Niemcy są same odpowiedzialne za swój atomowy śmietnik
5 stycznia 2013Według doniesień niemieckich mediów rząd planuje zmianę ustawy, która by pozwalała na wywożenie poza granice Niemiec odpadów atomowych. Rząd informację tę dementuje, prasa komentuje:
Ukazujący się w Bonn General-Anzeiger pisze:
„Możliwe, że w dalszym ciągu priorytetowe jest prawo, zgodnie z którym odpady atomowe produkowane w danym kraju, mają w nim też pozostać. Mimo to trudno pozbyć się podejrzenia, że rząd federalny chce zostawić sobie otwartą furtkę. Jeszcze 40 lat temu wydawało się, że dawna kopalnia soli w Gorleben nadaje się na składowisko odpadów nuklearnych. Dziś większość jest przekonana, że można darować sobie nawet badania, bo udowodniono, że się nie nadaje. Czy kiedykolwiek uda się przekonać mieszkańców Niemiec, by zgodzili się na składowanie u siebie za rogiem odpadów atomowych? W taki oto sposób ostatnią deską ratunku może się okazać passus prawny, który dopuści składowanie radioaktywnych odpadów także może gdzieś za Uralem.”
„Niemcy nie mogą uciekać od odpowiedzialności” – uważa gazeta Heilbronner Stimme. „Śmietnik z minionych dziesięcioleci (i nadchodzących lat) wszędzie stanowi ryzyko trudne do oszacowania. Dlatego to poczucie odpowiedzialności musi być żelazną zasadą dla składowania odpadów atomowych, niezależnie od zapewnień niemieckich elektrowni jądrowych, że tak wysokich standardów bezpieczeństwa jak w Niemczech nie ma nigdzie na świecie. Poza tym jesteśmy odpowiedzialni za nasz śmietnik. Pod względem politycznym energia atomowa długo cieszyła się akceptacją społeczną. Nie może więc być mowy o uchylaniu się od odpowiedzialności.”
Ważą się losy FDP
„Można przypuszczać, że przyszła sytuacja polityczna w Dolnej Saksonii w znacznym stopniu będzie zależała od zjazdu FDP w święto Trzech Króli” – pisze wychodząca w Lüneburgu Landeszeitung – „Jeżeli nie uda się liberałom na ich tradycyjnym spotkaniu stworzyć obrazu spójnej partii, pięcioprocentowa bariera w wyborach 20 stycznia może okazać się nie do pokonania”.
Neue Osnabrücker Zeitung natomiast uważa:
„Może i Roesler jest jako przewodniczący partii sporną postacią. Nie tylko on jest jednak problemem FDP. Partia zawiodła na całej linii, nie tworząc w minionych latach swojego wyraźnego wizerunku. Ale inaczej nie mogła. Bo w swoim centrum jest podzielona. Jedno skrzydło pomstuje na każdego, kto reprezentuje czysty liberalizm i tak jak dotąd, możliwie dyskretnie chce trwać w cieniu CDU. Drugie skrzydło łaknie podtrzymania liberalizmu i indywidualizmu, i marzy mu się radykalne, mocne uderzenie w kwestiach państwowych i obywatelskich: licząc się z ryzykiem, że straci sympatię mediów i społeczeństwa. By wszcząć taką ofensywę, potrzebna jest nie tylko odpowiednia głowa, ale i odpowiedni moment. Chwilowo brakuje obydwu.”
„Na próżno szukać dziś w FDP jej własnej ideologii, tak jak za wielkich czasów Hansa-Dietricha Genschera, Hildegardy Hamm-Brücher czy Gerharda Bauma” – ubolewa Pforzheimer Zeitung – „Partia dawno już została bowiem wessana przez kanclerz Angelę Merkel. Co różni jeszcze FDP od CDU? Jedynie prastare tematy: podatki i polityka fiskalna. Ze stoickim spokojem liberałowie domagają się prezentów podatkowych dla wyborców jednak nikt nie wie, jak je sfinansować. FDP jest przez to niewiarygodna i politycznie kiepska.”
Mannheimer Morgen komentuje przyjęcie przez Gerarda Gepardieu rosyjskiego obywatelstwa:
„Poza przypadek Depardieu sięga spór na temat wysokich stawek podatkowych. Faktycznie emigrują nie tylko prominenci – także przedsiębiorstwa przenoszą swoją produkcję zagranicę. Podobna dyskusja (jak we Francji – przyp. red.) toczyła się w przeszłości także w Niemczech. Bogaci muszą u nas płacić dzisiaj jeszcze 45 procent, w latach 70' było to 11 punktów procentowych więcej. Mimo obniżenia podatków idole sportowi tacy jak Franz Beckenbauer czy Michael Schumacher jednak nie wrócili do Niemiec. Także kierowca Formuły 1 Sebastian Vettel kocha swoją ojczyznę, ale woli żyć w Szwajcarii. Nie tylko z powodu czystego powietrza.”
Elżbieta Stasik