Niemieccy politycy uważają inwigilowanie Turcji przez BND za słuszne.
18 sierpnia 2014Po pierwszym zaskoczeniu informacją, że niemiecki wywiad miał na podsłuchu zarówno amerykańskich polityków jak i obiektów w Turcji, niemieccy politycy, zarówno rządowi jak i opozycyjni okazują zrozumienie dla praktyk wywiadu BND.
Polityk Zielonych Juergen Trittin twierdził w rozmowie z „Berliner Zeitung”, że w debacie na temat wywiadu należy przestać się nad sobą rozczulać i "postawić na własne rozpoznanie i poprawę działań kontrwywiadu”. Trittin zaznaczył, że napięta sytuacja w rejonie przygranicznym między Turcją a Syrią, „bezpośrednio dotyka też bezpieczeństwa Niemiec, zwłaszcza że stacjonują tam również żołnierze Bundeswehry".
„W końcu gromadzenie informacji należy do zadań tajnych służb”
Trittin powiedział berlińskiej gazecie, że „nie można zarzucać tajnym służbom, iż gromadzą informacje. „W końcu to należy do ich zadań”.
Przypadkowe przechwycenie rozmów telefonicznych sekretarza stanu USA Johna Kerry'ego i jego poprzedniczki Hillary Clinton jest dla Trittina „czymś innym, niż systematyczne podsłuchiwanie telefonu komórkowego kanclerz Angeli Merkel”.
BND musiał mieć podstawy
Zrozumienie dla inwigilowania Turcji przez BND wykazuje też polityk CDU Wolfgang Bosbach.
W rozmowie z kolońskim dziennikiem „Koelner Stadt-Anzeiger” polityk wyraził przekonanie, że BND „musiał mieć podstawy do podjęcia takich działań”. Bosbach nawiązał w tym kontekście do zabronionej Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) oraz do tureckich ekstremistycznych ugrupowań prawicowych i lewicowych, działających w Niemczech. Wymienił też inne powszechnie znane problemy jak przemyt narkotyków i ludzi.
„Amerykanom to spadło z nieba”
Mając na uwadze ostatnie napięcia na osi Waszyngton - Berlin, Bosbach wychodzi z założenia, że USA wykorzystają aktualne informacje z Niemiec do własnych celów.
„Amerykanom to spadło jak z nieba”, powiedział Bosbach, nawiązując do krytykowanych przez Niemców amerykańskich praktyk szpiegowskich i podsłuchowych w RFN.
Zróżnicowane spojrzenia na inwigilację Turcji
Działania inwigilacyjne wywiadu BND w regionach kryzysowych popiera polityk chadecki Patrick Sensburg. Natomiast przywódca opozycji i lider klubu Partii Lewicy Gregor Gysi powiedział w telewizji publicznej ARD, że „BND zawsze znajdzie uzasadnienie dla swoich działań”. „Mocno zarzucam Turcji, że na przykład pozwoliła po prostu przemaszerować IS, ale to nie powód, żeby się nawzajem szpiegować”.
Wiceprzewodniczący frakcji CDU Andreas Schockenhoff oświadczył: „Jeśli w Niemczech żyją trzy miliony Turków i jeśli tureckie organizacje w tym kraju zaklasyfikowano jako terrorystyczne, to chyba zrozumiałe, że robimy wszystko, żeby się dowiedzieć, w jaki sposób Turcja wspiera te organizacje".
Krytyczniej od Schockenhoffa do sprawy inwigilaji Turcji podchodzi socjaldemokrata Rolf Muetzenich: „Dla mnie członkowie NATO są zwykle partnerami” – powiedział gazecie "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" (FAS), wyrażając jednocześnie zaniepokojenie, że sprawa BND mogłaby dodatkowo obciążyć i tak już niełatwe relacje z Turcją.
Gmina Turecka oburzona, rząd wzywa ambasadora Niemiec
Praktyki BND ostro skrytykowała Gmina Turecka w Niemczech. Safter Cinar, przewodniczący tej organizacji powiedział, nie kryjąc oburzenia, że „stowarzyszenia, których członkami są niemieccy obywatele,- przedstawia się jako pomagierów tureckiego rządu. To skandal”.
Po doniesieniach na temat inwigilowania Turcji przez BND rząd w Ankarze wezwał do MSZ niemieckiego ambasadora. „Akcja podsłuchowa nie pasuje do zażyłych relacji między obu krajami i szkodzi wspólnym wysiłkom na rzecz utrzymania międzynarodowego bezpieczeństwa i stabilizacji", oświadczono w tureckim Ministerstwie Spraw Zagranicznych.
DPA, tagesschau.de / Iwona D. Metzner