Niezrozumiany prezydent
31 maja 2010Köhler urodził się 22 lutego 1943 roku w Skierbieszowie (wtedy na terenie Generalnej Guberni). Wcześniej jego rodzina mieszkała w Rumunii. Uciekając przed Armią Czerwoną rodzina trafiła najpierw do Lipska, a potem do zachodnich Niemiec. Köhler wielokrotnie podkreślał, że choć urodził się w polskiej miejscowości i musiał ją opuścić, nie czuje się wypędzonym. "W przeciwieństwie do Eriki Steinbach Horst Köhler miał do miejsca swojego urodzenia inny stosunek i chętnie to zaznaczał w okresie, gdy między Polską a Niemcami wrzała dyskusja na temat wypędzeń", mówi Cornelius Ochmann z Fundacji Bertelsmanna. Jego stosunek do tej kwestii "jest skromny i pokorny, pozbawiony roszczeń, bólu i pretensji", dodał politolog.
Od dłuższego czasu Köhler planował również wizytę w mieście swojego urodzenia, Skierbieszowie. Pierwsze plany przed kilku laty nie powiodły się. W tym samym czasie miały miejsce kontrowersyjne dyskusje na temat wypędzeń. Od jakiegoś czasu zaczęto tę wizytę planować ponownie, ale jeżeli Köhler wybierze się do miejsca urodzenia, to już nie jako urzędujący prezydent.
Koehler i Polska
Polska była dla prezydenta Niemiec jednym z kluczowych krajów, co udowodnił udając się w swoją pierwszą oficjalną podróż właśnie do Warszawy. Köhler często podkreślał konieczność dialogu i pojednania między sąsiadami, a także historyczną odpowiedzialność Niemiec.
W Polsce był kilkakrotnie, ale do najtrudniejszych chwil należała z pewnością wizyta w 2005 roku na uroczystości z okazji 60-ciolecia wyzwolenia Obozów Zagłady Auschwitz w 2005 roku. Stał wtedy w czarnym kapeluszu w tłumie wielu zagranicznych gości. Jego ostatnią podróż do Polski odbył kilka tygodni temu helikopterem do Krakowa. Mimo chmury islandzkiego wulkanu dotarł na pogrzeb Marii i Lecha Kaczyńskich na Wawelu.
Najpierw bankowiec, potem polityk
Köhler studiował w Tybindze ekonomię. Póżniej został sekretarzem stanu w ministerstwie finansów w Bonn. W 1992 roku odszedł z polityki i zdecydował się na międzynarodową karierę bankowca. Najpierw trafił do Banku Wschodnioeuropejskiego w Londynie, a w maju 2000 został dyrektorem Międzynadiowego Funduszu Walutowego w Waszyngtonie.
Jako prezydent Köhler wielokrotnie jednak krytykował dzisiejszy system finansowy i mówił o jego "zmorach". Niektórzy komentatorzy jednak twierdzili, że jako ekonomista i były bankowiec reagował zbyt póżno. Kiedy przed rokiem został po raz drugi wybrany na prezydenta, zapowiadał najważniejsze punkty ciężkości jego prezydentury: "Praca, edukacja i integracja". Horst Köhler przez długi czas utrzymywał się w czołówce najbardziej poważanych i lubianych niemieckich polityków.
Polityk bez zobowiązań
Urząd prezydenta przejął w 2004 roku. Nie był typowym kandydatem, bo nie uchodził za zawodowego polityka. Zdaniem obserwatorów propozycja objęcia przez niego najwyższego urzędu w państwie była częścią planu ówczesnej szefowej CDU Angeli Merkel oraz dzisiejszego ministra spraw zagranicznych i szefa FDP, Guido Westerwelle. Obydwoje zakładali, że w wyborach do Bundestagu dojdzie do koalicji CDU i FDP, a Köhler miał być dobrym kandydatem dla obydwu ugrupowań. Po wyborach choć Koehler został prezydentem, a Angela Merkel kanclerzem, to koalicja CDU i FDP nie była w 2005 roku jeszcze możliwa.
Horst Köhler był wprawdzie od 1981 roku członkiem chadecji (CDU), jednak nie czuł się związany partyjnymi zobowiązaniami. Niezależność cenił sobie bardzo wysoko i kilkakrotnie to podkreślał. Nie wszystkim się to jednak podobało. Niektórzy politycy, także z własnej partii CDU, krytykowali wręcz Köhlera za wtrącanie się do aktualnej polityki. Teraz, gdy po niefortunnej wypowiedzi na temat udziału Bundeswehry w Afganistanie, stał samotnie w centrum krytyki. Nie uzyskał też wsparcia ze strony Angeli Merkel.
Prezydent wrażliwy
Kiedy rok temu Horst Köhler starał się o przedłużenie swojej kadencji o kolejnych pięć lat, komentatorzy pisali o nim: "niepozorny", "niewygodny", "wrażliwy". Niektórzy stawiali pytanie: "Czy Köhler dobrze się czuje w roli prezydenta?".
Dzisiejszy krok prezydenta Köhlera jakby potwierdzał, że wątpliwości były uzasadnione. Podczas dzisiejszego oświadczenia w Pałacu Bellevue Köhler sprawiał wrażenie, jakby czuł się do głębi zraniony i niezrozumiany, jakby poczuł się obcy we własnym kraju. "Brak niezbędnego respektu wobec najwyższego urzędu w państwie" - to mocny zarzut wobec elit własnego kraju, jakiego w Niemczech jeszcze nigdy nie było słychać z ust najwyższej osoby w państwie. Wygłaszając oświadczenie miał w oczach łzy. Trudno ocenić, jakie będą konsekwencje jego kroku.
Róża Romaniec, Berlin
red. odp. Bartosz Dudek