Niemieccy dziennikarze skarżą ustawodawcę
14 stycznia 2017Dziennikarze korzystający z informacji przekazanych im przez sygnalistów, takich jak Edward Snowden, mogą wejść w RFN w konflikt z prawem. Na mocy ustawy w 28 grudnia 2015 roku o retencji danych w kodeksie karnym znalazł się zapis pozwalający oskarżyć ich o paserstwo, kiedy zwrócą się do specjalistów z prośbą o fachową ocenę uzyskanych nielegalnie danych. Sprawa jest równie skomplikowana co ważna, bo dotyczy wolności prasy, która w Niemczech jest prawem podstawowym zagwarantowanym przez konstytucję.
Skarga do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego
Z tego względu "Stowarzyszenie na rzecz prawa do wolności" (Gesellschaft für Freiheitsrechte) w imieniu własnym oraz "Reporterów bez Granic", portalu Netzpolitik.org oraz siedmiu dziennikarzy i blogerów jeszcze w grudniu ub. roku wniosło skargę do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe. Skarżący argumentują, że ustawa dyskryminuje ich i uniemożliwia w określonych przypadkach wykonywanie zawodu. A przede wszystkim jest sprzeczna z ustawą zasadniczą.
Okazuje się, że dziennikarz oraz ekspert oceniający uzyskane przez niego od sygnalisty informacje lub dane, może być ścigany z oskarżenia o paserstwo, bowiem przedmiotem paserstwa mogą być także dobra niematerialne, np. informacje o utrzymywaniu tajnych kont za granicą czy praniu brudnych pieniędzy. Wiadomo, że takie informacje uzyskuje się na ogół od osób, które je wykradły i przekazały w zaufaniu dziennikarzom śledczym, licząc na dyskrecję. Dziennikarz dowiedziawszy się, że za wykorzystanie informacji od sygnalisty może w skrajnym przypadku powędrować na trzy lata za kratki, raczej mu odmówi niż pójdzie na takie ryzyko.
To samo dotyczy fachowców poproszonych o analizę takich informacji. Ich pomoc jest jednak często niezbędna, gdyż mało kto jest w stanie przebić się przez gąszcz bankowych danych albo napisanych medyczną chińszczyzną recept i zaleceń o stosowaniu różnych preparatów, które budzą podejrzenie dociekliwego dziennikarza, że mogą dotyczyć dopingu w sporcie wyczynowym.
Nic więc dziwnego, że prezes "Stowarzyszenia na rzecz prawa do wolności", prawnik i sędzia w berlińskim sądzie krajowym Ulf Buermeyer widzi w tym "wielkie zagrożenie dla wolności prasy" w Niemczech.
Jak tak dalej pójdzie, "możemy zamknąć kramik"
Hajo Seppelt, jeden z siedmiu dziennikarzy, który podpisał się pod skargą do Trybunału w Karlsruhe, powiedział, że już dziś ma ogromne trudności w pozyskaniu fachowców dla oceny zdobytego przez niego materiału o dopingu w sporcie wyczynowym. Seppelt specjalizuje się w tej tematyce od lat, ale boi się, że będzie musiał zająć się czymś innym, bo mając na karku groźbę oskarżenia o paserstwo "bardzo trudno będzie mu ujawnić kolejne, wielkie skandale". Jak stwierdził z goryczą, w zasadzie już teraz "możemy zamknąć kramik".
Tego samego zdania jest dziennikarz rozgłośni NDR Peter Hornung, który zyskał rozgłos donosząc obok innych o tzw. "kwitach z Panamy", czyli o szczegółach funkcjonowania rajów podatkowych w krajach tropikalnych i ich prominentnych klientach z całego świata. Hornung przypomniał, że bez pomocy ekspertów nigdy nie udałoby się przeanalizować 11,5 mln różnych dokumentów: e-maili, umów, sprawozdań, instrukcji i innych, które złożyły się na "Panama Papers". Jednak teraz, kiedy można oskarżyć dziennikarza śledczego o paserstwo, bo korzysta ze zdobytych nielegalnie danych, na nowe "kwity" raczej nie można liczyć, bo mało kto będzie gotów zaryzykować. - To poważne ograniczenie naszej pracy" - stwierdził.
Mało tego, także sygnaliści będą się bać zwrócić do mediów, bo te nie będą im mogły zagwarantować tajemnicy dziennikarskiej. Ustawa zezwala ponadto organom ścigania na przeszukanie pomieszczeń redakcyjnych i skonfiskowanie podejrzanych materiałów. A wszystko wzięło się stąd, że niemiecki ustawodawca uznał za czyn karalny posługiwanie się danymi uzyskanymi w sposób nielegalny. Chciał dobrze, bo zależało mu na ukróceniu procederu np. wykradania danych posiadaczy kart kredytowych i temu podobnych deliktów, ale przy okazji związał ręce dziennikarzom.
Skarżący zarzucają ustawodawcy niejasne sformułowania, zezwalające na nazbyt dowolną interpretację tekstu ustawy o retencji danych i twierdzą, że w oczywisty sposób utrudnia ona dziennikarzom, zwłaszcza śledczym, uprawianie zawodu. A przez to ogranicza wolność prasy. Dlatego musi zostać uznana przez Trybunał w Karlsruhe za sprzeczną z niemiecką konstytucją.
Nina Werkhäuser / Andrzej Pawlak