Niemiecka prasa kpi z własnego rządu: "Groteskowa sprawa"
26 września 2014"Spiegel Online" pisze, że "O ile słuszne było wzniecenie powszechnej debaty wokół niemieckiej odpowiedzialności i zaangażowania na świecie, o tyle powoli sprawa ta zaczyna być groteskowa. MON musiał pokornie przyznać, że armia, a przede wszystkim jej lotnictwo, dochodzą do kresu swych możliwości, czy już je wręcz przekroczyły. Sprzęt jest przestarzały, oszczędza się na częściach zamiennych i nowe wyposażenie zamówiono nie takie, jak trzeba. Bundeswehra w przeważającym stopniu wycofała się ze swoich dwóch największych misji ubiegłych lat, z Afganistanu i Kosowa. A pomimo tego mówi się: nie jesteśmy w stanie robić więcej, niż w tej chwili, ani w zakresie wojskowym, ani humanitarnym".
"Przerażające jest, czego Bundeswehra w ogóle nie jest w stanie robić. Na przykład gdzieś polecieć" - szydzi "Wetzlarer Neue Zeitung". "Błędem było przekonanie, że przy okrojonym budżecie na obronność będzie można sformować armię, która będzie mogła podejmować się coraz większych zadań. Właściwe byłoby raczej, by w ramach wspólnej, europejskiej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa wyostrzyć profile poszczególnych armii państw członkowskich i w skoordynowany sposób zwiększać ich liczebność wedle potrzeb. W Europie, która na szczęście obywa się bez kontroli granicznych, nie każdy kraj musi mieć mieć armię zdolną do sprostania wszystkim zadaniom. Budżetami europejskich ministerstw obrony można byłoby poprzez lepszą koordynację dysponować w bardziej inteligentny sposób. Warunkiem byłaby jednak wspólna idea polityki obronnej. Tyle że w Europie zawsze szwankuje ten zmysł wspólnoty".
"Landeszeitung Lueneburg" ironizuje: "Dobrze, że chociaż minister obrony mogła polecieć samolotem do Iraku Półniocnego. Tyle, że pani von der Leyen musi tym razem zrezygnować z reklamowych zdjęć transportowca Transall i żołnierzy Bundeswehry szkolących Kurdów w obsłudze wyrzutni przeciwpancernych. Z jakiego powodu? Zdolności transportowe Bundeswehry są dość ograniczone. Szkoleniowcy od kilku dni tkwią w Bułgarii, dostawa broni się opóźnia. Być może ta kompromitacja na polu PR otworzy pani minister oczy na fakt, że oferty pracy w armii na niepełnych etatach i przedszkola w koszarach są tylko pobocznymi poligonami w formowaniu sprawnie funkcjonującej armii. Zbyt długo głównym dowódcą w Bundeswehrze były nożyce do cięć. Najwyższy czas, by ich miejsce zajęły niemieckie interesy bezpieczeństwa".
"Tak to jest, kiedy wymagania konfrontowane są z rzeczywistością - rzeczywistość okazuje się być mocniejsza" - zauważa "Straubinger Tagblatt / Landshutter Zeitung". "Po zakończeniu misji afgańskiej niezbędny jest teraz remanent i wyrugowanie deficytów. Ale to mozolny, męczący i nie tyk chwytliwy temat jak rozwijanie wielkich, geostrategicznych wizji. Ale jest to konieczne. Na Ursulę von der Leyen czeka teraz mozolna wędrówka piechura".
"Handelsblatt" zaznacza, że: "Przeważająca część uzbrojenia Bundeswehry jest przestarzała i nie nadaje się do użytku. Mnożące się informacje o tych deficytych ukazują, że nowe ambicje Niemiec w zakresie polityki bezpieczeństwa stoją w ostrej sprzeczności z możliwościami, jakimi dysponuje armia. Dlaczego tak się dzieje? Ministerstwu obrony i przemysłowi zbyt wygodnie żyje się ze status quo braku odpowiedziualności. Obydwie strony z przyzwyczajenia już wskazują na siebie nawzajem palcem, kiedy trzeba znaleźć winnych za zbyt kosztowne i opóźniające się inwestycje w sprzęt. Całe zastępy pilnych ministrów, czy był to Scharping, Guttenberg czy de Maiziere imało się już tego problemu. Zmieniły się co prawda struktury i procedury, ale wynik jest dalej niezadowalający".
opr. Małgorzata Matzke