Niemcy o wynikach szwajcarskiego referendum
30 listopada 2009ONZ chce zbadać, czy decyzja o zakazie wznoszenia minaretów jest zgodna z Kartą Praw Człowieka. Wynik referendum dodał wiatru w żagle antyislamskim populistom w Holandii. Niemiecka opinia publiczna jest zadziwiona, jaki zwrot dokonał się w z gruntu demokratycznym szwajcarskim społeczeństwie.
Co się stało ze Szwajcarią? To pytanie pobrzmiewa w podtekście wielu wypowiedzi na temat wyniku szwajcarskiego referendum. Sebastian Edathy, senator ds. wewnętrznych miasta-landu Berlina jest zadziwiony. Podkreśla, że nie zna osobiście wielu Szwajcarów, ale zawsze miał o nich raczej pozytywną opinię. Kiedy przyjrzeć się liczbom, to niedzielne głosowanie było czymś irracjonalnym. "W Szwajcarii mieszkają z reguły bardzo umiarkowani muzułmanie z krajów bałkańskich, dlatego racjonalnie nie da się tego wyjaśnić" - mówi berliński senator.
Na prowincji w niektórych regionach do 70 proc. uczestników referendum głosowało przeciwko wznoszeniu minaretów. To bardzo nadszarpuje reputację Szwajcarii - twierdzi Josef Winkler, rzecznik frakcji parlamentarnej Zielonych ds. polityki wyznaniowej. Uważa, że jest to fatalny sygnał pod adresem muzułmanów, którym pokazuje się, że w sercu Europy chrześcijanie wszędzie mogą prezentować swoje symbole religijne, a muzułmanie mają trzymać się w ukryciu. "Ich reprezentatywne budowle nie mogą mieć takiego wyglądu, jakiego by sobie życzyli wierni, tylko taki, na jaki przystanie otoczenie"- zaznaczył polityk Zielonych.
Zaszokowani muzułmanie
To przesłanie dotarło oczywiście do muzułmanów. Nadeem Elias z Centralnej Rady Muzułmanów przyznaje, że wyznawcy islamu są zaszokowani: "To referendum odbyło się w Szwajcarii, która chlubi się neutralnością i respektowaniem praw podstawowych". Obawia się, że wynik referendum wzmocni tylko pozycję tych, którzy stoją w opozycji wobec religii islamskiej: "Tu nie chodzi o strach przed islamem. Tu chodzi o wrogość wobec tej religii, która może rozbudzić jeszcze zupełnie inne siły".
Wynik szwajcarskiego referendum może mieć reperkusje także w Niemczech i wywołać żywą debatę. Chadecki polityk Wolfgang Bosbach, przewodniczący komisji spraw wewnętrznych Bundestagu wyczuwa w Niemczech coraz większe obawy społeczeństwa przed islamizacją i chciałby, aby szwajcarskie rozstrzygnięcie potraktować bardzo poważnie.
Hartfrid Wolff, rzecznik FDP ds. praw cudzoziemców twierdzi, że nie trzeba aż tak zasadniczo prowadzić dyskusji o wszystkich szczegółach architektonicznych meczetów. "Nie ma sensu jakakolwiek fundamentalna dyskusja i nie należy traktować rozmów w sprawie budowy meczetu jako krytyki islamu. Z drugiej strony wolność religii oznacza także umożliwienia praktykowania wiary, w myśl obowiązujących praw" - przypomina liberalny polityk.
Ryzyka bezpośredniej demokracji
Jeżeli pominie się już główny aspekt referendum, czyli jego wynik, polityków w Niemczech zaprząta jeszcze jeden aspekt zachowania Szwajcarów.
Decyzja zapadła w drodze referendum, czyli jednego z elementów tzw. demokracji bezpośredniej, za którą uważana jest Konfederacja Szwajcarska. Przewodniczący Komisji Prawnej Bundestagu, chadek Siegfried Kauder uważa, że trzeba brać na serio obawy społeczeństwa. "Ale z tego powodu nie można dążyć do formy, jaką aktualnie ma Szwajcaria. Na własnym ciele kraj ten odczuł teraz bardzo boleśnie problemy wynikające z bezpośredniej demokracji".
Dobry wzorzec?
Wzorzec, za jaki uważało się szwajcarską demokrację ma nagle rysy - a to może mieć wpływ także na Niemcy, uważa Sebastian Edathy z SPD. "Szkoda, bo sam zasadniczo jestem zwolennikiem bardziej bezpośredniego systemu. Jeżeli Niemcy by się na to zdecydowali, jasne musi być, że nie wolno poddawać pod głosowanie praw człowieka."
Heiner Kiesel / Małgorzata Matzke
red.odp.: Marcin Antosiewicz