. Mamy do czynienia ze schyłkiem klasy politycznej, a ona reprezentuje to, co najlepsze. Wymieliliśmy kilka zdań, ale ta rozmowa bardzo mnie uspokoiła.
Festiwal w Bayreuth to cały rytuał. Podczas spektaklu są dwie długie, godzinne przerwy. Publiczność spędza na Zielonym Wzgórzu od 5 do 6 godzin. Celebrowanie sztuki i pobytu tutaj jest niezwykle ważne.
Wagner wybrał to miejsce bardzo świadomie. Chciał, by do Bayreuth przyjeżdżało się specjalnie na jego spektakle, a nie przy okazji wizyty w jakimś kurorcie na przykład. I do dziś tak jest. Festspielhaus góruje nad miastem, a festiwal jest najważniejszym wydarzeniem od ponad 140 lat.
Te długie przerwy pozwalają się publiczności odprężyć, ale dla nas – wykonawców, to też zbawienne. Różnica między przerwą godzinną a dwudziestominutową, którą mamy w normalnych teatrach jest kolosalna. Do typowego teatru ludzie przychodzą po pracy, to tylko część ich dnia. Wagner chciał czegoś innego. By dzień, w którym ogląda się spektakl, był nim zdominowany.
Część publiczności w przerwach wyciąga koszyki z jedzeniem, rozkłada koce i urządza piknik. Ci, którzy nie są przygotowani, mogą skorzystać z licznych bufetów i restauracji. Jedynym mankamentem tego miejsca jest...temperatura. Gdy na dworze temperatura wynosi 36 stopni, jak było na premierze, to w środku jest podobnie.
Teatr jest miejscem szczególnym, widownia powstała bez fundamentów na warstwie korzeni i ziemi. Akustycznie jest to miejsce wybitne. Wagner genialnie to zaplanował. I do dziś teatr pozostaje niezmieniony.
Muzyka Wagnera od dawna Cię fascynuje, tu w Bayreuth zachowana jest pełna ciągłość tradycji. Szefową festiwalu jest wnuczka Wagnera, Katharina. Masz kontakt z resztą rodziny Wagnerów?
Mam kontakt z Kathariną Wagner, co automatycznie uniemożliwia kontakt z pozostałą część rodziny. Od pokoleń Wagnerowie są bowiem skłóceni. Katharina Wagner jest niezwykle otwarta i kontaktowa. Spotkaliśmy się w gronie artystów w jej domu, tuż obok Domu Festiwalowego. Było to bardzo miłe. Można było posłuchać m.in. opowieści Christiana Thielemanna, który zaczął swoją pracę na festiwalu jeszcze podczas dyrekcji ojca Kathariny, Wolfganga Wagnera. Te historie budują etos tego miejsca.
A może za parę lat zaśpiewasz Wagnera w jakiejś polskiej inscenizacji?
Mojej obserwacje z Polski nie napawają optymizmem. Do produkcji Wagnera nie wystarczy pomysł i chęci, przede wszystkim potrzebny jest dyrygent, który zna te muzykę i wie co robi. Wystawianie Wagnera ma sens tylko na bardzo wysokim muzycznym poziomie. W innym razie nie ma to sensu. Nie chciałbym Wagnera karykaturalnego, za bardzo kocham tę muzykę.
A może to mentalny kłopot z Wagnerem w Polsce?
Kłopot jest ze wszystkim czego się nie zna. Wtedy człowiek się boi i nie lubi. To prosta sprawa: chce się coś poznać lub nie. Jak się nie chce, to ze wszystkim tak będzie. Nie ma znaczenia skąd twórca pochodzi. Do Wagnera, nie znając go, łatwiej przypiąć łatkę nazisty i antysemity i jeszcze tylko należy dodać, że do Bayreuth przyjeżdżał Hitler....
A tu w ubiegłym roku reżyser Barrie Kossky jako pierwszy Żyd w ponad 140-letniej historii festiwalu reżyserował spektakl.
Niemcy już dawno odrobili zadaną lekcję. Pokajali się już dawno. I są otwarci. Warto się o tym przekonać. Nie tylko w Bayreuth.
rozmawiała Agata Kwiecińska