Niemcy w bezruchu. Co kryje się za falą strajków
2 lutego 2024Ledwie dobiegły końca dwa wielodniowe strajki na kolei, a tu związek zawodowy Verdi wezwał do kolejnego. Tym razem dotknął on lotniska, gdzie 1 lutego pracę przerwali pracownicy ochrony i bezpieczeństwa lotniczego. Do strajku wezwano około 25 tysięcy zatrudnionych, którzy pracowali przy kontroli pasażerów, bagażu i personelu. Bez nich funkcjonowanie stref bezpieczeństwa na lotniskach nie jest możliwe. Dla podróżnych na lotniskach w Hamburgu, Bremie, Hanowerze, Berlinie, Kolonii, Düsseldorfie, Lipsku, Dreźnie, Erfurcie, Frankfurcie nad Menem i Stuttgarcie oznaczało to jedno: konieczność uzbrojenia się w cierpliwość.
Raptem dzień później, w piątek, przestał działać transport lokalny. Strajkowali pracownicy ponad 130 przedsiębiorstw komunalnych odpowiedzialnych za przewozy autobusami, metrem i tramwajami w 81 miastach i 42 powiatach.
A tymczasem grożą kolejne nieprzyjemności. Wkrótce może dojść do kolejnego strajku w Lufthansie, tym razem personelu pokładowego. Związek zawodowy stewardes UFO zerwał bowiem negocjacje płacowe.
Strajk zamiast pracy?
Z rozlewających się po kraju strajków znana jest Francja, ale ostatnio można odnieść wrażenie, że coraz częściej strajkuje się także w Niemczech. – Wynika to głównie z tego, że strajki mają miejsce w takich sektorach, jak transport zbiorowy, a tym samym dotykają wielu ludzi – mówi Thorsten Schulten z Fundacji imienia Hansa Böcklera, która jest blisko związana ze związkami zawodowymi. Gdyby w innych sektorach, takich jak budownictwo, chemia lub metalurgia, doszło do strajków nawet z udziałem znacznie większej liczby strajkujących, nie zostałoby to zauważone przez opinię publiczną, ponieważ nie wpłynęłoby na życie codzienne. Ale czy faktycznie strajków jest więcej, nie jest zdaniem eksperta rynku pracy wcale jasne, ponieważ nie ma jeszcze dokładnych danych dotyczących strajków w ubiegłym roku.
W zeszłym roku udział w strajkach był jednak wyższy. Według Schultena nawet związki zawodowe były zaskoczone tym, jak wiele osób faktycznie przyłączyło się do wezwań do strajków, a do tego wstąpiło do związków.
– Na pewno widzimy dziś więcej strajków niż dziesięć czy 20 lat temu – mówi Marcel Fratzscher z Niemieckiego Instytutu Badań Gospodarczych (Deutsches Institut für Wirtschaftsforschung, DIW) w Berlinie. – Jednak oczywiście były też w Niemczech okresy, takie jak lata 80., podczas których strajków było bardzo dużo – przyznaje.
Porównanie z krajami sąsiednimi pokazuje, że w kwestii sporów pracowniczych sytuacja w Niemczech jest stosunkowo spokojna. W latach 2012-21 przypadało średnio 18 przestrajkowanych dni roboczych na 1000 pracowników rocznie. We Francji takich dni było natomiast 92, a w Belgii 96.
Przemiana rynku pracodawcy na rynek pracownika
Głównym powodem ostatnich strajków w Niemczech było mocne uderzenie inflacji. – Siła nabywcza wielu ludzi zmalała, ponieważ w ciągu ostatnich trzech lat ich płace rosły znacznie słabiej niż ceny. Teraz chcieliby rekompensaty – uważa szef DIW Fratzscher.
Ludzie strajkują jednak także z powodu braku siły roboczej wynikającego z trendów demograficznych. – Mamy 1,8 miliona wolnych miejsc pracy. To sprawia, że pracownicy są bardziej pewni siebie. Domagają się lepszych warunków pracy i lepszego wynagrodzenia. I chcą to przeforsować – mówi Fratzscher. W związku z tym strajkują nie tylko po to, by uzyskać więcej pieniędzy, ale na przykład także by skrócić czas pracy, jak w wypadku strajku na kolei z początku roku. Szef związku zawodowego Verdi Frank Werneke bronił w tym tygodniu strajków na lotniskach i w lokalnym transporcie publicznym: – Warunki pracy w tych branżach są tak katastrofalne, że ludzie domagają się, żeby im ulżyć – tłumaczył.
Fratzscher przypuszcza, że w nadchodzących latach dojdzie do przyspieszenia transformacji rynku pracodawców w rynek pracobiorców. – Widzę bardzo duże prawdopodobieństwo, że w ciągu najbliższych dwóch lub trzech lat będziemy świadkami narastania liczby strajków i sporów pracowniczych – mówi szef DIW. Są już pewne oznaki: – Nie rozwiążemy konfliktu za pomocą wacika – ostrzega Barbara Resch, nowa szefowa związku zawodowego IG Metall w Badenii-Wirtembergii.
Przede wszystkim jednak ten rok przyniesie ważne negocjacje płacowe, na przykład w sektorze bankowym, budownictwie, przemyśle chemicznym oraz metalowym i elektrycznym. Pod koniec 2024 roku wygasną także układy zbiorowe w Poczcie Niemieckiej (Deutsche Post) oraz w służbie cywilnej na poziomach federalnym i komunalnym. Negocjacje zbiorowe obejmą łącznie około 12 milionów pracowników informuje Instytut Nauk Ekonomicznych i Społecznych (Wirtschafts- und Sozialwissenschaftliche Institut, WSI) z Düsseldorfu, który jest częścią Fundacji imienia Hansa Böcklera.
Związki zawodowe tracą członków
Gdy się ocenia siłę związków zawodowych, jako jej wskaźników używa się zarówno liczby ich członków, jak i tego, w jakim stopniu są oni objęci taryfowymi układami zbiorowymi. Dobre wieści nadeszły właśnie ze zjednoczonego związku zawodowego dla sektora usług Verdi, który może się pochwalić wzrostem liczby członków o około 40 tysięcy osób w ciągu ostatniego roku. Oznacza to, że Verdi zdobył więcej nowych członków niż kiedykolwiek przedtem od czasu założenia w 2001 roku. Jeśli jednak spojrzeć na ostatnie trzydzieści lat, wówczas widać, że związki zawodowe traciły członków stale i na dużą skalę.
Przełamanie tego trendu spadkowego nie będzie łatwe, ponieważ demografia wyraźnie wpływa także na związki zawodowe. Ich struktura członkowska nie odpowiada strukturze zatrudnionych, wyjaśnia Schulten. Osoby z wyżu demograficznego, które w ciągu najbliższych kilku lat przejdą na emeryturę, mają znaczną nadreprezentację również w związkach zawodowych. – To znaczy, że aby tylko utrzymać poziom liczby członków, związki muszą każdego roku przyjmować coraz więcej nowych zatrudnionych, co jest prawdziwie herkulesową pracą – mówi ekspert.
Schulten wychodzi z założenia, że szczególnie Verdi zawdzięcza wielu nowych członków przede wszystkim akcjom protestacyjnym. Nie chce jednak wyciągać odwrotnego wniosku, że związki zawodowe być może forsują strajki dla własnych kalkulacji w celu osiągnięcia jakichś zdobyczy. Również Fratzscher nie uważa tego za prawdopodobne, chociaż twierdzi, że „związki zawodowe strajkują także po to, żeby werbować członków lub przeciągać do siebie członków innych związków zawodowych, jak w wypadku związku zawodowego maszynistów GDL”.
Władza dzięki taryfowym układom zbiorowym
W ostatnich dziesięcioleciach związki zawodowe straciły również na znaczeniu pod względem zasięgu taryfowych negocjacji zbiorowych. Na początku lat 90. około 80 procent pracowników w Niemczech pracowało na stanowiskach objętych układami zbiorowymi, ale obecnie liczba ta wynosi nieco mniej niż połowę. Druga połowa pracuje w firmach, które nie są związane taryfowymi układami zbiorowymi ze związkami zawodowymi, ale mają umowy wewnętrzne.
A przy tym układy zbiorowe zapewniają wiele korzyści także pracodawcom. Na przykład, zyskują bezpieczeństwo planowania w okresie obowiązywania takich układów, ponieważ strajkowanie jest wtedy zabronione. Jak mówi Schulten, w czasach pełnego zatrudnienia, na przykład w latach 60., pracodawcy preferowali regionalne układy zbiorowe, podczas gdy związki zawodowe wolały raczej prowadzić negocjacje na poziomie przedsiębiorstw. – Później wielu przedsiębiorców najwyraźniej przestało uważać negocjacje zbiorowe za niezbędne, zwłaszcza w latach dwutysięcznych, gdy panowało wysokie bezrobocie – wyjaśnia. – Możliwe, że teraz, wraz z poprawą sytuacji pracowników, osiągnęliśmy punkt zwrotny, po przekroczeniu którego pracodawcy będą bardziej skłonni do zawierania taryfowych układów zbiorowych – mówi Schulten.
Byłoby to wyjściem naprzeciw planom Komisji Europejskiej, która jesienią 2022 roku wydała dyrektywę zalecającą zwiększenie zasięgu taryfowych układów zbiorowych w państwach członkowskich do co najmniej 80 procent. Dyrektywa ta musi w ciągu dwóch lat zostać włączona do prawa krajowego. Niemiecki minister pracy Hubertus Heil chce wprowadzić tej wiosny długo zapowiadaną ustawę o lojalności taryfowej. W celu wzmocnienia układów zbiorowych rząd przedstawi na wiosnę stosowną ustawę. – Chcemy, aby zamówienia publiczne od rządu Niemiec trafiały wyłącznie do firm, które płacą zgodnie z układami zbiorowymi – mówi minister.
Artykuł ukazał się pierwotnie na stronach Redakcji Niemieckiej DW