Dziennikarka: Byli gotowi w każdej chwili ściąć mi głowę
12 kwietnia 2019Dziennikarka Janina Findeisen postanowiła wybrać się do Syrii w region objęty wojną domową. Chciała nagrać ekskluzywny materiał filmowy z terenów opanowanych przez terrorystów i zwolenników tzw. Państwa Islamskiego.Kontakt do dżihadystów miała zorganizować jej była koleżanka szkolna Laura. Dziesięć lat temu wyjechała ona do prowincji Waziristan w Płn. Pakistanie, przyłączyła się do dżihadystów i nie wróciła już do Niemiec. Dla Janniny Findeisen, która wybrała się w podróż do Syrii w zaawansowanej ciąży, miał to być debiutancki film opowiadający głównie o niezwykłej przyjaźni z Laurą.
Jesienią 2015 r. Niemka udała się z matką Laury do Antakyi (daw. Antiochia) w Turcji. Tam czekali na nią przemytnicy, którzy mieli doprowadzić kobiety do dziewczyny. Kiedy jednak na pograniczu z Syrią zaczęły się bombardowania, a straż graniczna brutalnie obchodziła się z uchodźcami, matka Laury zdecydowała się zawrócić. Pomimo wielokrotnych ostrzeżeń Findeisen postanowiła samotnie kontynuować dalszą podróż. – Miałam gwarancję bezpieczeństwa. Był nią list, który przysłała mi Laura mailem. Wszystko opierało się na zaufaniu. I wtedy mi to zupełnie wystarczyło. Ale z dzisiejszej perspektywy, świadczyło o mojej ogromnej naiwności – tłumaczy dziennikarka w rozmowie z Deutsche Welle.
Spotkanie po latach
Na początku rzeczywiście wszystko odbywało się bez zarzutu. Przemytnik przeprowadził ciężarną Niemkę do Płn. Syrii, gdzie w końcu spotkała się z Laurą. Spędziła z nią osiem dni. – Laura była zawsze moją przyjaciółką i znałyśmy się długo. Jasne, że wiele się w międzyczasie wydarzyło, ale miałyśmy do siebie zaufanie, które stało się podstawą podjęcia tej wyprawy – podkreśla dziennikarka.
Obie wiele ze sobą rozmawiały, a Findeisen udało się nawet nagrać wywiad z komendantem powiązanej z Al-Kaidą grupy zbrojnej Dżabhat an-Nusra, w której działała także Laura.
Przyjaciółki jeździły dużo po okolicy. – Byłyśmy w północno-zachodniej Syrii, przejechałyśmy przez miasto Idlib i cały czas filmowałam wszystko z okna samochodu: sytuację na ulicach, różne punkty kontrolne, kolumny pieszych i zbombardowane przedmieścia – wspomina Niemka. Kiedy miała już pod dostatkiem materiału filmowego, pożegnała się z Laurą i taksówką ruszyła w drogę powrotną do tureckiej granicy. Towarzyszył jej jeden z bojowników ugrupowania Dżabhat an-Nusra. Jednak tuż przed granicą samochód zwolnił i został zatrzymany przez zamaskowanych mężczyzn uzbrojonych w kałasznikowy. Wyciągnęli kierowcę i opiekuna Findeisen, a sami wsiedli do auta. – Poczułam ogromny strach, a jednocześnie starałam się zachować spokój, bo wiedziałam, że nic nie da się zrobić – wspomina dziennikarka.
DW łącznikiem ze światem
Porywacze zawiązali jej oczy i ruszyli w dalszą drogę. To był pierwszy z 351 dni spędzonych w niewoli. Co kilka miesięcy zmieniano miejsce pobytu Niemki. Mieszkała w dziewięciu różnych domach, nie mając pojęcia, gdzie jest. Robiła, co jej kazano, zachowywała się spokojnie, nie myślała o ucieczce. Przez cały ten czas nie wolno jej było opuszczać pokoju, w którym przebywała. A kiedy zmieniano adres zamieszkania, zakładano jej opaskę na oczy. Któregoś dnia wstawiono jej do pokoju mały telewizor. W czasie nieregularnych dopływów prądu mogła oglądałać program Deutsche Welle, który stał się dla niej - jak wspomina - jedynym łącznikiem ze światem.
Tymczasem zbliżał się dla ciężarnej kobiety dzień rozwiązania. Przedtem wielokrotnie symulowała bóle porodowe z nadzieją, że trafi do jakiegoś szpitala. Jednak poród odebrała ginekolożka, którą dowieziono z Płn. Syrii. Podczas którejś z kolejnych wizyt lekarka zdradziła ze łzami w oczach, „że dżihadyści uprowadzili jej męża, po to, by odpowiednio zatroszczyła się o poród Niemki. Zagrożono jej bowiem, że jeśli dziecku podczas porodu się coś stanie, zginie jej mąż”.
Janninie Findeisen udało się przetrwać trudny czas izolacji, tylko dzięki temu, że żyła wspomnieniami z dzieciństwa, z młodości, wspomnieniami z bezpiecznego życia, które wiodła wcześniej w Niemczech. Liczyła godziny i dni świadoma tego, że porywacze „byli gotowi w każdej chwili ściąć jej głowę”.
Droga do domu
Po jedenastu miesiącach niewoli nastąpiła rzecz nieoczekiwana. Do domu, w którym więziono dziennikarkę, wpadli zamaskowani mężczyźni wołając jej imię. – Myślałam, że to inna grupa dżihadystów, która chce mnie przejąć – opowiada. Wtedy nie przypuszczała, że obcy przybyli, by ją uwolnić. Mężczyźni okazali się bojownikami innej grupy Dżabhat an-Nusry. Powoływali się na dane wcześniej Niemce słowo i gwarancje bezpieczeństwa. Zdjęli jej opaskę z oczu i przetransportowali ją wraz z maleńkim synem do tureckiej granicy. Tam czekali już na nich niemieccy funkcjonarisze służb bezpieczeństwa.
Jannina Findeisen wie teraz, że wyprawa w zaawansowanej ciąży do Syrii była wielkim błędem. Po powrocie do Niemiec opisała swoje przeżyciach z terrorystami w książce zatytułowanej "Mein Zimmer im Haus des Krieges" (Mój pokój w domu wojny). „Pisanie pozwoliło mi przerobić ten trudny czas”.