Niemcy: Więcej kobiet w zarządach firm. Tylko jak?
22 listopada 2020Zasadnicze porozumienie czarno-czerwonej koalicji, że w zarządach przedsiębiorstw obowiązkowo powinny zasiadać kobiety, spotkało się z krytyką opozycji. Rzeczniczka Zielonych odpowiadająca za politykę kobiet w Bundestagu, Ulle Schauws, uważa ten pomysł za zbyt nieśmiały. – Najwyższy czas, aby wprowadzić obowiązkowy parytet w zarządach – stwierdziła posłanka zgodnie z opublikowanym w sobotę (21.11.20) oświadczeniem. – Niestety to, co teraz zarozumiale zapowiadają SPD i CDU/CSU jako udział procentowy w zarządach, uznać można co najwyżej za minimalną partycypację. Trudno tu mówić o czymkolwiek więcej – stwierdziła.
„Wielki sukces kobiet w Niemczech”
Czarno-czerwona koalicja porozumiała się w piątek (20.11.20) wieczorem co do wiążącego udziału procentowego kobiet w zarządach. Według tej zapowiedzi, w zarządach firm notowanych na giełdzie, a także tych współnadzorowanych przez związki zawodowe (red. "Mitbestimmung") z liczbą większą niż 3 członków, w przyszłości jeden z nich musi być kobietą. Uzyskany kompromis ma w przyszłym tygodniu zostać przedstawiony kierownictwu koalicji, po czym ma zostać podjęta ostateczna decyzja. Minister sprawiedliwości Niemiec Christine Lambrecht (SPD) uznała to za „wielki sukces kobiet w Niemczech”, a minister stanu Annette Widmann-Mauz (CDU) powiedziała, że rząd federalny daje dobry przykład, opowiadając się za większą liczbą kobiet w zarządach firm.
„To mały krok, a potrzebny jest kamień milowy”
Polityk Zielonych Ulle Schauws jest w tej kwestii mniej euforyczna. Inaczej niż w wypadku prawdziwych udziałów procentowych, liczba kobiet w dużych zarządach nie wzrośnie automatycznie, skrytykowała. – To za mało – zaznaczyła. Ponadto, zgodnie z tymi planami, zasada ta będzie miała zastosowanie tylko w wypadku około 70 firm. – Chcielibyśmy, aby koalicja wykazała się większą odwagą – stwierdziła i dodała, że propozycja koalicji jest jedynie małym krokiem, a potrzebny jest kamień milowy.
Polityk Lewicy Doris Achelwilm nazwała proponowane rozwiązanie „wersją mikro”, która sięga o wiele za płytko. – Należy się obawiać, że w najlepszym razie w zarządzie zasiadać będzie jedna kobieta, niezależnie od tego, ilu członków będzie liczył zarząd – uznała rzeczniczka frakcji ds. równouprawnienia, polityki „queer” i polityki medialnej. Ze względu na to, że propozycja odnosi się wyłącznie do ograniczonego kręgu firm, jej „oddziaływanie będzie znacznie mniejsze niż to, jakiego w 2020 roku, także w porównaniu Niemiec z innymi krajami, należałoby się spodziewać”.
Parlamentarna szefowa frakcji FDP, Bettina Stark-Watzinger, skrytykowała natomiast wiążący charakter propozycji. – Uważam, że zanim rząd federalny zmusi do czegoś firmy, powinien sam dać dobry przykład – wyjaśniła. – Dopóki w czerwonym ministerstwie finansów nie ma ani jednej sekretarz stanu, SPD nie powinna przeforsowywać tego, czego sama nie respektuje – podsumowała.
Policzek wymierzony w kobiety czy sensowny kompromis?
Przewodnicząca frakcji AfD w Bundestagu, Alice Weidel, nazwała porozumienie „policzkiem wymierzonym w twarz wszystkich kobiet, które ze względu na własne osiągnięcia i kwalifikacje robią karierę”. Jej zdaniem, powoduje to sytuację, w której kobiety sukcesu są zasadniczo podejrzewane o to, że tylko dzięki podobnemu zapisowi odniosły sukces. – Dla firm, które często po prostu nie są w stanie znaleźć wystarczająco odpowiednich kandydatek, ta narzucona ingerencja państwa to bezczelność – stwierdziła Weidel.
Środowisko naukowe jest jednak innego zdania. Szef Niemieckiego Instytutu Badań nad Gospodarką (DIW), Marcel Fratzscher, wychodzi z założenia, że firmy ostatecznie skorzystają na proponowanym rozwiązaniu, bo „wiele badań pokazuje, że zróżnicowane zarządy mogłyby odnosić większe sukcesy, przede wszystkim w zakresie przyspieszenia ważnej transformacji niemieckiej gospodarki”, powiedział gazecie „Handelsblatt”.
Ekonomista z zadowoleniem przyjmuje piątkową umowę. – Parytet w zarządach większych firm jest istotnym krokiem na drodze do równouprawnienia i wyrównania szans w Niemczech – zauważył Fratzscher. Chociaż jest to mały krok, „ma jednak duży efekt sygnalizacyjny, bo zmusza większe przedsiębiorstwa do tego, by znacznie więcej niż do tej pory robiły na rzecz równouprawnienia i równych szans”.
(DPA/gwo)