Niemcy mają problem z zasiłkiem na dzieci
31 grudnia 2013Obwarowanie zasiłku na dzieci dodatkowymi wymaganiami byłoby niezgodne z prawem, orzekło federalne ministerstwo ds. rodziny. Ministerstwo zareagowało na doniesienie "Bild-Zeitung" (31.12), zgodnie z którym komisja ekspertów federalnych i landowych bada, czy zasiłek na dzieci, tzw. Kindergeld nie powinien być związany z obowiązkiem mieszkania dziecka w Niemczech i chodzenia tam do szkoły. Jak pisze gazeta, eksperci uważają taki krok za konieczny. Dotychczasowa regulacja jest bowiem - przede wszystkim dla Bułgarów i Rumunów - zachętą do przyjazdu do Niemiec. „Wiele rodzin żyje głównie z zasiłku dla dzieci”, napisał "Bild".
Ograniczenia są niemożliwe
Analiza ministerstwa wykazała, że uzależnienie przyznania zasiłku od tego, czy dziecko chodzi w Niemczech do szkoły, czy nie, godziłoby w niemiecką konstytucję i w przepisy unijne, poinformowała we wtorek (31.12) rzeczniczka ministerstwa ds. rodziny, Manuela Schwesig (SPD). – Celem zasiłku na dziecko jest zagwarantowanie mu dochodów co najmniej w wysokości minimum socjalnego. Dotyczy to w takim samym stopniu obywateli niemieckich, jak i – ze względu na przepisy unijne – obywateli innych państw UE, głosi oświadczenie ministerstwa.
Zasiłek należy się też dzieciom żyjącym w ich ojczyznach
Temat zasiłku na dzieci pojawił się w toku coraz gorętszej dyskusji, jaka wybuchła w Niemczech w związku z otwarciem 1 stycznia 2014 rynku pracy także dla obywateli Bułgarii i Rumunii. Powołana do życia grupa ekspertów miała zbadać, czy nie można ograniczyć kręgu osób pobierających Kindergeld. Eksperci wyliczyli, że tylko w czerwcu 2013 bułgarskim i rumuńskim rodzicom wypłacono zasiłek dla 32 tys. 579 dzieci. Było to o 44 procent więcej niż w czerwcu 2012.
„Ale – napisał "Bild" – 11,6 procent rumuńskich dzieci i 4,6 proc. bułgarskich, którym Niemcy wypłacili ten zasiłek, żyje jeszcze w swoich ojczyznach. Ich liczba może wkrótce jeszcze wzrosnąć, ponieważ w przypadku Polski liczba polskich dzieci uprawnionych do pobierania Kindergeld, lecz żyjących nie w Niemczech a w Polsce sięgnęła w międzyczasie 30,65 procent”.
Czego gazeta nie podaje – według danych Niemieckiego Instytutu Badań nad Rynkiem Pracy (IAB) liczba Bułgarów i Rumunów pobierających zasiłek na dzieci nie mieszkające w RFN (8,8 procent) jest niższa niż średnia krajowa (10,8 proc.). Wśród wszystkich cudzoziemców żyjących w Niemczech średnia ta wynosi 15 procent. Z 142 tys. polskich dzieci korzystających z niemieckiego zasiłku, blisko jedna trzecia (42 tys.) żyje w Polsce.
CSU w ogniu krytyki
W dyskusję włączył się ambasador Bulgarii w Niemczech Radi Naidenow. – Godne ubolewania jest, że ton obecnej dyskusji narzuca populizm – powiedział na łamach „Die Welt”. Po żądaniu Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU), by prowadzić bardziej restrykcyjną politykę wobec tzw. imigrantów biedy („Kto oszukuje, ten wylatuje”), posypały się głosy oburzenia. Krytyczni są także członkowie samej CSU. Wiceprzewodniczący partii Armin Laschet dystansuje się od żądań swojej partii. – Takim doborem słów bym się nie posługiwał – powiedział. Zdaniem polityka większość Niemców zdaje sobię sprawę, że wobec starzejącego się społeczeństwa i grożącego braku fachowców, migracja jest koniecznością.
Podobnego zdania jest niemiecka gospodarka. Federalne Zrzeszenie Niemieckiego Przemysłu (BDI) od dawna domaga się, by bardziej ofensywnie traktowano kwestię braku fachowców. Przewodniczący BDI Ulrich Grillo uważa, że kwestia integracji imigrantów powinna być dla niemieckiego rządu pierwszoplanowym tematem. Już tylko brak specjalistów jest wystarczającym powodem, by ściągać do Niemiec więcej fachowców. – I ludzie ci muszą mieć szansę zintegrowania się – powiedział Grillo agencji dpa.
(dpa, afp) / Elżbieta Stasik
red. odp.: Barbara Cöllen