Niemcy zwiększą wydatki na ochronę klimatu
12 grudnia 2018Niemcy zbierają podczas katowickiego szczytu wiele krytyki. Głównie dlatego, że jako największy unijny emitent dwutlenku węgla do atmosfery, nadal eksploatują swoje kopalnie. W ogłoszonym w Katowicach dorocznym rankingu CAN (Climate Action Network), międzynarodowej sieci 1300 organizacj pozarządowych, Niemcy zajmują 27. miejsce na liście 60 krajów. Są wprawdzie wyżej niż Iran, USA czy Arabia Saudyjska, ale dużo niżej niż Szwecja czy Maroko. Zdaniem aktywisty CAN Stephana Singera, rola Niemiec jako lidera ekologicznej transformacji to przeszłość. – Niemcy muszą przyspieszyć wychodzenie z węgla – mówi Singer.
Podczas katowickiego szczytu Niemcy miały zaprezentować ostatnią fazę trwającego już od lat procesu zmniejszania eksploatacji złóż węgla. Wbrew oczekiwaniom, rządowa Komisja Węglowa nie przedstawiła w przeddzień COP 24 terminu ostatecznego odejścia od węgla, mając na względzie tysiące miejsc pracy w górnictwie, zwłaszcza we wschodnich krajach związkowych.
Nieunikniona transformacja
Niemiecka minister środowiska Svenja Schulze (SPD) podkreślała podczas szczytu klimatycznego, że rząd będzie się trzymał ustaleń Komisji Węglowej, jednak jej zdaniem droga odchodzenia od energii napędzanej węglem jest przesądzona, i to nie tylko dla Niemiec. – To także droga, którą podąży Polska. Też prędziej czy później będziecie musieli zrezygnować z węgla. To już się dzieje w Niemczech. Musimy osiągnąć taki poziom emisji gazów cieplarnianych, który będzie neutralny dla klimatu – mówiła Schulze w rozmowie z DW. Podkreśliła, że nie wolno przerzucać odpowiedzialności za klimat na przyszłe pokolenia, zaś podczas transformacji energetycznej należy postępować fair wobec swoich obywateli i angażować ich w procesy przemian.
Koszty ochrony klimatu
W Katowicach Niemcy robią jednak wiele, by nie sprawiać wrażenia, że przybyli tu pustymi rękoma. Niemiecka delegacja z dumą przedstawiała dane na temat zaangażowania Niemiec w stosunkowo nową dziedzinę: ubezpieczenia od następstw anomalii pogodowych oferowane biedniejszym krajom. Od czasu porozumień paryskich w sprawie klimatu z 2015 roku Niemcy przeznaczyły na ten cel 300 milionów euro, z czego większość została już wykorzystana.
Niemcy zapowiadają też podwojenie wkładu w Green Climate Fund. Ma on wynosić 1,5 mld euro rocznie. Ten stworzony w 2010 roku mechanizm finansowy działający pod patronatem ONZ ma pomóc zahamować ocieplanie klimatu zgodnie z paryskimi celami klimatycznymi. Początkową ambicją była kwota 100 mld dolarów, którą sygnatariusze z Paryża mieli przeznaczać rocznie na cele klimatyczne. Stało się to jednak utopią, do czego przyczyniło się między innymi odrzucenie tzw. celów paryskich przez Donalda Trumpa.
Problemów nastręcza także przyjęcie przez kraje jednolitych kryteriów kwalifikowania wydatków na cele klimatyczne. Teraz każdy kraj robi to uznaniowo, a niektóre kraje jak Brazylia czy Chiny nie zgadzają się na wgląd międzynarodowych organizacji w dane, na podstawie obliczają swoje wydatki. Ujednolicenie kryteriów to jedna z ambicji katowickiego szczytu.
“Mapa drogowa” paryskich porozumień
Główny cel to opracowanie “mapy drogowej”, która ma doprowadzić do zahamowania wzrostu średnich temperatur światowych. W 2100 roku nie mogą być one wyższe niż 2 stopnie Celsjusza powyżej średnich temperatur okresu przedindustrialnego (połowa XIX. wieku). Oznacza to odchodzenie przez kraje uprzemysłowione od gospodarki opartej na węglu.
Eksperci obserwujący szczyt najbardziej obawiają się postawy USA, które pod rządami Donalda Trumpa odcinają się od celów klimatycznych. Podczas prac nad końcowym komunikatem, którego projekt wyjściowy liczył 300 stron, przedstawiciele USA wraz z negocjatorami z Kuwejtu, Arabii Saudyjskiej i Rosji byli przeciwni wiążącym deklaracjom. Kraje te wolałyby nie podpisywać się pod planem realizacji celów klimatycznych, a jedynie “przyjąć to do wiadomości”. Bez podpisu “największych trucicieli”, jak określa się te kraje w katowickich kuluarach, dokument stałby się pustą deklaracją.
Klimatyczna dyplomacja
Ann-Katrin Schneider, ekspertka z niemieckiego Związku Środowiska i Ochrony Przyrody (BUND), mówi jednak o “tylnej furtce”, którą chcą sobie zostawić Amerykanie na wypadek zmiany prezydenta w kolejnych wyborach. “Z zainteresowaniem obserwuję, jak Stany Zjednoczone, które w zasadzie odcinają się od porozumień paryskich, starają się wpływać na negocjacje. Mam wrażenie, że to zwolennicy tych porozumień, którzy robią wszystko, by kolejny rząd USA mógł zaakceptować tutejsze ustalenia”.
Dlatego niemiecka minister środowiska Svenja Schulze jest dobrej myśli w sprawie osiągnięcia kompromisu. “Rozmowy są trudne i czekają nas długie noce”, mówiła minister dwa dni przed końcem szczytu.