Niemiecka prasa: antyislamiści posługują się nazistowską terminologią
23 grudnia 2014„Südwest-Presse“ (Ulm) pisze: „Znów słychać z Drezna gromkie ‘My jesteśmy narodem‘. Tysiące ludzi biorących udział w protestach ruchu Pegida maszerują przeciwko tak zwanej islamizacji świata zachodniego i uważają, że mają monopol na zabieranie głosu w imieniu milczącej większości. Ale się mylą. W wielu miastach Niemiec utworzyły się wczoraj grupy, które nie chcą być przypisywane antyemigranckiemu ‘My'. Mieszkańcy Monachium, Kassel i Bonn sformułowali to, co jest prawdziwym sukcesem cywilizacyjnym: zaangażowanie na rzecz słabszych, otwartość na los ludzi uciekających przed terrorem i wojnami”.
„Braunschweiger Zeitung” (Braunschweig) analizuje: „Między roszczeniami a poglądami ruchu Pegida nie ma prawie żadnych elementów łączących poza zawziętością, z jaką są wygłaszane. To też utrudnia znalezienie sposobu obchodzenia się z tym ruchem, którego nie można przypisać do żadnej opcji politycznej. Byłoby jednak błędem nie doceniać go. Gdyż pytanie brzmi: Kim są właściwie ci wszyscy niezadowoleni obywatele, których ogromny strach przed utratą własnego statusu społecznego, przeobraża się w straszliwą wściekłość? Już wkrótce może się okazać, że kluczowym zadaniem polityki integracyjnej państwa stanie się konieczność odzyskania zaufania właśnie tych ludzi”.
„Tagesspiegel” (Berlin) ocenia: „Jasne, że trzeba ich traktować poważnie. Gorzej jest z nawiązaniem dialogu z protestującymi, którzy dyskutować nie chcą lub nie potrafią. Niezadowolenie okazuje się być przeciwieństwem odwagi. I wiele z tego, co Pegida pogardliwie nazywa ‘systemem' i jego ‘ systemem mediów', przypomina terminologię, jaką posługiwali się naziści (i częściowo też komuniści) szkalując partie i liberalne dzienniki w Republice Weimarskiej. W podobny sposób zrzuca się na cudzoziemców (lub już od dawna obywateli tego kraju z niemieckim paszportem) winę za wszystkie niedogodności – tak jak to robiono kiedyś z Żydami”.
„Schwäbische Zeitung” (Ravenburg) uważa, że „Najłatwiej byłoby zbyć tych wszystkich obywateli, którzy wychodzą na ulice w Dreźnie, Kassel, czy Monachium jednym słowem: makolągwy. Ale czy rzeczywiście należy, jak zaproponował to teraz Kościół, prowadzić rozmowy z sympatykami „Patriotycznych Europejczyków przeciw Islamizacji Zachodu”? Zapewnić jasność tam, gdzie rozpowszechniane są teorie spiskowe, oddzielać sprawy ważne od nieważnych i wyjaśniać zależności, to są zadania dla polityków, mediów i szkół. To, że uchodźca mieszkający po sąsiedzku nie jest islamistą, że Niemcy są nadal krajem chrześcijańskim, pomimo, że żyje tu coraz więcej muzułmanów, to wszystko trzeba wytłumaczyć. Kto chce nadal żyć w wolnym i tolerancyjnym społeczeństwie, ten musi wyjaśniać. Pegida tego nie potrafi. My potrafimy”.
„Darmsdtäter Echo” (Darmstadt) podkreśla, że „Już dawno należało zorganizować demonstracyjnie akcję setek tysięcy Niemców i cudzoziemców – najlepiej przez prezydenta Joachima Gaucka i kanclerz Angelę Merkel razem z członkami rządu, przedstawicielami Kościołów i społeczeństwem obywatelskim jak i wszelkiego rodzaju przedstawicielami świata mediów i kultury. Oni wszyscy powinni jasno zaznaczyć, że należy skończyć z tym głupim gadaniem o ‘obcych wpływach' i 'islamizacji świata zachodniego'”.
Opr. Barbara Cöllen