Niemiecka prasa: Premier z "Lewicy" nie oznacza jeszcze końca świata
22 października 2014„Frankfurter Rundschau” konstatuje: „25 lat po upadku berlińskiego muru polityk następczyni SED po raz pierwszy ma być premierem kraju związkowego, do tego wschodnioniemieckiego. Dla niegdysiejszych przeciwników SED to niesłychane. Ale jest to też niesłychane dla całej SPD: wejście jako młodszy partner w koalicję z wrogą, siostrzaną partią. Zarazem jest to jednak pozytywny sygnał. Pokazuje, jak daleko zaszedł ten kraj na drodze do normalności".
Zdaniem „Stuttgarter Zeitung”: „Jeżeli dojdzie do czerwono-czerwono-zielonej koalicji (SPD/Lewica/Zieloni – przyp. red.), przy wszystkich zastrzeżeniach, ciągle jeszcze wysuwanych wobec Partii Lewicy, dla Republiki Federalnej nie oznacza to jeszcze katastrofy. Jest mało prawdopodobne, by koalicja w Erfurcie utorowała drogę takiej koalicji w całej RFN. Zbyt niewiarygodne jest stanowisko Lewicy w kwestiach polityki zagranicznej. W Erfurcie chodzi o to, by z tak zwaną lewicową większością czerwono-czerwono-zielonej koalicji w ogóle robić politykę. Czy to funkcjonuje, trzeba dopiero pokazać. Jak skończy się ten eksperyment, jest otwartą kwestią. Ale na pewno będziemy przy tej okazji mądrzejsi. Już jest to wygraną dla demokracji”.
„Volksstimme“ z Magdeburga uważa, że „Planowany sojusz w Turyngii nie jest żadną wymarzoną kombinacją, tylko związkiem z rozsądku. Wszystkie trzy partie muszą przeskoczyć własny cień. Największe przeszkody musi przy tym pokonać SPD. Stoi wobec następczyni SED, co przylgnęło do "Lewicy" jak zaraza a do tego SPD musi zrezygnować z urzędu premiera. Także Zieloni, podobnie jak socjaldemokraci wywodzący się z ruchu obywatelskiego, mają problemy z przeszłością "Lewicy". Partia ta musi w końcu przyznać, że NRD było państwem bezprawia. Pragmatyzm zwyciężył jednak ostatecznie ideologiczne zaślepienie. Po prawie ćwierćwieczu nienaruszalnego, wydawałoby się panowania CDU w Turyngii, te trzy partie chcą przełamać hegemonię chadecji. Wyborca nie zostawił innego wyboru jak czerwowo-czerwono-zieloną koalicję. Gdyby sojusz ten, ze swoimi socjalnymi ambicjami, miałby odnieść sukces, byłaby to opcja dla innych wschodnioniemieckich landów i dla federacji”.
Zupełnie inny ton przyjmuje dziennik „Nürnberger Nachrichten”: „Jednego, uprzejmie proszę, nikt nie powinien robić: prorokować końca świata, jeżeli Turyngia będzie miała niebawem premiera rodem z "Lewicy". Jeden z najmniejszych landów Republiki Federalnej miałby wówczas (nota bene urodzonego w zachodnich Niemczech) szefa rządu w innych barwach. Ani mniej, ani więcej. Stawką nie jest ani przynależność Niemiec do NATO, ani euro”.
oprac. Elżbieta Stasik