Nauczyciele o małych uchodźcach: Dzieciaki są super!
22 sierpnia 2015Tylko w tym roku Niemcy spodziewają się ośmiusettysięcznej fali uchodźców. Wśród nich są także dzieci, które w Niemczech powinny pójść do szkoły.
O ile w mediach dominują obrazy zamieszek przed schroniskami dla uchodźców, patrząc z perspektywy ławki szkolnej w międzynarodowej klasie integracyjnej w jednej z niemieckich szkół można zobaczyć zgoła inną rzeczywistość: pokojową koegzystencję.
Katharina Elsner jest nauczycielką w zespole szkół im. Willye'go Brandta w Mülheim an der Ruhr. Prowadzi w niej specjalny kurs dla grupy złożonej z dzieci pomiędzy siódmym a jedenastym rokiem życia. Uczniowie tej klasy pochodzą z 20 krajów. Różnią się poziomem wiedzy i umiejętnościami. Priorytety kadry nauczycielskiej są jasne: dzieci po pierwsze muszą dobrze opanować niemiecki; równolegle wykładane są im inne przedmioty, dostosowane do tempa przyswajania przez nich języka.
– Uczniowe są super! Pomagają sobie nawzajem, starsi młodszym, lepsi słabszym – mówi nauczycielka małych uchodźców, która nie traktuje tej pracy jako ciężar, tylko jako szczególne wyzwanie. Elsner nie zna wprawdzie ani arabskiego, ani serbskiego, ale nie widzi w tym problemu – pomagają gesty. Jej zdaniem najpiękniejsze jest to, że dzieci chcą się uczyć i są wyjątkowo pilne. W większości mali uchodźcy są w stanie w ciągu roku opanować niemiecki na tyle, że radzą sobie dobrze z innymi przedmiotami, a język przestaje być przeszkodą w uczestniczeniu w normalnych lekcjach a nawet zmianie klasy.
Wzajemny szacunek i sympatia
– Na początku się bałam, o Boże, jak ja tu mam znaleźć nowych przyjaciół – opowiada czternastoletnia Razul. – Ale wkrótce poznałam Dildę z Syrii. Tutaj wszyscy są równi. Tutaj także kobiety mają prawa, mówi dziewczynka, której w ojczyźnie powtarzano, że kobieta jest od siedzenia w domu i gotowania. – Ale ja chcę się uczyć – tutaj można iść do przodu – mówi z zachwytem Razul. A ja chcę być lekarką i pomagać innym – wtóruje jej mała Syryjka.
W takiej szkole jak ta w Mülheim relacje uczeń-nauczyciel są inne, niż w innych szkołach w Niemczech. Zdaniem młodej nauczycielki są tu one bardziej bliskie, spersonalizowane. Losy niektórych jej uczniów są wstrząsające. Np. chora na cukrzycę Dilda z Syrii, była świadkiem tego, jak zastrzelono jej brata. Mała Razul nigdy nie chodziła do szkoły. Pracowała w sadzie u swoich rodziców.
Kevin Masalon, inny nauczyciel z zespołu szkół im. Willy'egoBrandta, dobrze zna specyfikę nauczania takich dzieci. Jego zdaniem czasami nawet specjalistyczne kursy przygotowawcze dla nauczycieli niewiele się mogą przydać. To klasyczny "learning by doing", a bez wyjątkowego zaangażowania grona pedagogicznego wszystko byłoby skazane na porażkę.
Pedagog uważa, że bardzo pomocne jest to, że nauczyciele mają tu swojego rodzaju wolność programową i nie obowiązują ich bardzo restrykcyjne w Niemczech programy nauczania opracowywane przez landowe ministerstwa oświaty. – Tutaj obowiązuje coś takiego, jak "nauka wg potrzeb" – mówi nauczyciel, który sam musiał znaleźć podręczniki odpowiednie na małych uchodźców.
Nikt nie wybierał takiego scenariusza
Miasto Mülheim an der Ruhr, podobnie jak wiele innych niemieckich gmin, planuje przeprowadzenie rundy rozmów z wszystkimi uczniami, aby zobligować ich do pomocy małym uchodźcom.
Sama szkoła szczyci się sukcesami w integracji dzieci emigrantów z Białorusi czy Afryki. – Mamy dobre doświadczenia – chwali się Ingrid Luerig, dyrektorka zespołu. Jedna czwarta spośród ponad tysiąca uczniów to dzieci ze środowisk imigranckich. Co ciekawe, coraz więcej niemieckich rodziców chce świadomie posłać swoje dzieci do zespołu szkół Willy‘ego Brandta po to, by mogły nauczyć się tolerancji i doceniły zalety życia w międzynarodowej społeczności.
Równe prawa, te same obowiązki
Dla dzieci uchodźców nie ma taryfy ulgowej. – Mamy bardzo surowy regulamin szkolny, którego wszyscy muszą przestrzegać – mówi dyrektorka. Czapki bejsbolówki i żucie gumy to tabu. Dzieciom na czas lekcji zabierane są też telefony komórkowe Jak tłumaczy dyrektorka, nie tylko czytanie i pisanie jest ważne, ale także przestrzeganie zasad.
– To jest ok – mówi Razul, kórej badzo podoba się pogram szkoły i zajęć dodatkowych. Jednak nie da się ukryć, że takie zaangażowanie szkoły to w Niemczech ciągle jeszcze ewenement. Z drugiej strony to przykład do naśladowania i inspiracja dla innych szkół, mówi się w kręgach ministerstwa oświaty.
Wolfgang Dic, Agnieszka Rycicka