Niemiecka prasa: „Tankując paliwo współfinansujemy terrorystów"
22 sierpnia 2014„Frankfurter Allgemeine Zeitung" twierdzi, że „Włączenie parlamentu w proces decyzyjny ws. dostaw broni wcale nie jest absolutną koniecznością, jak twierdzą niektórzy politycy opozycyjni. Ustawa o uprawnieniach Bundestagu wymaga zgody parlamentu tylko w przypadku misji niemieckich żołnierzy poza obszarem obowiązywania ustawy zasadniczej. Wysłanie niemieckich oddziałów w tym przypadku w ogóle nie wchodzi w grę. Kurdowie mają teraz wypełnić misję powstrzymania przemarszu terrorystów "Państwa Islamskiego" do Bagdadu. W tym celu mają dostać broń z Niemiec. Deputowani do Bundestagu, którzy upierają się przy tym, że chcą o tym współdecydować, robią w ten sposób z kurdyjskich peszmergów swego rodzaju armię podlegającą niemieckiemu parlamentowi. Nic dziwnego, że niektórzy czują się przy tym nieswojo".
O dostawach broni dla walczących w Iraku Kurdów pisze także „Mittelbayerische Zeitung": „Intensywna niemiecka debata o dostawie uzbrojenia dla Kurdów jest jak najbardziej na miejscu. Rząd Republiki Federalnej do tej pory zobowiązywał się, by nie było dostaw broni z Niemiec w regiony kryzysowe. Całkowity zwrot byłby złamaniem pewnego tabu, co kiedyś mogłoby się zemścić. Nikt nie wie, w czyje ręce jutro dostanie się być może broń dostarczana teraz Kurdom. Dlatego dobrze się dzieje, że te ważkie kwestie będą w przyszłym tygodniu rozpatrywane w Bundestagu. Jednocześnie parlament powinien mieć prawo głosowania ws. dostaw broni. Chodzi bowiem w tym przypadku o kompletne odejście od nietykalnej zasady niemieckiej polityki zagranicznej".
„Neue Ruhr / Neue Rheinzeitung" uważa, że „Kurdom jak najbardziej przydadzą się rychłe dostawy broni, by dawać odpór terrorowi dżihadystów, ale wygrać walkę z »Państwem Islamskim« można tylko politycznie; kiedy rozpadnie się ich koalicja z innymi sunickimi rebeliantami. A także, kiedy Niemcy i inne zachodnie państwa wreszcie wywrą większy nacisk na te państwa, których pieniądze płyną na wsparcie terroru. Czyli mówiąc otwarcie - na państwa Zatoki Perskiej. Perwersją jest, że tankując paliwo do naszych samochodów współfinansujemy terrorystów, do których zwalczania będzie się teraz wysyłało broń z Niemiec w region i tak już naszpikowany bronią".
„Sueddeutsche Zeitung" rozważa kwestię, czy należy pertraktować z porywaczami w sprawie okupu. Gazeta pyta: „Czy Europa powinna pozostać twarda i nie płacić żadnego okupu dżihadystom? Czy trzeba znosić takie wideofilmy jak ten z bestialskim morderstwem dokonanym na Jamesie Foleyu? Czy dobro ogółu nie liczy się bardziej niż indywidualny los, przesłanie determinacji wyżej niż deszcz dolarów dla kalifatu? Wszystkie te argumenty mają swoje uzasadnienie, a ich waga będzie różna w zależności od tego, czy argumentować będzie polityk ds. wewnętrznych i zagranicznych czy przyjaciele i krewni zakładników, jak w tym przypadku Foleya, którzy przez kilka miesięcy zabiegali o wsparcie w internecie. Płacić czy nie? Jako człowiek i dziennikarz można udzielić tylko jednej odpowiedzi. Jako członek społeczności nie ma się prawa potępiać polityków, którzy nie idą na taki handel".
„Dlaczego symbolika »Państwa Islamskiego« nie znalazła się jeszcze na indeksie w Niemczech?" - pyta dziennik „Frankenpost". „Jest to dość kuriozalna sytuacja, kiedy Niemcy dostarczają broni kurdyjskim peszmergom, wśród których mogą być przypuszczalnie także członkowie PKK, organizacji zakazanej jako ugrupowanie terrorystyczne, a na ulicach RFN mogą powiewać czarne flagi »Państwa Islamskiego«. Tyle, że sam zakaz to jeszcze za mało: do dzieła powinni przystąpić sami muzułmanie. Muszą udowodnić, że to nie ich religia jest totalitarna, tylko jej wykładnia".
opr.: Małgorzata Matzke