No Borders Band. Muzyka łączy narody
26 września 2018Charlotte powtarza w pamięci kolejność utworów, Adam boi się, żeby w stresie nikt się nie pokłócił, a Mateusz naprawia werbel, który źle brzmiał na ostatnich próbach. Tylko Deaa nieporuszony opiera się o scenę i trzyma ręce w kieszeniach. – Przez ostatnie dwa lata grałem już tyle koncertów, że przestałem się stresować – opowie potem.
Scena stoi w podwórku niemieckiego ministerstwa spraw zagranicznych w Berlinie. Kilkanaście metrów kwadratowych ledwo wystarcza, żeby pomieścić 13 osób z instrumentami, ale mimo to koncert zaczyna się punktualnie w południe. – No Borders Band! – wykrzykuje sekcja akustyczna zdradzając nazwę zespołu.
Od rocka do Rumiego
Niecodzienny jest skład grupy, bo obok młodzieży z Polski i Niemiec grają w niej młodzi uchodźcy mieszkający w Niemczech. Słychać to w repertuarze. Po głośnej rockowej aranżacji mikrofon przejmuje 22-letni Sohrab z Afganistanu i śpiewa po persku „Man o to”, czyli „Ja i ty”, piosenkę inspirowaną wierszem 13-wiecznego poety Rumiego.
Na pomysł takiej mieszanki wpadła jeszcze w 2015 roku Dominika Szyszko, gdy podczas studiów w Berlinie angażowała się w pomoc uchodźcom. – Spędzałam z nimi dużo czasu i zaczynałam się zaprzyjaźniać, a z Polski słyszałam o nich pełno przerażających wiadomości. Ta schizofrenia mnie frustrowała – wspomina 27-letnia dziś Dominika. Gdy podzieliła się tym z germanistą Andrzejem Janczewskim z rodzinnego Gorzowa Wielkopolskiego, razem postanowili zadziałać przeciwko rosnącym podziałom.
Koncert na długiej przerwie
W październiku 2015 roku Dominika zebrała w Berlinie pięciu syryjskich muzyków i przywiozła do gorzowskiego II Liceum Ogólnokształcącego, w którym pracuje Andrzej. Muzycy nocowali w szkole i w niecałe 24 godziny przygotowali krótki występ z kilkoma uczniami. Gdy następnego dnia na długiej przerwie zagrali jedną syryjską i jedną polską piosenkę, reakcje były pozytywne.
- Czuliśmy, że nie możemy tego tak zostawić – opowiada Andrzej, który do współpracy przekonał Inę Sudaszewski, dyrektorkę Katolickiej Szkoły Bernhardinum z Fürstenwalde blisko polskiej granicy. – We wschodniej Brandenburgii mamy rosnącą tendencję do izolacji. Ten projekt to próba przeciwstawienia się wzbierającym nacjonalizmom – mówi Sudaszewski. Środki na projekt zdobyli od Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży oraz Euroregionu Pro Europa Viadrina.
Wieś w Polsce i w Niemczech? Deaa nie widzi różnicy
Do zespołu trafili uczniowie z Gorzowa, Fürstenwalde, warszawskiej Bednarskiej Szkoły Realnej oraz uchodźcy z Afganistanu i Syrii. Po raz pierwszy spotkali się w maju br. w lubuskiej wsi Danków. – Szczerze mówiąc nie zauważyłem różnicy między Niemcami i Polską – mówi 24-letni Deaa z Syrii, który mieszka w Dreźnie, a w zespole gra na skrzypcach.
Za repertuar odpowiadają Jacek „Budyń” Szymkiewicz (lider zespołu Pogodno) oraz Milo Kanefaty, jeden z tych Syryjczyków, których Dominika już wcześniej zabrała do Gorzowa. – Naszym wspólnym językiem jest muzyka, ale ważny jest też czas, który spędzamy wspólnie i w którym uczymy się od siebie – mówi Kanefaty.
Wizyta w Berlinie jest dobrym przykładem, bo jeszcze tego samego dnia Sohrab z Afganistanu oprowadzi zespół po terenie byłego lotniska Tempelhof, gdzie mieszka teraz w ośrodku dla uchodźców.
Trasa na pograniczu
Po pierwszym koncercie w Berlinie nastroje w zespole są pozytywne: – Mimo różnych kultur i religii niczym się nie różnimy i razem potrafimy zrobić coś naprawdę fajnego – wyjaśnia przesłanie grupy siedemnastoletnia Ola z Gorzowa.
Występ w Berlinie był tylko prapremierą repertuaru. Obecnie Borders Band jest w drodze - koncertuje w szkołach w Brandenburgii i w województwie lubuskim.
- Chcemy trafić przede wszystkim do mieszkańców prowincji i mniejszych miejscowości – wyjaśnia Andrzej Janczewski. Członkowie zespołu zastanawiają się teraz, jak najlepiej dotrzeć ze swoim przekazem do rówieśników na pograniczu. Basista Adam z Warszawy jest optymistą: – Sukcesem będzie, jeśli przekonamy chociaż jedną osobę.