1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Benedykt XVI niekiedy bardziej rzutki od pragmatycznego Polaka

Barbara Coellen28 lutego 2013

Pożegnanie Benedykta XVI i ocena jego pontyfikatu oraz gafa kandydata niemieckich socjaldemokratów, który uraził Włochów nazywając ich liderów w wyborach „błaznami” to tematy komentarzy prasowych.

https://p.dw.com/p/17nPv

„Passauer Neue Presse” pisze:

„To własną charyzmą teologa-papieża Benedykt zapisał się na kartach historii. Gdyby po politycznym geniuszu Janie Pawle II nastał kolejny papież z inklinacjami do polityki – stałby się tylko bladą kopią swego poprzednika. Mimo wielkiej bliskości w relacjach z Karolem Wojtyłą – Joseph Ratzinger był od samego początku jego przeciwieństwem, a tym samym kimś nowym i niezależnym. Paradoksalnie wręcz Bawarczyk potrafił być w swojej spirytualno-teologicznej powadze niekiedy bardziej rzutki od pragmatycznego Polaka. Przełom i skuteczne zwalczanie molestowania seksualnego, przyznanie do winy i publiczne zbliżenie do ofiar udały się nieśmiałemu Benedyktowi a nie ekstrawertycznemu Janowi Pawłowi II.”

„Münchner Merkur” zauważa:

„Joseph Ratzinger, 265. papież, zapisał się w historii Kościoła. Chociażby z powodu swej spektakularnej abdykacji, która fundamentalnie zmieni urząd papieski. Akurat Benedykt, tak bardzo przywiązany do tradycji, odebrał mu trochę mistycyzmu. Krytycy zarzucają mu, że odczarował urząd papieski. Lecz coś innego powodowało Benedyktem w podjęciu tej historycznej decyzji. On wyraźniej oddzielił urząd od piastującej go osoby. Dzięki niemu człowiek na tronie Piotrowym stał się widoczny – widoczne stały się jego fizyczne i psychiczne możliwości. Ciężar ogromu zadań, jaki dźwigał Benedykt na swoich barkach od chwili wyboru na papieża, dla jego następców będzie mniejszy. Dopiero po latach dowiemy się, jak odejście Benedykta zmieni Kościół”.

„Westdeutsche Zeitung” z Düsseldorfu:

„Papież Benedykt XVI ustąpił miejsca następcy, któremu łatwiej niż jemu jest poruszać się w świecie współczesnym. Dla kogoś młodszego, o świeżych siłach i wysokich kwalifikacjami w zarządzaniu. Czy Kościół katolicki, który żyje z ciągłej wiary w cuda, może liczyć na kolejne niespodzianki na wierzchołku? W tych dniach wiele jest możliwe”.

Dyplomatyczne faux-pas

Peer Steinbrück, kandydat SPD na kanclerza nazwał zwycięzców wyborów we Włoszech Silvio Berlusconiego i Beppe Grillo „błaznami”.

„Südwest Presse” z Ulm pisze:

„Peer Steinbrück znów nas rozbawił. Jego zuchwałe uwagi o nadętych, głównych protagonistach włoskiego bałaganu wyborczego pewnie podobają się wielu ludziom. Lecz drwiny nie dadzą się przekuć na głosy elektoratu, żeby nie wiem, jak były trafne. Sympatię można sobie zaskarbić dobrymi radami ws. rozwiązania pilnych problemów. I można używać przy tym dobitnych słów. Steinbrück potrafi jedno i drugie: bezbłędnie analizować i celnie argumentować. Jednakże chętnie słucha on też własnych prowokacyjnych słów. Lecz dla elektoratu, który chciałby i musi on dla siebie pozyskać, jest to zachowanie, które nie przystoi komuś, kto chce stać na czele rządu”.

„Landeszeitung” z Lüneburga komentuje odwołanie przez przebywającego w Berlinie prezydenta Włoch Giorgio Napolitano już dawno umówionej kolacji ze Steinbrückiem:

„Odwołując spotkanie w Berlinie Giorgio Napolitano dał Peerowi Steinbrückowi prezydencką odprawę za jego niewyparzony język. Jednocześnie dał mu do zrozumienia, że nie przystoi politykowi jednego kraju nazywać „błaznem” polityka innego kraju. Ponadto, że używanie takich słów nie przystoi również komuś, kto chce zostać przywódcą największego, gospodarczego mocarstwa Europy. Taka retoryka nie świadczy też o respekcie dla wyboru, jakiego dokonał włoski naród. Ilu „błaznów” Włosi naliczyli się już w niemieckiej polityce, nie wiadomo. Wiadomo, że za swoją biedę winią ‘berliński dyktat’. Jeśli spojrzymy na to w tej sposób, to Steinbrück podsycił tylko jeszcze bardziej uprzedzenia”.

Barbara Cöllen

red.odp.:Małgorzata Matzke