Niemcy. Bułgarska opiekunka walczy o wynagrodzenie
16 lipca 2020Gotuj, zmywaj, sprzątnij kuchnię. Podaj podopiecznej leki, zrób zakupy, uprasuj. Idź z nią do lekarza, na kawę, wieczorem siedź w domu. Jako opiekunka starszej osoby w Niemczech Dobrina D. miała pełne ręce roboty. Kiedy powiedziała „dobranoc”, jej dzień pracy wcale się nie kończył. Często musiała wstawać kilka razy w nocy, aby zmienić pieluchy lub podać inne leki. Dobrina D. była na każde zawołanie 96-letniej Niemki. Mieszkała z nią przecież pod jednym dachem.
- Musiałam być w gotowości 24 godziny na dobę. Nie miałam wolnych dni ani czasu dla siebie – opowiada Dobrina D. Dziś ma 69 lat i jest z powrotem w Bułgarii. Wciąż dręczy ją wspomnienie 2015 roku, kiedy opiekowała się seniorką w Berlinie. - Moja firma pośrednictwa mnie oszukała - wyjaśnia.
Zgodnie z umową z jej bułgarską agencją pośrednictwa pracy Dobrina D. powinna była pracować tylko sześć godzin dziennie. Za ten czas otrzymała wynagrodzenie: miesięcznie 950 euro netto.
Teraz w Niemczech udało się jej zaskarżyć firmę przed sądem - pracodawca musi dopłacić jej 42 tys. euro. Sąd Pracy w Berlinie w pierwszej instancji orzekł, że suma ta odpowiada wynagrodzeniu za całodobową dyspozycyjność, która powinna być także opłacana według stawek minimalnych. Bułgarski pośrednik złożył odwołanie. Sprawa przed sadem drugiej instancji rozpoczęła się 16 lipca.
Nie znają swoich praw
Justyna Oblacewicz z Niemieckiego Zrzeszenia Związków Zawodowych (DGB) jest „bardzo ciekawa”, jak orzeknie sąd. Od ponad czterech lat mieszkająca w Berlinie Polka udziela porad mieszkańcom Europy Wschodniej, zwłaszcza kobietom, które opiekują się około 300 tys. seniorów w niemieckich domach. Codziennie słyszy takie historie jak Dobriny D.
- Cieszy nas, że ktoś w końcu odważył się iść do sądu - mówi Oblacewicz. Jest wiele powodów, dla których dzieje się to dopiero teraz, pomimo że od lat pojawiają się skargi. Opiekunki przebywają w Niemczech tylko przez krótki czas, mają pełne ręce roboty, słabo mówią po niemiecku i nie znają swoich praw.
Wiele z nich obawia się utraty pracy. W branży krążą pogłoski, że takie „niepokorne” opiekunki trafiają na „czarną listę” i nigdy już nie znajdą zatrudnienia. Zrzeszenie DGB i Oblacewicz wspierają jednak Dobrinę D. w sądzie. Mają nadzieję, że tym śladem może pójść wiele innych opiekunek.
Płynna granica między pracą a czasem wolnym
Model zatrudniania opiekunek z Europy Środkowej i Wschodniej wykorzystuje różnice w poziomie dochodów i możliwość delegowania pracowników w UE. W praktyce działa to tak: polska opiekunka podpisuje umowę z polską agencją pośrednictwa pracy, niemiecka rodzina szukająca opiekuna podpisuje umowę z niemiecką agencją pośrednictwa. Obie firmy zawierają następnie kolejną umowę między sobą. Następnie opiekunka przyjeżdża do Niemiec na okres od jednego do trzech miesięcy. Po odliczeniu prowizji zarabia około 1300 euro netto miesięcznie.
Justyna Oblacewicz uważa agencje pośrednictwa za największych beneficjentów tego modelu: - Ponoszą one najmniejsze ryzyko i są bardzo elastyczne. Przegranymi tego modelu są opiekunki, które pracują w niemieckich domach jako osoby samozatrudnione. Ponieważ ich świat zamyka się w czterech ścianach domu, zacierają się granice między pracą, gotowością i odpoczynkiem.
W rozmowach z DW kilka kobiet przyznało, że mają problemy, gdy proszą o czas wolny. Kiedy pojawiają się konflikty, to zawsze one muszą ustępować. Nierzadko w bardzo krótkim czasie muszą potem znaleźć nową pracę.
Bez nich system pada
Wiele agencji pośrednictwa pracy model opieki 24-godzinnej ma nawet zapisany w swojej nazwie: Lebenshilfe24, PeopleCare24, Wecare24. Rodzi to oczekiwania całodobowej opieki. Ale agencje umywają ręce. Frederic Seebohm ze Stowarzyszenia Opieki Domowej i Pielęgniarstwa mówi: - Jest zacięta konkurencja, a klienci niestety oczekują 24 godzin w nazwie.
Oblacewicz i Seebohm są jednak absolutnie zgodni co do tego, że państwo niemieckie zbyt długo uchylało się od zajęcia problemem opieki domowej nad osobami starszymi. A ciągły niedobór personelu opiekuńczego sprawia, że alternatywy, takie jak przejście na opiekę dochodzącą, są trudne w realizacji.
- Niemcy są zależni od opiekunów z Europy Wschodniej - przyznaje Frederic Seebohm: - Nie mają innego wyjścia. Dodaje przy tym, że znaczna większość opiekunek i tak pracuje bez umowy i nie ma żadnej ochrony.
U Justyny Oblacewicz czuje się wyraźne napięcie: - Jeśli to orzeczenie sądu nie zmieni warunków pracy w branży, to nie wiem, co będzie - przyznaje Polka.
Dobrina D. obserwuje proces z domu w Nesebyrze na wybrzeżu Morza Czarnego. Jest optymistką: - Chcę pokazać moim koleżankom i wszystkim innym, że oprócz obowiązków mamy również prawa, których powinnyśmy bronić. Z dodatkowego wynagrodzenia chciałaby opłacić swoim wnukom dobre wykształcenie. Nie chce, by musiały harować za grosze gdzieś na Zachodzie.