Nowe pokolenie badaczy o Solidarności: racjonalnie, bez emocji
30 sierpnia 2014Deutsche Welle: Należy Pan do grona młodych badaczy, którzy mają szerszy dostęp do zasobów archiwalnych enerdowskiej bezpieki Stasi i polskiego IPN. Czy w związku z tym mamy do czynienia ze zmianą jakości dyskusji o opozycji w Polsce i w Niemczech?
Tytus Jaskułowski: Przede wszystkim mamy do czynienia z nową generacją badaczy, zajmujących się opozycją zarówno w Polsce, jak i w NRD. Pierwsza generacja badaczy, zarówno w Polsce jak i w zjednoczonych Niemczech, była aktywna w rozmaitych organizacjach czy ruchach dysydenckich albo na własnej skórze odczuła, co to znaczy być prześladowanym przez służby bezpieczeństwa. I to musiało wpłynąć zarówno na narrację jak i na sposób postrzegania informacji, które potem znajdowano w archiwach. Te osoby były pierwszymi, które mogły dostać zgodę na korzystanie ze szczątkowego ówcześnie zasobu akt partyjnych oraz służby bezpieczeństwa. Te osoby, niewątpliwie na kanwie własnych doświadczeń, były może nie tyle zaszokowane, ile zdumione, jak olbrzymia ilość akt, jak olbrzymia ilość informacji, olbrzymia ilość ludzkiego nieszczęścia ale i ludzkiego bohaterstwa była w tych aktach.
„Mamy więcej krytycyzmu"
DW: Czyli różnice pokoleniowe w ocenie opozycji przez badaczy wynikają w dużej mierze z własnych doświadczeń…
TJ: Obecne pokolenie badaczy opozycji to jest generacja, która urodziła się na tyle późno, żeby widzieć mniej więcej w czasie swego dzieciństwa, jak funkcjonował system totalitarny. Natomiast ona nie ma takiej perspektywy, jak na przykład osoby, które urodziły się w roku 1960, albo wcześniej. Ta generacja badaczy, która w większości nie ma własnych doświadczeń, ma jedynie doświadczenia polegające na pracy naukowej. Dlatego zupełnie inaczej postrzega samo pojęcie opozycji i zachowania dysydentów po obu stronach. Co więcej, wydaje mi się, że ona ma więcej krytycyzmu. To jest generacja, która zaczyna stawiać pytania, jak to zrobił Ilko Sascha Kowalczyk w ostatniej książce na temat Stasi. Mamy olbrzymi zasób archiwalny, mamy teoretycznie olbrzymią ilość zarejestrowanych osób, których uznaje się za tajnych współpracowników, więc zadajemy pytania: Czy ta liczba odpowiada rzeczywiście prawdzie? Co to znaczy, że osoby są zarejestrowane? Co to znaczy, że opozycja enerdowska korzystała z doświadczeń Solidarności? W jaki sposób mogła korzystać? W jaki sposób opozycjoniści potrafili, albo nie potrafili zmagać się z problemami, które wynikały z czystej socjologii? Ile materiałów w aktach służb bezpieczeństwa obu krajów jest dowodem na ludzkie słabości, a jaki odsetek dokumentów jest tam dowodem na zachowania co najmniej bohaterskie?
Po zmianach, przede wszystkim Solidarność zmuszona była do funkcjonowania zupełnie w innych warunkach i można nawet zaryzykować tezę, że ta mniejsza i teoretycznie tak nie do końca brana poważnie przez niektórych badaczy opozycja enerdowska w warunkach demokratycznego państwa prawa poradziła sobie lepiej niż kilkumilionowa Solidarność. Spójrzmy chociażby na ponad 90-procentową frekwencję w wyborach do Izby Ludowej w roku 1990 i niską frekwencję wyborczą w czerwcowych wyborach 1989 roku w Polsce Jest to bardzo widoczny dysonans. On przede wszystkim został dostrzeżony i wskazywany przez młodą generację badaczy.
"Wnosimy do badań swój inny punkt widzenia"
DW: To jest podejście raczej bezemocjonalne …
TJ: Oczywiście. Młode pokolenie, które ja reprezentuje, nie przeżyło karnawału Solidarności. W związku z powyższym stosunek do tego musi być bezemocjonalny. Ale wydaje mi się, że to jest pewna siła i pewna wartość. Emocje oznaczają osobisty stosunek do wydarzeń. Czasami emocje przeszkadzają w racjonalnej ocenie sytuacji. Jeżeli przyjmujemy, że emocje, jak mówi np. Zbigniew Bujak, były czynnikiem, który decydował o rozwoju konfliktów personalnych już bezpośrednio po zawarciu porozumień sierpniowych, to moja generacja patrzy na sytuację wewnątrz kierownictwa Solidarności już przez pryzmat socjologii władzy. I w tym momencie można zadać pytanie, na ile konflikty były determinowane przez takie a nie inne cechy charakteru, przez takie a nie inne – przepraszam za wyrażenie – zacietrzewienie się niektórych działaczy, ale czy one nie były naturalnym elementem budowania pozycji i taktycznego oglądu sytuacji, które miały pewne osoby z kierownictwa Solidarności.
DW: Czyli następuje też pewne odczarowywanie Solidarności?
TJ: To zależy. Z jednej strony nikt z mojego pokolenia, tym bardziej z pokolenia osób, które miały możliwość śledzenia wydarzeń w Stoczni Gdańskiej nie będzie odbierał zasług i charyzmy wielu działaczy. I to nie mówimy tylko o Lechu Wałęsie. Przypomnijmy rolę Bogdana Borusewicza, któremu nie można odmówić talentów ani autorytetu, który miał. Pamiętajmy o roli Andrzeja Gwiazdy. Pamiętajmy, że wielu bezimiennych robotników zaczęło strajkować i domagać się przywrócenia Anny Walentynowicz do pracy. W tym tkwi pewna siła tego ruchu. Nikt nie zamierza odbierać zasług doprowadzenia do tego strajku.
Natomiast nie można oczekiwać, że pokolenie dzieci osób, które wtedy tworzyły Solidarność nie będzie zadawała tak bezemocjonalnych pytań, jak: Dlaczego doszło do podziałów? Dlaczego doszło do takich a nie innych zachowań? Czy rzeczywiście decyzje, które były podejmowane, były racjonalne, czy też nie? Ale to jest szansa każdego pokolenia, które wnosi do badań swój inny punkt widzenia.
rozmawiała Barbara Cöllen
Dr Tytus Jaskułowski specjalizuje się w historii NRD. Jest pracownikiem Instytutu Badań nad Totalitaryzmem im. H. Arendt na Uniwersytecie Technicznym w Dreźnie oraz autorem m.in. książek „Przyjaźń, której nie było. Ministerstwo Bezpieczeństwa NRD wobec MSW 1974 – 1990” oraz redaktorem zbioru dokumentów „NRD w oczach szpiega. Pokojowa rewolucja w Niemczech wschodnich 1989-1990 w raportach polskiego wywiadu”.