Niemiecka prasa: Trumpizm pozostanie
6 listopada 2020Dziennik „Sueddeutsche Zeitung" jest zdania, że:
„Niegodne wystąpienia Trumpa w noc wyborczą kolejny raz pokazały, że przede wszystkim jest on zagrożeniem dla demokracji. Od pierwszego dnia swego urzędowania toczył potyczki ze swoją partią i z opozycją, z wymiarem sprawiedliwości i aparatem urzędniczym, z prawem i ustawami. Kulminacją jego kolizji z prawem było wszczęcie wobec niego procesu impeachmentu. Styl sprawowania przez niego urzędu był szczególnie odrażający. Tempo osłabiania demokracji oszałamiające, gotowość do podboju i dopasowywania oburzająca. Teraz cały system znowu przeżywa stres, ale się nie załamuje. Miejmy nadzieję, że okaże się wystarczająco wytrzymały, kiedy ten prezydent miałby się dowiedzieć o swojej porażce. Będą go wspierali liczący głosy i urzędnicy, wierzący w integralność systemu. W noc wyborczą jeden z komentatorów telewizyjnych wychwalał ich, mówiąc, że wykonują boże dzieło. Sprawa jest mniej dramatyczna: uprawiają rzemiosło demokracji”.
Gazeta „Frankfurter Allgemeine Zeitung” zauważa, iż:
„Trump walczy na dwóch frontach, przeciwko demokracie Joe Bidenowi i przeciwko demokracji. Ta ostatnia funkcjonuje według niego tak, że po wyborach zostaną obliczone wszystkie głosy tylko tam, gdzie mógłby on pozbawić zwycięstwa swego konkurenta. Miesiącami, właściwie latami przygotowywał Trump podłoże do swojego planu, nieprzyjemne wyniki wyborcze zbywając jako „fejki” a rzekome, błędne decyzje kasując przy pomocy doborowych sędziów. Odpowiednio waleczne były jego pierwsze wystąpienia po wyborach. Ale poza tym? Im więcej czasu upływa, tym bardziej wyraźnie widać, że ten beznadziejny plan Trumpa jest taki, jak wiele jego zamiarów: na szczęście nie stworzył warunków, by móc wcielić go w życie”.
Regionalny dziennik „Ludwigsburger Kreiszeitung" jest przekonany, że „ta Ameryka nie jest latarnią demokracji”:
„Dla Europejczyków demokracja oznacza nie tylko wolność poglądów i państwo prawa, ale też sprawiedliwe obchodzenie się ze słabszą mniejszością, równowagę władzy, znalezienie konsensusu a nie dzielenie. Pokojowe obchodzenie się z sobą w starciach politycznych tak czy owak. Do tego polityka równości społecznej, której w USA całkowicie brakuje, co obok rasizmu i prawa wyborczego jest podstawą tamtejszych konfliktów. Nie można wnioskować, że USA znajdą siły, by gruntownie zreformować kraj politycznie. Także nie pod rządami Joe Bidena. Nawet, jeżeli miałby pokonać wszystkie pretensje i liczenie głosów od nowa, i rzeczywiście objąłby urząd prezydenta, pozostaje fundamentalna opozycja drugiej połowy społeczeństwa, Republikanów. W kraju oznacza to paraliżujące blokady, które wyhamowały już Baracka Obamę”.
Lokalna „Stuttgarter Zeitung" stwierdza, że „przynajmniej jeden wynik wyborów prezydenckich jest jednoznaczny, nawet jeżeli w chwili zamykania gazety nie było jeszcze wiadomo, kto ostatecznie przewlecze się przez metę. Trumpizm, ta otchłań z wrogości, dyletantyzmu i antydemokratycznej agresji, pozostanie. Stany Zjednoczone nie spełniły nadziei na zdecydowane pożegnanie się z czterema destruktywnymi latami, jaką żywiło wielu nie tylko w USA, ale na całym świecie”.